, 0125. Barnes Elizabeth Letnie wspomnienia 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ja myślałam to samo o tobie. - To, co mówił, miało sens. Gdyby tylko mogła mu
uwierzyć! - Naprawdę nie chodziło ci o związanie się z najlepszą rodziną w Bostonie?
- Nie, kochana - odparł z ledwo dostrzegalnym uśmiechem. - Nigdy. Jeżeli
bywałem na niektórych przyjęciach, to tylko ze względu na działalność charytatywną.
Ale zabiegać o akceptację wyższych sfer? - potrząsnął głową. - Nigdy nie miałem takiej
potrzeby.
Jestem człowiekiem sukcesu, moje domy sprzedają się dlatego, że są solidnie
zbudowane, a nie dlatego, że utrzymuję odpowiednie kontakty towarzyskie.
- Ale... te przyjęcia, na które chodziłeś z Cynthią, i to dzisiejsze? - przypomniała,
pełna wątpliwości.
- Wyglądało na to, że mam w tym jakiś cel? - podsunął. - Pasowało do całej reszty,
tak?
- Oczywiście, że tak. Jedyna różnica między tobą a śmietanką towarzyską polega na
tym, że jesteś znacznie mniej nudny.
-Och, Sereno! - roześmiał się, patrząc na nią nieobecnym wzrokiem. - To mi
przypomina tamtą dziewczynę, którą poznałem latem. Wiesz, co sobie pomyślałem,
kiedy Serena Winslow Wright napisała do mnie prosząc o pozwolenie obejrzenia
mojego cmentarza? Pomyślałem, że jest albo najgorszą snobką pod słońcem, albo
zasuszoną starą panną. To, co zobaczyłem, trochę mnie zaskoczyło, delikatnie mówiąc.
A to, co powiedziałaś podczas pierwszego obiadu, że jestem przewrażliwiony na
punkcie swojego pochodzenia, wprawiło mnie niemal w osłupienie.
- Byłeś taki pewny siebie, taki imponujący, że trudno mi było uwierzyć, że to cię w
ogóle obchodzi.
-Więc powiem ci, że rzeczywiście tak było, ale wtedy uświadomiłem sobie, że mam
przed sobą pannę, w której żyłach płynie czysty błękit - Wright Winslow w jednej
osobie. Nie mogłem myśleć o tobie jak o jeszcze jednej atrakcyjnej dziewczynie, w której
zdarzyło mi się zakochać w czasie jednego popołudnia. Byłaś z innego świata, z
zupełnie innej ligi.
-Z czego? - śmiała się, jakby znowu było lato i tamten wieczór, kiedy czuła się
wolna i wyzwolona.
- Nie z twojej ligi?
- Tak wtedy myślałem - zapewnił ją - dopóki nie opowiedziałaś mi o swoich
przodkach, o tym facecie ze statku  Mayflower", pijanym w trupa pod drzewem
genealogicznym.
- Johnie Billingtonie - uzupełniła.
- Obojętnie, jak się nazywał. Nie chodzi o jego nazwisko, ale o to, że niewiele o
niego dbałaś. Pomyślałem sobie, że być może jest jakaś nadzieja dla biednego
wiejskiego chłopca.
- John, nie nazywaj tak siebie! - zawołała z zacietrzewieniem. Tak samo jak tego
pierwszego wieczoru.  Nie jesteś... -urwała, ogarnięta śmiechem. -Trudno nazwać cię
chłopcem, poza tym nie jesteś biedny, a jeżeli jesteś wieśniakiem, to Boże chroń mnie
przed arystokracją. Nigdy nie chciałam do niej należeć, a kiedy ciebie spotkałam...
John? - zapytała wstrzymując oddech - czy to naprawdę takie proste?
- Mam nadzieję - powiedział żarliwie i przytulił ją do siebie. - Jeżeli mi uwierzysz i
wybaczysz to, co zrobiłem... Nie mam żadnego usprawiedliwienia poza tym, że bardzo
długo byłem sam, nie pozwalałem nikomu zbliżyć się do siebie... Dopiero tam, na
cmentarzu... - wziął głęboki oddech. - Sereno, nie sądzę, żeby to było proste! %7ładne z
nas nie może udowodnić, że mówi prawdę, chociaż ja ci wierzę. To, co wydawało mi się
sprytnie uknutą intrygą, ta niewiarygodna scena z twoim ojcem, twój upór, wcale nie
były zaplanowane. To tylko koszmarne nieporozumienie i echa przeszłości, o której nic
nie wiedzieliśmy.
- Wierzysz w to? - zapytała ostrożnie.
- Tak, całkowicie - powiedział z powagą. - Pytanie, czy ty możesz uwierzyć, że to,
co robiłem, wynikało ze zranionej dumy. Nie jestem taki pewny siebie, jak zdajesz się
sądzić. Od samego początku wydawało mi się to zupełnie nieprawdopodobne, że ktoś
taki jak ty chce wyjść za kogoś takiego jak ja...
- To rzeczywiście trudne do uwierzenia - odparła śmiejąc się. - John Bourque
niepewny siebie?
- Cholernie niepewny, jeżeli chodzi o ciebie - przyznał z nieśmiałym uśmiechem. -
Już ci mówiłem, jesteś nie z tej ligi, milady.
- Myślałam to samo o tobie. I dlatego tak łatwo uwierzyłam, że ożeniłeś się ze mną
tylko ze względu na moją pozycję społeczną i dlatego byłam zazdrosna
o Cynthię - wyznała szczerze. - Byłam pewna, że ty i ona... No, wiesz!
- Dlatego ją u nas zatrzymałem - uśmiech pojawił się w kącikach jego ust. - Miałem
nadzieję, że będziesz zazdrosna lub że jej pobyt wyrwie nas z tego marazmu.
-Wyrwał mnie, nie ma co! - przyznała z zawstydzeniem. - Tak dokładnie, że
odstawiłam dla ciebie striptiz.
- Och, tak! - uśmiechnął się na to wspomnienie. -Ten nieprawdopodobny, cudowny
striptiz... Wtedy dopiero uwierzyłem, że to wszystko może się jeszcze dobrze skończyć.
- Może - położyła nacisk na to słowo. - Przecież potem byłam szczera.
Powiedziałam, że cię kocham!
- Ale wyglądało to tak, jakbyś chciała zachować pozory, usprawiedliwić to, co
zrobiłaś.  Niepewność nie znikła z jego oczu. - Sereno, co byś pomyślała, gdybym
nagle wyznał, że cię kocham? Uwierzyłabyś?
- Nie wiem - przyznała niepewnie. - Uwierzyłabym. .. Dopóki nie zrobiłbyś znowu
czegoś, co by temu zaprzeczyło.
- Ale teraz wierzysz? - zapytał. - Czy wierzysz, że kocham cię nad życie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl