,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ja myślałam to samo o tobie. - To, co mówił, miało sens. Gdyby tylko mogła mu uwierzyć! - Naprawdę nie chodziło ci o związanie się z najlepszą rodziną w Bostonie? - Nie, kochana - odparł z ledwo dostrzegalnym uśmiechem. - Nigdy. Jeżeli bywałem na niektórych przyjęciach, to tylko ze względu na działalność charytatywną. Ale zabiegać o akceptację wyższych sfer? - potrząsnął głową. - Nigdy nie miałem takiej potrzeby. Jestem człowiekiem sukcesu, moje domy sprzedają się dlatego, że są solidnie zbudowane, a nie dlatego, że utrzymuję odpowiednie kontakty towarzyskie. - Ale... te przyjęcia, na które chodziłeś z Cynthią, i to dzisiejsze? - przypomniała, pełna wątpliwości. - Wyglądało na to, że mam w tym jakiś cel? - podsunął. - Pasowało do całej reszty, tak? - Oczywiście, że tak. Jedyna różnica między tobą a śmietanką towarzyską polega na tym, że jesteś znacznie mniej nudny. -Och, Sereno! - roześmiał się, patrząc na nią nieobecnym wzrokiem. - To mi przypomina tamtą dziewczynę, którą poznałem latem. Wiesz, co sobie pomyślałem, kiedy Serena Winslow Wright napisała do mnie prosząc o pozwolenie obejrzenia mojego cmentarza? Pomyślałem, że jest albo najgorszą snobką pod słońcem, albo zasuszoną starą panną. To, co zobaczyłem, trochę mnie zaskoczyło, delikatnie mówiąc. A to, co powiedziałaś podczas pierwszego obiadu, że jestem przewrażliwiony na punkcie swojego pochodzenia, wprawiło mnie niemal w osłupienie. - Byłeś taki pewny siebie, taki imponujący, że trudno mi było uwierzyć, że to cię w ogóle obchodzi. -Więc powiem ci, że rzeczywiście tak było, ale wtedy uświadomiłem sobie, że mam przed sobą pannę, w której żyłach płynie czysty błękit - Wright Winslow w jednej osobie. Nie mogłem myśleć o tobie jak o jeszcze jednej atrakcyjnej dziewczynie, w której zdarzyło mi się zakochać w czasie jednego popołudnia. Byłaś z innego świata, z zupełnie innej ligi. -Z czego? - śmiała się, jakby znowu było lato i tamten wieczór, kiedy czuła się wolna i wyzwolona. - Nie z twojej ligi? - Tak wtedy myślałem - zapewnił ją - dopóki nie opowiedziałaś mi o swoich przodkach, o tym facecie ze statku Mayflower", pijanym w trupa pod drzewem genealogicznym. - Johnie Billingtonie - uzupełniła. - Obojętnie, jak się nazywał. Nie chodzi o jego nazwisko, ale o to, że niewiele o niego dbałaś. Pomyślałem sobie, że być może jest jakaś nadzieja dla biednego wiejskiego chłopca. - John, nie nazywaj tak siebie! - zawołała z zacietrzewieniem. Tak samo jak tego pierwszego wieczoru. Nie jesteś... -urwała, ogarnięta śmiechem. -Trudno nazwać cię chłopcem, poza tym nie jesteś biedny, a jeżeli jesteś wieśniakiem, to Boże chroń mnie przed arystokracją. Nigdy nie chciałam do niej należeć, a kiedy ciebie spotkałam... John? - zapytała wstrzymując oddech - czy to naprawdę takie proste? - Mam nadzieję - powiedział żarliwie i przytulił ją do siebie. - Jeżeli mi uwierzysz i wybaczysz to, co zrobiłem... Nie mam żadnego usprawiedliwienia poza tym, że bardzo długo byłem sam, nie pozwalałem nikomu zbliżyć się do siebie... Dopiero tam, na cmentarzu... - wziął głęboki oddech. - Sereno, nie sądzę, żeby to było proste! %7ładne z nas nie może udowodnić, że mówi prawdę, chociaż ja ci wierzę. To, co wydawało mi się sprytnie uknutą intrygą, ta niewiarygodna scena z twoim ojcem, twój upór, wcale nie były zaplanowane. To tylko koszmarne nieporozumienie i echa przeszłości, o której nic nie wiedzieliśmy. - Wierzysz w to? - zapytała ostrożnie. - Tak, całkowicie - powiedział z powagą. - Pytanie, czy ty możesz uwierzyć, że to, co robiłem, wynikało ze zranionej dumy. Nie jestem taki pewny siebie, jak zdajesz się sądzić. Od samego początku wydawało mi się to zupełnie nieprawdopodobne, że ktoś taki jak ty chce wyjść za kogoś takiego jak ja... - To rzeczywiście trudne do uwierzenia - odparła śmiejąc się. - John Bourque niepewny siebie? - Cholernie niepewny, jeżeli chodzi o ciebie - przyznał z nieśmiałym uśmiechem. - Już ci mówiłem, jesteś nie z tej ligi, milady. - Myślałam to samo o tobie. I dlatego tak łatwo uwierzyłam, że ożeniłeś się ze mną tylko ze względu na moją pozycję społeczną i dlatego byłam zazdrosna o Cynthię - wyznała szczerze. - Byłam pewna, że ty i ona... No, wiesz! - Dlatego ją u nas zatrzymałem - uśmiech pojawił się w kącikach jego ust. - Miałem nadzieję, że będziesz zazdrosna lub że jej pobyt wyrwie nas z tego marazmu. -Wyrwał mnie, nie ma co! - przyznała z zawstydzeniem. - Tak dokładnie, że odstawiłam dla ciebie striptiz. - Och, tak! - uśmiechnął się na to wspomnienie. -Ten nieprawdopodobny, cudowny striptiz... Wtedy dopiero uwierzyłem, że to wszystko może się jeszcze dobrze skończyć. - Może - położyła nacisk na to słowo. - Przecież potem byłam szczera. Powiedziałam, że cię kocham! - Ale wyglądało to tak, jakbyś chciała zachować pozory, usprawiedliwić to, co zrobiłaś. Niepewność nie znikła z jego oczu. - Sereno, co byś pomyślała, gdybym nagle wyznał, że cię kocham? Uwierzyłabyś? - Nie wiem - przyznała niepewnie. - Uwierzyłabym. .. Dopóki nie zrobiłbyś znowu czegoś, co by temu zaprzeczyło. - Ale teraz wierzysz? - zapytał. - Czy wierzysz, że kocham cię nad życie? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|