, Golding William Trylogia morska 02 Twarzą w twarz 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chwilę w życiu, innej nie chcę!
Pewna młoda osoba zapamięta do końca życia... A więc napisała  może we łzach  na odwrocie były
zresztą takie ślady. List leżał na jakimś innym piśmie, nim wyschło i zostało zasypane piaskiem. %7ładnego ze
słów nie dało się łatwo odczytać, gdyż
były zamazane i w dodatku odwrócone. I nie brakowało też kleksów. Te dały mi najpełniejsze i naj-
pobożniejsze poczucie jej bliskości. Cóż bym nie dał, by móc scałować atrament z jej szczupłych paluszków!
Chwyciłem lusterko, przekrzywiłem je i wpatrzyłem się w zamazane znaki. Umysł mój musiał odtworzyć całe
słowa z jednej litery i paru plam, odnalezć ich znaczenie z pasją rzadko spotykaną w nauce! Wreszcie udało mi
się odcyfrować pierwszy wers. Wad miała legion3 cnoty bardzo mało (na pewno miało być  cnót  jestem
pewien, że panna Chum- ley nigdy nie wspominałaby o rzeczach tak nieodpowiednich jej płci i wiekowi, jak
 cnota opisywanej damy).
Albo i w ogóle. Widząc kawalera
Ku niemu obracała zaraz twarz swą białą
Jak słonecznik ku słońcu kwiaty swe otwiera.
A gdy...
W tym miejscu rękopis stawał się całkowicie nieczytelny, ale wystarczył mi ten krótki fragment pisany jej
ręką, bym znów poczuł się oczarowany. Przysięgam na wszystko, że w pierwszej chwili uznałem te lekko
satyryczne wersy za godne samego Pope a! Słyszałem jej głos, widziałem jej uśmiech! A więc, podobnie jak
porucznik Benćt, jest wielbicielką poezji. Czyż nie powiedział on, że najkrótsza droga do serca kobiety prowadzi
przez Muzy  czy coś w tym guście?
Nie jestem pewien, czy starczy mi śmiałości, by opisać, co stało się potem. Zawsze i niestety słusznie
uważałem się za osobę prozaiczną, a teraz, nie tracąc ani chwili, z niejakim poczuciem wstydu sam wstąpiłem w
poetyckie szranki! Czy raczej próbowałem to uczynić! Była to przecież najkrótsza droga do jej serca, a cóż
innego pozostawało mnie, uwięzionemu
207
na statku zagubionym na tym bezkresnym pustkowiu, tym oceanie czasu, pozbawionemu wszystkiego, co życie
czyni  powiedziałbym: znośnynij gdybym nie miał teraz tak wspaniałego powodu, by żyć. Kładę w tej chwili
dłoń na sercu i oświadczam, że nawet ruch klepek pokładu pod stopami, zapowiedz powoli skradającego się
niebezpieczeństwa, zrodził we mnie jedynie złość na banalne przeszkody, stojące na drodze do obiektu moich
marzeń.
Ale moje jedyne doświadczenie z Muzą, jak to mówią, dotyczyło wierszy łacińskich i greckich, elegijnych 
nazywaliśmy je  piątakami i  szóstakami . Mimo to  czerwienię się na to wspomnienie, ale prawdy nie
zataję  nawet teraz mam dziwne przeczucie, że to tobie, mój drogi, mój mądry Aniele, powinienem
zadedykować niniejszy pamiętnik! Pozbyłem się nieprzemakalnego stroju, zasiadłem za stolikiem, kilkakrotnie
ucałowałem jej liścik i zabrałem się  niech już wyznam wszystko do końca  do komponowania Ody do
Ukochanej! Zaiste, rację ma pan Smiles! Wszyscy jesteśmy szaleńcami! To prawda  świadczę własnym przy-
kładem, że nie tyle poezja, co próby poetyckie stanowią  jakże żałosny  substytut obecności ukochanej.
Byłem teraz jakby ponad sobą i widziałem wszystko tak, jakbym stał na czubku góry. Czy jest nim Bóg Miltona,
czarna Lady Szekspira czy jego jeszcze czarniejszy Maur  czy jest nim Lesbia, Laura, czy, niech go diabli,
Filon, przedmiot poezji przenosi umysł w sfery, gdzie sens w języku można znalezć jedynie w tym, co
nieracjonalne. I tak też ja, na wpół zawstydzony, świadomy własnego szaleństwa, lecz równocześnie bardzo tego
szaleństwa potrzebujący, gapiłem się w czystą kartkę papieru, jakbym chciał wypatrzyć na niej i ulgę, i
powodzenie. Szukam teraz tych żałosnych śladów prawdziwego
uczucia  te kleksy i skreślenia, poprawki, różne wersje, pracochłonne zaznaczanie zgłosek długich
i krótkich, aluzje pod swoim i jej adresem... Są ludzie, którzy zrozumieją, że niewprawne te wersy były
prawdziwą poezją mojej miłości!
Candida jako  biel . Bo rzeczywiście otaczała ją, niczym aureolą, jakaś biel, jakże właściwe tło dla
niewinnej dziewczyny, której piękno widoczne jest dla innych, lecz jeszcze nie dla niej samej! Candida, och, nie
ma nic bielszego  Candidior łuna, więc moja światłość, mea lux  vector to pasażer, nie, nie, to mało
eleganckie, zbyt pospolite, puella, nympha, virgo, co tam jeszcze, może nymphe?
I nagle, ni stąd, ni zowąd, miałem już heksametr!
Candidior luna mea lux
O vagula nymphe!
Ale czy nymphe nie znaczy  oblubienica ? To nic. Teraz... Pelle mihi nimbos et more mulce precor 
pentametr ten pojawił się sam z siebie, ale nie przypadł mi do gustu, taki był chropowaty i bez życia. Marmora
bladitiis  już lepiej; i tak:
Marmora bladitiis fac moderare tuis!
Nie  moderare mihi!
Miałem więc wers sześcio- i pięciozgłoskowy  można by powiedzieć, dwuwiersz elegijny. Wysiłek, jaki
włożyłem w jego stworzenie, wyczerpał chyba cały mój zasób nie tylko łaciny, lecz również natchnienia.
Wezwawszy pannę Chumley, by uciszyła morze na mojej drodze, nie miałem jej już o co prosić prócz...
Nie. Nie zbezczeszczę tej niewinnej postaci najoględniejszą nawet wzmianką o fizycznej żądzy!
Jeśli kiedykolwiek dotrzemy do lądu i jeśli kiedyś, w przyszłości, czytać będę te zapiski  jeśli prze-
czytamy je razem, ach, jak gorąco tego pragnę!  czy uwierzę wtedy, że to, co dziś napisałem, było świętą
prawdą? Oto bowiem dopiero, gdy odchyliłem się od stołu, by odpocząć nieco po tym poetyckim trudzie,
przypomniałem sobie, że łacina nie znalazła się na liście umiejętności, wyrecytowanych przede mną przez pannę
Chumley! A więc muszę pisać we własnym języku lub nie pisać w ogóle, bo moja francuszczyzna na pewno nie
da sobie rady z poezją!
Jaśniejsza niż księżyc, wędrowna pani Wdziękiem swym ucisz gniew wodnej otchłani!
Moje pierwsze próby poetyckie nie wyglądały zbyt zachęcająco w tłumaczeniu. Dotąd wiele czytałem poezji,
próbując zrozumieć ten aspekt życia, który, jak sądziłem, jest dla mnie niedostępny ze względu na krańcowy
racjonalizm umysłu i chłód usposobienia! Zbierałem, skąd popadnie, wersy innych i  wrzucałem je pod pokład ,
jak mawiamy my, marynarze  jakby miała wystarczyć mi sama ilość gromadzonego materiału. A teraz, gdy po [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl