,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mądra! Dlaczego sądzisz, że mogłabym się zakochać w któ rymś z nich? Wiesz, co zrobił i powiedział Caspar. Czy myś lisz, że po tym mogłabym się z nim jeszcze przyjaznić? Nie, Janet. Nigdy! Nigdy! N i g d y! A jeśli chodzi o tego drugiego, na odległość jest nawet dosyć miły, ale go nie pokocham i cieszę się, że pojechał do Kalifornii. Mam nadzieję, że już nigdy tu nie wróci. Dlatego możesz być spokojna. Będziesz musiała mi znalezć lepszego mężczyznę, zanim się ode mnie uwolnisz. Uśmiechnij się, musimy się cieszyć życiem. Nie za- wsze się układa tak, jak tego pragniemy, ale zobacz - Tabor wyzdrowiał i znowu jesteśmy wszyscy razem. Jeśli tylko prze staną już mi się śnić Fane'owie, będę w pełni zadowolona. Ale skoro Bóg ochraniał nas przed nimi do tej pory, pewnie i dalej będzie to robił. - Będzie, na pewno. Ochraniał nas i będzie to robił. Kiedy Janet opowiedziała Taborowi treść tej rozmowy, lokaj zaproponował, żeby powiedzieć Eden o tym, co się stało z Ery kiem. Postanowił poradzić się Trampa. Kiedy jednak się spot kali, Trump pokręcił głową. - Nie wiesz jeszcze, co się stało z jego matką. - Z Lavirą Fane? - spytała Janet. - Tak - potwierdził Trump. - Na trzy dni przed procesem udało jej się jakoś zdobyć tabletki nasenne. Wzięła ich za dużo i następnego ranka już się nie obudziła. Janet spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Chcesz powiedzieć, że u m a r ł a? - Na amen. Przynajmniej nie będziemy już mieli z nimi żadnych kłopotów. I uważam, że należy o tym powiedzieć panience Eden. Janet zasięgnęła więc opinii pana Wordena, który przedys kutował to z Lance'em Lorrimerem i obaj doszli do wniosku, że nadszedł czas, żeby poinformować Eden o wszystkim. Wybór padł na Janet, bo ona znała Eden najlepiej i mogła przekazać jej tę wiadomość w najdelikatniejszy sposób. Janet nie zwlekając udała się do dziewczyny. - Wiesz, moje dziecko, muszę ci coś powiedzieć na temat Fane'ów. Lavira w więzieniu ukradła tabletki nasenne, zażyła trochę za dużo i poszła na spotkanie z Najwyższym Sędzią. Już więcej nie będzie nam sprawiać kłopotów. - Och, Janet, to okropne! - wzdrygnęła się Eden. - Mod liłam się, żeby tu już nigdy nie wróciła, ale skończyć w ten sposób... Janet! Była tak wielką grzesznicą, a nie miała szans, żeby to odpokutować! - Miała wiele okazji na poprawę, ale nie chciała z nich skorzystać. Obrała złą drogę i dlatego tak skończyła. - To straszne, że odebrała sobie życie! A jej syn? Co on teraz zrobi? Pewnie stanie się jeszcze gorszy! - On też nie żyje. Policja wytropiła go kilka tygodni temu. Gdy chcieli go schwytać, uciekł im i skoczył ze skały. Zabił się na miejscu. Oboje nie żyją i nie ma co ich opłakiwać. To byli zli ludzie. - Ale Janet, może powinnam była coś zrobić, może powin nam była dać im szansę? - Nie mogłaś im pomóc. Poszukiwano ich za różne przestępstwa i w wielu sądach czekały na nich wyroki. Gdybyś pozwoliła im uciec, dalej okradaliby i napadali ludzi. Sam Bóg dawał im szansę, i to niejedną. Nie skorzystali. Nie sądzisz, że niektórzy już się tacy rodzą, że wybierają bandyckie życie? - Ale można ich było uratować, prawda? Bóg chciałby, żeby wszyscy dostąpili zbawienia, czyż nie? - Tak, chciałby. Pismo mówi, że Pan nie pragnie niczyjej zguby, ale każdy powinien żałować za grzechy. Jeśli więc ktoś z własnego wyboru czyni zło i nie żałuje tego, nie może zostać zbawiony. Ale musisz o tym porozmawiać z kimś mądrzejszym niż stara Janet. Spytaj tego młodego prawnika. On ci to dobrze wytłumaczy. - Tak zrobię - powiedziała Eden, zastanawiając się, czy w ogóle jeszcze się z nim zobaczy. 19 Mieli się spotkać prędzej niż się spodziewała. Pan Wor- den poprosił ją, żeby następnego ranka wstąpiła do jego biura i podpisała kilka dokumentów związanych z aktem własności domu oraz jeszcze raz przejrzała spis rzeczy, które były w biurku, żeby się upewnić, czy niczego nie brakuje. Obiecała przyjść o dziesiątej i kiedy przygotowywała się do wyjścia, zadzwonił telefon. Ponieważ Janet była zajęta w ku chni, sama odebrała. Usłyszała w słuchawce obcy głos: - Dzień dobry. Chciałabym rozmawiać z panną Eden Thur- ston. - Przy telefonie - odpowiedziała, lekko zdziwiona. - Można wiedzieć, kto mówi? - Jestem pielęgniarką ze szpitala Camp Howard. Mam wia domość od pana Caspara Carvela. Eden westchnęła głęboko. Czy czekała ją kolejna przeprawa z Casparem? - O co chodzi? - spytała cierpko. - Pan Carvel miał ciężki wypadek samochodowy. Chyba nie zostało mu już wiele godzin życia, a bardzo chce się z panią zobaczyć. Mówi, że przed śmiercią chciałby pani zadać jakieś ważne pytanie. - Boże! - westchnęła Eden, próbując zrozumieć to, co przed [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|