,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
samym skupieniu obserwowali, co się dzieje za dającymi poczucie bezpieczeństwa oknami. - O, patrzcie! - zawołała Taran. - Ze stosu kamieni wydobywa się dym. Czarny, powiedziałabym: wściekły dym! - Mam nadzieję, że nie uda im się uciec - rzekł Villemann ostrożnie. - Nie, nie - uspokoił go Dolg. - Jest tak jak mówisz, Taran. Oni zawzięcie walczą o to, by pozostać, by ich nie unicestwiono. Ale nic im to nie pomoże. - Ja miałam rację - ucieszyła się Taran i aż pokraśniała z dumy. - Dolg mówi, że miałam rację! Największą pochwałą dla niej były słowa Dolga. - Patrzcie, dym się rozwiewa, niknie - zauważyła stara pokojówka księżnej. - O... zniknął całkiem. - Dzięki ci, dobry Boże - szepnął Erling, a Theresa była mu wdzięczna za to, że daje wyraz swoje; wierze w Boga. Czasami czuła się dość niepewnie w swojej rodzinie. Taran i Villemann mogli na przykład konkurować, które szybciej odmówi wieczorny pacierz, co nie było przecież świadectwem wiary. Jeden z gwardzistów jęknął zdumiony. Tablice się rozpadają! Przemieniają się w kamienny pył... Znikają! - Szkoda - westchnął Erling. - Nie zdążyliśmy odczytać, co zostało na nich zapisane. 70 - Nie mogli zrobić nic innego - wyjaśnił Dolg. - Zbyt wiele zła zostało tam zaczarowane. Te tablice wykonano po to, by zebrać magiczną wiedzę wielkich mistrzów oraz wiedzę na temat czarnej magii. One musiały ulec zniszczeniu. Tak powiedział wielki mistrz. - Słyszałeś to? - zapytał Erling z niedowierzaniem. - Oczywiście - odparł Dolg spokojnie. Móri wrócił bardzo zmęczony. Nie zatrzymując się poszedł wprost do salonu i opadł tam bez sił na fotel. Uśmiechał się, niemal szczęśliwy. Służący oznajmił, że podano lekki wieczorny posiłek, co wszyscy przyjęli z radością. Rozsiedli się przy stole i jeszcze długo trwały tam ożywione rozmowy, padały najdziwniejsze pytania i niezwykłe odpowiedzi. Kiedy wyczerpano już temat wielkich mistrzów, zaczęto układać plany co do poszukiwania Tiril. Zebrani byli zgodni, że należy wyruszyć zaraz następnego dnia. W pewnym momencie Theresa zebrała się na odwagę i powiedziała: - Skoro kamienne tablice nie stanowią już zagrożenia dla dzieci i służby, to ja też chciałabym pojechać. Dorośli przyjęli to milczeniem, natomiast blizniaki wrzasnęły chórem: My też jedziemy! - Mowy nie ma - uciął Móri krótko. Głos Theresy zabrzmiał stanowczo: - W takim razie Dolg też zostanie. Zranionego wzroku chłopca nie miała nigdy zapomnieć. - Ależ Dolg musi z nami jechać, nie poradzimy sobie bez niego. Ja będę go ochraniał. - Móri - powiedziała księżna surowo. - Trzeba nareszcie skończyć z niesprawiedliwością w tej rodzinie! Ja, którą zawsze uważacie za stosowne zostawiać w domu, najlepiej wiem, jak się czują dzieci, ponieważ są niepotrzebne . I bardzo dobrze je rozumiem, bo i ja czuję to samo. Więc albo ja i dzieci zostaniemy, albo wszyscy jedziemy! W ciszy, która po tym nastąpiła, Theresa słyszała szepty blizniaków: - Dziękuję, babciu! - Najlepsza babcia na świecie! Theresa spostrzegła, że Erling się z nią zgadza, ale decyzję pozostawia Móriemu. Ojciec dzieci długo milczał, więc Theresa dodała: - Tiril jest moją córką i matką wszystkich dzieci, nie tylko Dolga. 71 - Przepraszam - rzekł Móri - ja się po prostu boję, żeby się malcom coś nie stało. Ale, rzeczywiście, nikt z nas nie pomyślał o tym, jak się czują ci, którzy zostają w domu, całymi tygodniami nie mając znikąd wiadomości. Wszyscy troje siedzący w domu kiwali z zapałem głowami. - Zresztą dokonałaś wspaniałych rzeczy w Heiligenblut - dodał Móri już znacznie łagodniej. - I ty, oczywiście, powinnaś jechać - wtrącił Erling niezbyt pewnie, bo choć bardzo chciał, by Theresa pojechała, to niepokoił się o dzieci. - Ale czy zniesiesz taką długą podróż? Móri wyraził słowami jego myśli: - To będzie bardzo długa podróż, dzieci. Kardynał powiedział waszej babci, że to gdzieś w Pirenejach. A to naprawdę bardzo daleko. I cały czas w siodle. - Zwietnie! - wykrzyknął Villemann. - Ale czy nie powinniśmy zabrać ze sobą powozu? - wtrącił Erling. - Nie wiemy, czy Tiril nie będzie go potrzebować. A przy okazji dzieci mogłyby w nim podróżować. Taka obraza wywołała gwałtowne protesty malców. Oboje wykrzykiwali, że mają przecież własne wierzchowce, a powozy to są dla starszych dam. - Masz na myśli mnie, Villemannie ? - zapytała Theresa z uśmiechem. - Co? Nie, babciu, coś ty! Przecież nie jesteś żadną starszą damą! Theresa uścisnęła go. - Jesteś nieznośny, Villemannie! Dolg patrzył na swoje młodsze rodzeństwo. - Ja też chciałem zaproponować, byście z nami pojechali, ale nie zdążyłem. I bardzo się cieszę, że jedziecie. Potrzebuję waszego towarzystwa. - Jesteśmy z tobą, możesz na nas polegać - oświadczyła Taran głosem zdławionym z dumy. - Teraz możesz się czuć całkiem bezpieczny. 72 ROZDZIAA 11 Stanęło więc na tym, że jadą wszyscy. Dwaj dworscy ludzie, którzy podróżowali z Erlingiem i Dolgiem do Graben, z radością zostali w domu. Mieli rodziny, które z niecierpliwością wyczekiwały ich powrotu i nie chciałyby znowu się z nimi rozstawać. Zamiast nich włączono do grupy dwóch bardziej żądnych przygód służących. Byli to bracia, silni i odważni. Może nawet trochę za bardzo odważni, niekiedy nawet skłonni do ryzyka. Móri i Erling obiecali sobie, że będą ich trzymać w cuglach, żeby nie doszło do jakichś niespodzianek. Tak więc następnego dnia przed południem spora gromadka jezdzców opuszczała Theresenhof. Móri, Erling, Theresa, trójka dzieci z Nerem (on oczywiście nie konno), czterej gwardziści cesarza oraz dwaj służący. Stara służąca księżnej została w domu, ale kogoś do pomocy w drodze księżna musiała mieć, zabrała więc młodą pokojówkę Edith. Czternaście osób, osiemnaście koni, z których trzy niosły bagaże, a jeden był przeznaczony dla Tiril. Do tego wszystkiego pies. Oraz... Nie należy o tym zapominać: niewidzialni towarzysze Móriego. Oni też byli z nimi, zarówno Nauczyciel, jaki Duch Zgasłych Nadziei, Pustka, Hraundrangi - Móri, Woda i Powietrze, Eliveva - opiekunka Dolga, i wiele innych duchów opiekuńczych wyruszających w drogę z ludzmi. Tyle tylko że ludzie ich nie widzieli. Wyczuwali ich obecność i tym razem nie budziła w nich lęku, wszyscy wiedzieli już, czego duchy mogą dokonać i jak wielką pomoc mogą stanowić. Dwaj służący podjechali do Dolga, by zapytać, jak wyglądają ich duchy opiekuńcze, najpierw byli trochę skrępowani, ale kiedy Dolg w sposób bardzo naturalny wytłumaczył im, że to kobiety, odetchnęli z ulgą, a także lekkim podnieceniem. Czuli się teraz dużo bezpieczniej. Po chwili również gwardziści chcieli się dowiedzieć, jak wyglądają ich duchy opiekuńcze. Dolg pragnął komuś powiedzieć, jak bardzo brakuje mu Cienia. Tak, orszak musiał wyglądać imponująco, chociaż powóz zostawili w domu. Wydawało się, że łatwiej i szybciej będzie się posuwać bez niego. Nikt nie wiedział przecież, jakie drogi czekają ich na południowym zachodzie. Theresa była uszczęśliwiona i przejęta tym, że może również jechać. Dręczący [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|