, Sandemo Margit Saga O Czarnoksiężniku 07 Bezbronni 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samym skupieniu obserwowali, co się dzieje za dającymi poczucie bezpieczeństwa oknami.
- O, patrzcie! - zawołała Taran. - Ze stosu kamieni wydobywa się dym. Czarny,
powiedziałabym: wściekły dym!
- Mam nadzieję, że nie uda im się uciec - rzekł Villemann ostrożnie.
- Nie, nie - uspokoił go Dolg. - Jest tak jak mówisz, Taran. Oni zawzięcie walczą o to,
by pozostać, by ich nie unicestwiono. Ale nic im to nie pomoże.
- Ja miałam rację - ucieszyła się Taran i aż pokraśniała z dumy. - Dolg mówi, że
miałam rację!
Największą pochwałą dla niej były słowa Dolga.
- Patrzcie, dym się rozwiewa, niknie - zauważyła stara pokojówka księżnej. - O...
zniknął całkiem.
- Dzięki ci, dobry Boże - szepnął Erling, a Theresa była mu wdzięczna za to, że daje
wyraz swoje; wierze w Boga. Czasami czuła się dość niepewnie w swojej rodzinie. Taran i
Villemann mogli na przykład konkurować, które szybciej odmówi wieczorny pacierz, co nie
było przecież świadectwem wiary.
Jeden z gwardzistów jęknął zdumiony.
Tablice się rozpadają! Przemieniają się w kamienny pył... Znikają!
- Szkoda - westchnął Erling. - Nie zdążyliśmy odczytać, co zostało na nich zapisane.
70
- Nie mogli zrobić nic innego - wyjaśnił Dolg. - Zbyt wiele zła zostało tam
zaczarowane. Te tablice wykonano po to, by zebrać magiczną wiedzę wielkich mistrzów oraz
wiedzę na temat czarnej magii. One musiały ulec zniszczeniu. Tak powiedział wielki mistrz.
- Słyszałeś to? - zapytał Erling z niedowierzaniem.
- Oczywiście - odparł Dolg spokojnie.
Móri wrócił bardzo zmęczony. Nie zatrzymując się poszedł wprost do salonu i opadł
tam bez sił na fotel.
Uśmiechał się, niemal szczęśliwy.
Służący oznajmił, że podano lekki wieczorny posiłek, co wszyscy przyjęli z radością.
Rozsiedli się przy stole i jeszcze długo trwały tam ożywione rozmowy, padały najdziwniejsze
pytania i niezwykłe odpowiedzi.
Kiedy wyczerpano już temat wielkich mistrzów, zaczęto układać plany co do
poszukiwania Tiril. Zebrani byli zgodni, że należy wyruszyć zaraz następnego dnia.
W pewnym momencie Theresa zebrała się na odwagę i powiedziała:
- Skoro kamienne tablice nie stanowią już zagrożenia dla dzieci i służby, to ja też
chciałabym pojechać.
Dorośli przyjęli to milczeniem, natomiast blizniaki wrzasnęły chórem:  My też
jedziemy!
- Mowy nie ma - uciął Móri krótko.
Głos Theresy zabrzmiał stanowczo:
- W takim razie Dolg też zostanie.
Zranionego wzroku chłopca nie miała nigdy zapomnieć.
- Ależ Dolg musi z nami jechać, nie poradzimy sobie bez niego. Ja będę go ochraniał.
- Móri - powiedziała księżna surowo. - Trzeba nareszcie skończyć z
niesprawiedliwością w tej rodzinie! Ja, którą zawsze uważacie za stosowne zostawiać w
domu, najlepiej wiem, jak się czują dzieci, ponieważ są  niepotrzebne . I bardzo dobrze je
rozumiem, bo i ja czuję to samo. Więc albo ja i dzieci zostaniemy, albo wszyscy jedziemy!
W ciszy, która po tym nastąpiła, Theresa słyszała szepty blizniaków:
- Dziękuję, babciu!
- Najlepsza babcia na świecie!
Theresa spostrzegła, że Erling się z nią zgadza, ale decyzję pozostawia Móriemu.
Ojciec dzieci długo milczał, więc Theresa dodała:
- Tiril jest moją córką i matką wszystkich dzieci, nie tylko Dolga.
71
- Przepraszam - rzekł Móri - ja się po prostu boję, żeby się malcom coś nie stało. Ale,
rzeczywiście, nikt z nas nie pomyślał o tym, jak się czują ci, którzy zostają w domu, całymi
tygodniami nie mając znikąd wiadomości.
Wszyscy troje  siedzący w domu kiwali z zapałem głowami.
- Zresztą dokonałaś wspaniałych rzeczy w Heiligenblut - dodał Móri już znacznie
łagodniej.
- I ty, oczywiście, powinnaś jechać - wtrącił Erling niezbyt pewnie, bo choć bardzo
chciał, by Theresa pojechała, to niepokoił się o dzieci. - Ale czy zniesiesz taką długą podróż?
Móri wyraził słowami jego myśli:
- To będzie bardzo długa podróż, dzieci. Kardynał powiedział waszej babci, że to
gdzieś w Pirenejach. A to naprawdę bardzo daleko. I cały czas w siodle.
- Zwietnie! - wykrzyknął Villemann.
- Ale czy nie powinniśmy zabrać ze sobą powozu? - wtrącił Erling. - Nie wiemy, czy
Tiril nie będzie go potrzebować. A przy okazji dzieci mogłyby w nim podróżować.
Taka obraza wywołała gwałtowne protesty malców. Oboje wykrzykiwali, że mają
przecież własne wierzchowce, a powozy to są dla starszych dam.
- Masz na myśli mnie, Villemannie ? - zapytała Theresa z uśmiechem.
- Co? Nie, babciu, coś ty! Przecież nie jesteś żadną starszą damą!
Theresa uścisnęła go.
- Jesteś nieznośny, Villemannie!
Dolg patrzył na swoje młodsze rodzeństwo.
- Ja też chciałem zaproponować, byście z nami pojechali, ale nie zdążyłem. I bardzo
się cieszę, że jedziecie. Potrzebuję waszego towarzystwa.
- Jesteśmy z tobą, możesz na nas polegać - oświadczyła Taran głosem zdławionym z
dumy. - Teraz możesz się czuć całkiem bezpieczny.
72
ROZDZIAA 11
Stanęło więc na tym, że jadą wszyscy. Dwaj dworscy ludzie, którzy podróżowali z
Erlingiem i Dolgiem do Graben, z radością zostali w domu. Mieli rodziny, które z
niecierpliwością wyczekiwały ich powrotu i nie chciałyby znowu się z nimi rozstawać.
Zamiast nich włączono do grupy dwóch bardziej żądnych przygód służących. Byli to
bracia, silni i odważni. Może nawet trochę za bardzo odważni, niekiedy nawet skłonni do
ryzyka. Móri i Erling obiecali sobie, że będą ich trzymać w cuglach, żeby nie doszło do
jakichś niespodzianek.
Tak więc następnego dnia przed południem spora gromadka jezdzców opuszczała
Theresenhof. Móri, Erling, Theresa, trójka dzieci z Nerem (on oczywiście nie konno), czterej
gwardziści cesarza oraz dwaj służący. Stara służąca księżnej została w domu, ale kogoś do
pomocy w drodze księżna musiała mieć, zabrała więc młodą pokojówkę Edith. Czternaście
osób, osiemnaście koni, z których trzy niosły bagaże, a jeden był przeznaczony dla Tiril. Do
tego wszystkiego pies. Oraz... Nie należy o tym zapominać: niewidzialni towarzysze
Móriego. Oni też byli z nimi, zarówno Nauczyciel, jaki Duch Zgasłych Nadziei, Pustka,
Hraundrangi - Móri, Woda i Powietrze, Eliveva - opiekunka Dolga, i wiele innych duchów
opiekuńczych wyruszających w drogę z ludzmi.
Tyle tylko że ludzie ich nie widzieli. Wyczuwali ich obecność i tym razem nie budziła
w nich lęku, wszyscy wiedzieli już, czego duchy mogą dokonać i jak wielką pomoc mogą
stanowić. Dwaj służący podjechali do Dolga, by zapytać, jak wyglądają ich duchy
opiekuńcze, najpierw byli trochę skrępowani, ale kiedy Dolg w sposób bardzo naturalny
wytłumaczył im, że to kobiety, odetchnęli z ulgą, a także lekkim podnieceniem. Czuli się
teraz dużo bezpieczniej. Po chwili również gwardziści chcieli się dowiedzieć, jak wyglądają
ich duchy opiekuńcze.
Dolg pragnął komuś powiedzieć, jak bardzo brakuje mu Cienia.
Tak, orszak musiał wyglądać imponująco, chociaż powóz zostawili w domu.
Wydawało się, że łatwiej i szybciej będzie się posuwać bez niego. Nikt nie wiedział przecież,
jakie drogi czekają ich na południowym zachodzie.
Theresa była uszczęśliwiona i przejęta tym, że może również jechać. Dręczący [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl