,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Felixowi powoli świtało co się dzieje. Wyrok śmierci został zawieszony. Zmusił się do zamknięcia ust, zanim go zdradzą. - Nie! Możesz myśleć, że jesteś sprytny, ale jesteś nie dość sprytny. Oto pułapka, w którą nie wpadniemy. Jesteśmy zbyt chytrzy dla ciebie. Chciałem tylko, żebyś to wiedział. Powiedziawszy to, przywódca mutantów odwrócił się wolno i ostrożnie odszedł. Felix obserwował wstrętną bandę stapiającą się z ciemnościami i dopiero wówczas wypuścił powietrze z płuc. Przez chwilę stał znieruchomiały. Zmrok na pobliskich szczytach był najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział. Cieszył go nawet chłód i ból rozdzierający mu dłoń. Był to znak, że nadal żyje. - Dzięki ci Sigmarze, dzięki ci! - krzyknął, niezdolny powstrzymać radość. - Co tak krzyczysz? - spytał zaciekawiony Gotrek. Felix powstrzymał nagłe pragnienie przebicia go mieczem. Zamiast tego klepnął krasnoluda w plecy. Po chwili doszło do niego, że utknęli w górach aż do ranka. Nawet ta myśl wydawała się znośna. - Szybko, musimy zebrać kwiaty - rzucił Felix. - Słońce jeszcze nie zaszło! - Kto tam? - ostrożnie spytał ze środka Lothar Kryptmann, gdy Felix zabębnił do jego drzwi. - Czego chcesz? Był dopiero wczesny ranek i Felixa zaskoczyła nieufność z jaką witał ich alchemik. - To ja. Felix Jaeger. Wróciłem. Otwieraj! - Czy to tylko jego wyobraznia, czy głos Kryptmanna brzmiał bardziej nerwowo niż zwykle, zastanawiał się Felix? Odwrócił się i spojrzał na ulicę. Zwiatła przeświecały przez szczeliny w zasłoniętych oknach. W oddali słyszał tętent końskich kopyt na kamieniach bruku i zgrzyt metalowych kół powozu zmierzającego ku tawernie na rynku miasta. Jakiś bogacz szuka zabawy, pomyślał. - Zaraz! Zaraz! Idę. Felix przestał pukać. Zakasłał. Ze swoim szczęściem musiał się przeziębić na tym nagim górskim szczycie. Otarł pot gorączki z czoła i ciaśniej owinął się płaszczem przeciw zimnej mgle. Spojrzał na Gotreka, który stał głupowato na schodach prowadzących do sutereny, trzymając zebrane kwiaty. Jak zwykle Zabójca nie okazywał żadnych oznak choroby. Bolce przesunęły się w drzwiach. Aańcuchy opadły. Drzwi otworzyły się odrobinę. Przez szczelinę wylało się światło razem z drażniącym zapachem chemikaliów. Felix rozwarł drzwi mimo oporu alchemika i wtargnął do środka. Z zaskoczeniem zauważył Gretę stojącą w innych drzwiach komnaty. Najwyrazniej chowała się w dalszych pokojach. - Proszę wejść, Herr Jaeger - powiedział rozdrażniony alchemik. Przesunął się na bok, by wpuścić Gotreka. - Wolfgang cię poszukuje - rzucił Felix do dziewczyny. Wyglądała na zbyt zastraszoną, by mówić. - Czemu? - Zostaw ją w spokoju, Herr Jaeger - rzekł Kryptmann. - Nie widzisz, że jest przerażona? Przeżyła ciężki szok w łapach twojego przyjaciela, Lammela. Kryptmann krótko opisał co zobaczyła Greta, gdy weszła poprzedniego wieczoru do kwater syna kupca. Kryptmann dyskretnie przemilczał cel jej wizyty, ale wspomniał o zauważonym przez nią stygmacie Chaosu. - Tego się obawiałem. Powinienem się domyśleć, gdy kazał mi dodać spaczeń do swojego błędnego korzenia. Z pewnością to wówczas zaczęło się rozwijać znamię demona. - Dodawałeś spaczeń do błędnego korzenia? Spaczeń? - Nie trzeba być tak zaskoczonym, mój młody przyjacielu. Jego stosowanie nie jest takie wyjątkowe w pewnych działaniach alchemicznych. Wielu szacownych praktykantów mej sztuki używa go w niewielkich dawkach. Jak zwykł powiadać mój stary nauczyciel na Uniwersytecie w Middenheim, sam wielki Litzenreich... - Słyszałem, że Litzenreich został wyrzucony z uniwersytetu za swoje eksperymenty, oraz że Gildia Alchemików cofnęła mu licencję. To był spory skandal. Po prawdzie, ostatnio słyszałem, że został wygnany z Imperium. - Pośród uczonych zawsze zdarzają się niesnaski. Litzenreich był po prostu człowiekiem wyprzedzającym swoje czasy. Spójrz na przykład ile czasu zabrało powszechne uznanie teorii Eisensterna, że słońce obraca się wokół ziemi. Za to twierdzenie spalono go na stosie. - Bez względu na filozoficzne zalety twojej argumentacji, Herr Kryptmann, spaczeń jest wysoce nielegalną i niebezpieczną substancją. Jeśli dowiedziałby się o tym łowca czarownic... Kryptmann jakby skurczył się w sobie. - Dokładnie to samo powiedział mi Wolfgang Lammel - chociaż w jaki sposób wywiedział się o moich eksperymentach, nie mam pojęcia. Nabyłem spaczeń... substancję w bardzo małym, bardzo dyskretnym sklepiku w Nuln. U Van Niek'sa. Powiedziałem mu, że nie chcę z tym robić nic nielegalnego. Chciałem jedynie dowiedzieć się w jaki sposób transmutować ołów w złoto - a spaczeń jest samą esencją transmutacji. - Zatem Wolfgang zobaczy jak się sprawy potoczą - mimo wysiłków Felix nie potrafił zdusić w swoim głosie nuty okrutnej satysfakcji. Doskonale. Zdemaskuje dekadencką świnię jako mutanta przed całym miastem. W ten sposób zapłaci za pobicie i oczywiście za to co uczynił Grecie. - Nie wydasz mnie władzom, prawda, mój młody przyjacielu? Ostatecznie, pielęgnowałem twoje rany. Obiecuję, że jeśli mnie nie wydasz, nigdy więcej nie będę miał do czynienia ze spaczeniem. Felix spojrzał na przestraszonego alchemika, nie miał nic przeciw niemu, a Kryptmann mógł dobrze zapamiętać swoją lekcję zajmowania się nielegalnymi substancjami. Ale nadal pozostawał problem poradzenia sobie z ochroniarzami niegodziwca. Musiał znalezć rozwiązanie tego kłopotu. - Herr Kryptmann, jeśli potrafi pan uleczyć mojego towarzysza zapewniam, że zapomnę o wszystkim co pan uczynił. Felix bawił się bezmyślnie tłuczkiem i mozdzierzem, podczas gdy Kryptmann kontynuował swoją pracę. Ostre wyziewy wypełniły laboratorium, unosząc się z garnca, w którym alchemik zredukował kwiaty do żółtej mazi. Zimny kamień tłuczka był dziwnie uspokajający. Ostry zapach słonecznego kwiecia przebijał się nawet przez zatkany nos. Wziął kolejne dwie lecznicze pigułki Kryptmanna i poczuł się lekko oddalony od tego wszystkiego. Chciał mieć wolną głowę, pragnął żeby zniknęły wszystkie bóle i dolegliwości. - Felix? - powiedział miękki głos, przywracając go rzeczywistości. - Co takiego, Greto? - Nadal był zły. Kontakt z człowiekiem zamknął dystans między nim a światem, przerwał bariery stworzone wokół niego przez przeciwbólowe lekarstwo Kryptmanna. Zapanował nad swoim gniewem. - Co zrobią ludzie Wolfganga jeśli mnie tutaj znajdą? - Nie przejmuj się tym. Wkrótce Herr Wolfgang będzie miał dosyć własnych problemów. - Mam taką nadzieję. Dobrze, że Lothar mnie przed nim ukrył To straszne ryzyko także dla niego samego. Wiesz jacy potrafią być ochroniarze Wolfganga. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|