,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się po mistrzowsku ukrywać emocje. Zawsze ze wszystkim radziłaś sobie sama. Ale te L R T czasy się skończyły. Nie zamierzam zostawić cię tutaj, z tej prostej przyczyny, że teraz już nie jesteś sama. Jesteśmy razem, ty i ja. Razem będziemy przeżywać wszystkie waż- ne rodzinne wydarzenia, takie jak choroby bliskich, narodziny dzieci, śluby, a także po- grzeby. Zresztą, mniej ważne wydarzenia też będziemy przeżywać razem. Na tym wła- śnie polega związek dwojga ludzi. A my dwoje będziemy tworzyć związek, tesoro. Spojrzała na niego, spłoszona. W jej szarych oczach była czujność. I niedowierza- nie. - Pobierzemy się - powiedział z naciskiem, nie spuszczając z niej wzroku. - Zosta- niesz moją żoną. Prawda? Chciała zaprotestować, ale ze zgrozą stwierdziła, że nie może wydobyć głosu. Jakby w tym decydującym momencie jej ciało postanowiło przejąć inicjatywę i nie ugiąć się pod rozkazem woli. Chciała chociaż pokręcić głową przecząco, ale nie była w stanie zrobić nawet tego. Bezsilna wobec potężnej emocji, która unieruchomiła ją i odebrała jej głos, patrzy- ła na niego szeroko otwartymi oczami. Jego ciemne spojrzenie było szczere i pełne de- terminacji. Czy mogła w nim dostrzec także swoją przyszłość? Wpatrywali się w siebie nawzajem w milczeniu, skupieni, jak wędrowcy studiujący mapę w poszukiwaniu szlaku, który przeprowadziłby ich przez niebezpieczny teren. - Pani Baracchi i pan Ferrara? - Tak. - Fia poderwała się z miejsca. W drzwiach prowadzących na oddział stała czarnowłosa pielęgniarka o matczy- nych krągłościach i ciepłym uśmiechu. - Pan Giuseppe Baracchi najgorsze ma już za sobą, akcja serca ustabilizowała się. Jest jednak bardzo zaniepokojony, cały czas pyta o państwa. Zazwyczaj nie dopuszczamy do odwiedzin, dopóki chory nie nabierze więcej sił, ale tym razem chcielibyśmy zrobić wyjątek. Jakaś sprawa nie daje pani dziadkowi spokoju, chce koniecznie porozmawiać o czymś bardzo ważnym. Mamy nadzieję, że krótka rozmowa pomoże mu się odprężyć. Spokój jest teraz dla niego szalenie ważny. - Jasne, oczywiście. - Fia ruszyła do drzwi. - Postaram się uspokoić dziadka. L R T - Nie tak szybko, kochanie. - Pielęgniarka położyła rękę na jej ramieniu. - Musia- łam niedokładnie się wyrazić. Pan Baracchi chce rozmawiać z panem Ferrarą. Od chwili, gdy odzyskał przytomność, nie przestaje powtarzać, że musi zobaczyć się z Santem. Nie chce się uspokoić, odmawia przyjęcia środków nasennych. Wygląda na to, że ma coś na- prawdę bardzo ważnego do powiedzenia, a ponieważ pan Santo jest na miejscu, uważa- my, że najlepiej będzie... - Nie! - jęknęła Fia. - Oczywiście, porozmawiam z nim - odezwał się w tej samej chwili Santo. Pielęgniarka posłała obojgu dość podejrzliwe spojrzenie. - Mogą państwo wejść razem. Zaraz pokażę, gdzie leży pan Giuseppe. Ale proszę pamiętać, że rozmowa musi być krótka i że choremu pod żadnym pozorem nie wolno się denerwować - oświadczyła, energicznie ruszając przodem. Fia uczepiła się ramienia Santa. - Proszę, nie rób tego - wyszeptała błagalnie. - Nie mów mu o Lucasie, nie teraz. Obiecuję, że kiedy nabierze sił, sama z nim to załatwię... Dlaczego dziadek chciał rozmawiać z Santem? Nie miała pojęcia i to ją przerażało. Czy był... w pełni władz umysłowych? Czy spodziewał się, że niedługo umrze, i zamie- rzał jeszcze raz przekląć człowieka, którego uważał za winnego śmierci wnuka? Jedno było pewne - z tej rozmowy nie mogło wyniknąć nic dobrego. Santo pochylił się ku niej, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył. Pielęgniarka otwo- rzyła drzwi do jednej z izolatek i usunęła się na bok, gestem zapraszając ich do wejścia. Fia przestąpiła próg i zatrzymała się raptownie, jakby nogi odmówiły jej posłu- szeństwa. Jej dziadek, rasowy Sycylijczyk, który nigdy nie ubierał się inaczej niż w śnieżnobiałe koszule i czarne garnitury, i pomimo swojego wieku zawsze chodził dumnie wyprostowany i starannie uczesany, teraz leżał, wymizerowany i bezradny jak dziecko, na szpitalnym łóżku. Siwe włosy miał zmierzwione i pozlepiane, a koszula nocna w zie- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|