,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okazała się dla niej okrutna, dając przedsmak spełnienia najskrytszych pragnień, a zaraz potem odbierając wszelką nadzieję. Usłyszała stukanie do drzwi. Jak on śmie wracać do tego domu! Po tym, jak zniweczył wszystkie jej marzenia! I jak to się dzieje, że ona mimo wszystko go kocha? W każdym razie nie zobaczy, że płakała. Wytarła mokre policzki. Zachowa się obojętnie i z godnością. A zresztą Seth w ogóle jej nie zobaczy. Postanowiła nie otwierać drzwi. Zdecydowanym krokiem podeszła do telefonu. Zadzwoni na policję i zgłosi, że ktoś podejrzany usiłuje włamać się do jej domu. Nie uszczęśliwi tym Setha, ale 212 sama poczuje się lepiej. Trochę się na nim odegra. Podnosiła właśnie słuchawkę, gdy rozległ się donośny brzęk rozbijanej szyby. Błyskawicznie odwróciła się w stronę przeszklonych drzwi wychodzących na taras. Zdążyła zobaczyć obcego mężczyznę, który wtargnął do pokoju, a także usłyszeć syrenę urządzenia alarmowego. Usiłowała nawet przez chwilę wyrywać się z rąk potężnego napastnika. Zaraz potem zarzucił jej na twarz jakaś szmatę. Grace poczuła obezwładniającą woń chloroformu. Straciła przytomność. Był zaledwie kilka kilometrów od domu Grace, gdy w samochodzie odezwał się telefon. - Poruczniku, tu znowu Mick Marshall. Przed chwilą wpłynęła wiadomość o podejrzeniu włamania przy East Park Lane, numer domu 2918. - Co takiego? - Z wrażenia Sethowi na chwilę odjęło mowę. - U Grace? - Po dokonanym tam morderstwie ten adres utkwił mi w głowie. Został uruchomiony system alarmowy, a pani Fontaine nie odpowiada na telefon. - Jestem blisko jej domu. - Z piskiem opon, na pełnym gazie Seth zawrócił samochód. - Zciągnij tam ze dwa wozy patrolowe. A więc system alarmowy zadziałał. Na początku miewają różne fanaberie. A Grace nie odebrała telefonu, bo była zgnębiona ich wcześniejszą rozmową. I nie zareagowała na dzwięk syreny. To do niej podobne. Pewnie właśnie teraz nalewa sobie następny kieliszek szampana i przeklina pewnego porucznika. Może nawet sama uruchomiła nowiutki alarm, połączony z posterunkiem policji, aby go ukarać. %7łeby zjawił się przerażony, z sercem w gardle. To też było w jej stylu. 213 Nieprawda. Ani jedno, ani drugie nie było w jej stylu. W szalonym tempie wziął ostatni zakręt i podjechał pod dom Grace. Przez okna nadal było widać palące się świece, więc chyba nie stało się nic złego. Wyskoczył z wozu. Kolacja jest pewnie jeszcze gorąca. A w salonie stoi rozzłoszczona Grace. Z furią zaczął walić we frontowe drzwi. Bez skutku. Było jasne, że mu nie otworzy. Zbyt jest rozezlona, aby reagować. Podjechał pierwszy radiowóz. Seth pokazał policyjną odznakę. - Sprawdzcie wschodnią stronę - polecił. - Ja zajmę się przeciwną. Ruszył wzdłuż ściany domu. Za zakrętem dostrzegł rozbitą szybę w drzwiach tarasu. Zamarł. Z pistoletem gotowym do strzału dostał się do wnętrza. Słyszał, jak młody człowiek z patrolu wykrzykuje nazwisko Grace, w wyraznej panice szukając jej na parterze. Seth wbiegł na górę. Ze szczytu schodów zobaczył, jak w salonie policjant podnosi z podłogi jakaś szmatę. - Poruczniku, to chyba chloroform - powiedział głośno. Seth nie mógł wydobyć z siebie głosu. Był przerażony. Z największym wysiłkiem wziął się w garść. - Przeszukaj dom. - Spojrzał na drugiego policjanta. - A postem przetrząśnijcie cały teren - polecił. Wracała do przytomności. Było jej niedobrze. Gdzie jest? Nie znała tego pokoju. Z trudem zbierała myśli. Leżała na ogromnym łożu, w luksusowej pościeli z białej satyny. Wokół unosił się zapach jaśminu, róż i wanilii. Zciany pokoju miały barwę kości słoniowej i połysk jedwabiu. Grace przeszło nagle przez myśl, że leży w trumnie. Ogromnej i wytwornej. Z przerażenia zaczęło 214 walić jej serce. Zmusiła się, aby usiąść, cały czas przekonana, że uderzy głową o zamknięte wieko i będzie krzyczeć, domagając się uwolnienia. O dziwo, nad sobą nie wyczuła niczego oprócz powietrza o odurzającej woni. Przypomniała sobie brzęk wybijanej szyby i postawnego mężczyznę o grubych ramionach. Zadrżała z przerażenia. Odetchnęła głęboko. Powoli, ze względu na ból rozsadzający czaszkę, zsunęła nogi z łóżka. Pod stopami poczuła puszysty dywan. Też był biały, jak wnętrze pokoju. Stanęła, ledwie utrzymując równowagę. Nadal ją mdliło. Powoli, chwiejnie, ruszyła w stronę drzwi. Były zamknięte od zewnątrz. Oddychając z trudem, bezskutecznie szarpała klamkę. A potem oparła się ciężko o framugę i rozejrzała po swym więzieniu. Tonęło w bieli. W oknach dostrzegła kraty, przez które prześwitywały paski nocnego nieba, osrebrzonego światłem księżyca. Teren otaczały rozległe trawniki, krzewy i wysokie drzewa. Miejsce było obce. W pokoju były jeszcze drugie drzwi. Prowadziły do łazienki wyłożonej białymi kafelkami. Także o okratowanych oknach. Na długiej półce stały kosmetyki w słoiczkach i flakonach. Dokładnie te, których używała. Ogarnęła ją panika. A więc została uprowadzona. Przez kogoś, kto liczył na solidny okup od jej rodziny. Nie, to nie była prawda. Chodziło o Gwiazdy. Zacisnęła wargi, żeby z ust nie wydobył się jej żaden jęk. Te kamienie miały stanowić okup za jej uwolnienie! Pod Grace ugięły się kolana. Starała się opanować, aby zacząć [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|