, 006 Zygmunt Zeydler Zborowski Złoty centaur 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zblazowanych, aniżeli byli nimi istotnie. Pojawiły się butelki z koniakiem.
 Wracamy  szepnęła Liza, pochylajjąc się do Downara.
W powrotnej drodze prowadziła jaguara z jeszcze większą brawurą. Chwilami
zapierało mu dech w piersiach. Przyrzekł sobie, że już więcej nie siądzie z nią do tej
piekielnej maszyny.
Był już dzień, kiedy przyjechali przed? Grand Hotel.
 Nie wiadomo, czy to bardzo pózno, czy bardzo wcześnie  uśmiechnęła się Liza.
 To prawda  przytaknął Downar.  Ale tak czy inaczej wydaje mi się, że należy
nam się trochę snu.
Nie myślał jednak o spaniu. Połączył się z portiernią i zamówił błyskawiczną
rozmowę z Warszawą. Głos Nowickiego był rozpaczliwie zaspany.
 Czyś ty zwariował, Stefan? Orientujesz się, która to godzina?
 Orientuję. się. Za piętnaście czwarta. Przetrzyj oczy i słuchaj uważnie, co ci
powiem.
 Nie mogłeś zadzwonić trochę pózniej?
 Nie mogłem. Rannym samolotem wyślij mi fotografie tego wozu i odbitki
daktyloskopijne. Czy Marceli widział zdjęcie tego faceta z brodą?
 Widział. Twierdzi, że nie spotkał nikogo podobnego. Ta twarz nic mu nie mówi.
 Nie szkodzi. Pośpiesz się z tą przesyłką.
 Już się ubieram. Niech cię wszyscy diabli.
Po załatwieniu tej sprawy Downar ziewnął i przeciągnął się. Podniecenie powoli
zaczęło opadać. Poczuł zmęczenie. Rozebrał się, wziął prysznic i z prawdziwą
przyjemnością wsunął się pod chłodne prześcieradło. Zanim zasnął, myślał przez
dłuższą chwilę o tym, że na fotografii rozbitego samochodu chyba na pewno widział
złotego centaura nad kierownicą.
*
Nie spał długo. Napięte nerwy nie pozwalały na spokojny wypoczynek. Wstał,
ogolił się, wykąpał i ubrany w elegancki garnitur z jasnego tropiku zszedł do hallu.
Spostrzegł rozmawiającego z portierem młodego człowieka w nieco za luznej,
popielatej marynarce.
 O, właśnie jest pan Downar  powiedział portier.
Sierżant Mielnicki odwrócił się błyskawicznie i nim Downar zdążył cokolwiek
powiedzieć, wykrzyknął uradowany:
 Przyleciałem, towarzyszu majorze. Przywiozłem, co trzeba.
Downar spiorunował go wzrokiem. Młody człowiek spąsowiał i zaczął się jąkać.
 Ja właśnie tego... ja... Ja przywiozłem panu te materiały do scenariusza. Bo u nas
w wytwórni, u nas w studio...
 Może pan wejdzie do mnie na górę.
Kiedy znalezli się w pokoju, sierżant najprzód zrobił się czerwony, potem
przybladł, potem znowu oblał się rumieńcem.
 Ja bardzo przepraszam. Mnie się tak jakoś niechcący wyrwało. Ja przecież nie
chciałem... Słowo honoru.
 Zachowaliście się jak skończony idiota  powiedział bez ogródek Downar. 
Dajcie mi te materiały i wracajcie do Warszawy.
Mielnicki położył na stole dużą, szarą kopertę, którą Downar rozerwał
niecierpliwie. Kilka powiększonych fotografii rozbitego wozu i odbitki
daktyloskopijne.
Pochwycił zdjęcia. Tak. Nie mylił się. Nad kierownicą figurka centaura. Nie było
wątpliwości.
*
Z automatu zadzwonił do sopockiej komendy. :
 Jest co nowego?
 Tomasz Wakus był wczoraj w Gdańsku. Spotkał się w kawiarni z jakimś
cudzoziemcem. Rozmawiali po niemiecku.
 Jak wyglądał ten cudzoziemiec?
 Wysoki, tęgi. Nie ma lewej ręki. Przystojny mężczyzna.
 Gdzie mieszka?
 W Gdańsku, w hotelu.
 Obserwujcie w dalszym ciągu Wakusa. Połączcie się z komendą wojewódzką w
Gdańsku i powiedzcie im, że proszę, alby inwigilowali tego bezrękiego cudzoziemca.
Gdyby chciał opuścić Polskę, niech go pod jakimkolwiek pretekstem zatrzymają. To
bardzo ważne. I jeszcze jedna sprawa. Przyślijcie mi wóz z dobrym kierowcą. Niech
czeka na mnie w okolicy Grand Hotelu. Najlepiej koło postoju taksówek. To wszystko.
Cześć.
Powietrze było ciężkie i parne jak przed burzą. Downar czuł nieznośny ucisk w
skroniach. W jednym kiosku remanent, a w drugim zabrakło proszków od bólu głowy.
Poszedł do apteki. Przechodząc koło  Złotego Ula spostrzegł na werandzie Alicję.
Nie siedziała jednak z amerykańskim dziennikarzem. Tym razem towarzyszył jej
wysoki, elegancko ubrany pan o mocno zarysowanej, opalonej twarzy. Lewa ręka w
czarnej rękawiczce leżała nieruchomo na stoliku.
*
 Dokąd jedziemy, towarzyszu majorze?
 Przede wszystkim nie nazywajcie mnie  towarzyszem majorem  zdenerwował
się Downar.  Pamiętajcie, że jestem dziennikarzem telewizyjnym.
 Tak jest.
 Zatankowaliście benzynę?
 Tak jest.
 Broń macie?
 Tak jest. Będzie strzelanina?
 Nie sądzę, ale na wszelki wypadek...
 Dokąd jedziemy?
 Do Jastrzębiej Góry.
Downar sprawdził pistolet, obejrzał dokładnie aparat fotograficzny i począł
rozmyślać nad tym, jaką przyjąć taktykę. Nie wiedział oczywiście, czy właściciel białej
willi ma coś wspólnego z całą sprawą. Nie mógł też przewidzieć, jak go przyjmie i jak
się ustosunkuje do jego prośby. A przecież ten film musiał zdobyć za wszelką cenę.
Poza tym niepokoiła go jeszcze jedna sprawa: Kto słyszał, jak ten cymbał zwrócił się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl