,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zblazowanych, aniżeli byli nimi istotnie. Pojawiły się butelki z koniakiem. Wracamy szepnęła Liza, pochylajjąc się do Downara. W powrotnej drodze prowadziła jaguara z jeszcze większą brawurą. Chwilami zapierało mu dech w piersiach. Przyrzekł sobie, że już więcej nie siądzie z nią do tej piekielnej maszyny. Był już dzień, kiedy przyjechali przed? Grand Hotel. Nie wiadomo, czy to bardzo pózno, czy bardzo wcześnie uśmiechnęła się Liza. To prawda przytaknął Downar. Ale tak czy inaczej wydaje mi się, że należy nam się trochę snu. Nie myślał jednak o spaniu. Połączył się z portiernią i zamówił błyskawiczną rozmowę z Warszawą. Głos Nowickiego był rozpaczliwie zaspany. Czyś ty zwariował, Stefan? Orientujesz się, która to godzina? Orientuję. się. Za piętnaście czwarta. Przetrzyj oczy i słuchaj uważnie, co ci powiem. Nie mogłeś zadzwonić trochę pózniej? Nie mogłem. Rannym samolotem wyślij mi fotografie tego wozu i odbitki daktyloskopijne. Czy Marceli widział zdjęcie tego faceta z brodą? Widział. Twierdzi, że nie spotkał nikogo podobnego. Ta twarz nic mu nie mówi. Nie szkodzi. Pośpiesz się z tą przesyłką. Już się ubieram. Niech cię wszyscy diabli. Po załatwieniu tej sprawy Downar ziewnął i przeciągnął się. Podniecenie powoli zaczęło opadać. Poczuł zmęczenie. Rozebrał się, wziął prysznic i z prawdziwą przyjemnością wsunął się pod chłodne prześcieradło. Zanim zasnął, myślał przez dłuższą chwilę o tym, że na fotografii rozbitego samochodu chyba na pewno widział złotego centaura nad kierownicą. * Nie spał długo. Napięte nerwy nie pozwalały na spokojny wypoczynek. Wstał, ogolił się, wykąpał i ubrany w elegancki garnitur z jasnego tropiku zszedł do hallu. Spostrzegł rozmawiającego z portierem młodego człowieka w nieco za luznej, popielatej marynarce. O, właśnie jest pan Downar powiedział portier. Sierżant Mielnicki odwrócił się błyskawicznie i nim Downar zdążył cokolwiek powiedzieć, wykrzyknął uradowany: Przyleciałem, towarzyszu majorze. Przywiozłem, co trzeba. Downar spiorunował go wzrokiem. Młody człowiek spąsowiał i zaczął się jąkać. Ja właśnie tego... ja... Ja przywiozłem panu te materiały do scenariusza. Bo u nas w wytwórni, u nas w studio... Może pan wejdzie do mnie na górę. Kiedy znalezli się w pokoju, sierżant najprzód zrobił się czerwony, potem przybladł, potem znowu oblał się rumieńcem. Ja bardzo przepraszam. Mnie się tak jakoś niechcący wyrwało. Ja przecież nie chciałem... Słowo honoru. Zachowaliście się jak skończony idiota powiedział bez ogródek Downar. Dajcie mi te materiały i wracajcie do Warszawy. Mielnicki położył na stole dużą, szarą kopertę, którą Downar rozerwał niecierpliwie. Kilka powiększonych fotografii rozbitego wozu i odbitki daktyloskopijne. Pochwycił zdjęcia. Tak. Nie mylił się. Nad kierownicą figurka centaura. Nie było wątpliwości. * Z automatu zadzwonił do sopockiej komendy. : Jest co nowego? Tomasz Wakus był wczoraj w Gdańsku. Spotkał się w kawiarni z jakimś cudzoziemcem. Rozmawiali po niemiecku. Jak wyglądał ten cudzoziemiec? Wysoki, tęgi. Nie ma lewej ręki. Przystojny mężczyzna. Gdzie mieszka? W Gdańsku, w hotelu. Obserwujcie w dalszym ciągu Wakusa. Połączcie się z komendą wojewódzką w Gdańsku i powiedzcie im, że proszę, alby inwigilowali tego bezrękiego cudzoziemca. Gdyby chciał opuścić Polskę, niech go pod jakimkolwiek pretekstem zatrzymają. To bardzo ważne. I jeszcze jedna sprawa. Przyślijcie mi wóz z dobrym kierowcą. Niech czeka na mnie w okolicy Grand Hotelu. Najlepiej koło postoju taksówek. To wszystko. Cześć. Powietrze było ciężkie i parne jak przed burzą. Downar czuł nieznośny ucisk w skroniach. W jednym kiosku remanent, a w drugim zabrakło proszków od bólu głowy. Poszedł do apteki. Przechodząc koło Złotego Ula spostrzegł na werandzie Alicję. Nie siedziała jednak z amerykańskim dziennikarzem. Tym razem towarzyszył jej wysoki, elegancko ubrany pan o mocno zarysowanej, opalonej twarzy. Lewa ręka w czarnej rękawiczce leżała nieruchomo na stoliku. * Dokąd jedziemy, towarzyszu majorze? Przede wszystkim nie nazywajcie mnie towarzyszem majorem zdenerwował się Downar. Pamiętajcie, że jestem dziennikarzem telewizyjnym. Tak jest. Zatankowaliście benzynę? Tak jest. Broń macie? Tak jest. Będzie strzelanina? Nie sądzę, ale na wszelki wypadek... Dokąd jedziemy? Do Jastrzębiej Góry. Downar sprawdził pistolet, obejrzał dokładnie aparat fotograficzny i począł rozmyślać nad tym, jaką przyjąć taktykę. Nie wiedział oczywiście, czy właściciel białej willi ma coś wspólnego z całą sprawą. Nie mógł też przewidzieć, jak go przyjmie i jak się ustosunkuje do jego prośby. A przecież ten film musiał zdobyć za wszelką cenę. Poza tym niepokoiła go jeszcze jedna sprawa: Kto słyszał, jak ten cymbał zwrócił się [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|