,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chcą mieć tam nowy ratusz. Chcą mieć coś, co nie wyglądałoby jak Tower w Londynie i nie kosztowało więcej niż sto tysięcy dolarów. - Zajmę się tą sprawą - obiecała. - Ale któryś z tych parametrów musi ulec rozszerzeniu. Za tę cenę nie możemy przecież wybudował psiej budy! Wzięła papiery i, gwiżdżąc, udała się z powrotem do swojego biura. Wszyscy uznali to za oznakę pogodnego nastroju i powrotu do normalności, ale ojciec nie dał się zwieść. Gwizdanie za cmentarzem" - zwykła mawiać Mary-Kate. Mattie zastanawiała się, dlaczego ojciec nie zadaje jej żadnych pytań. Nigdy nie zdawała sobie sprawy z tego, że ojciec i tak wie o wszystkim za pośrednictwem Mary-Kate. Mattie przejrzała szkice z Belfair, wybrała się któregoś pochmurnego dnia na teren budowy i zaczęła obmyślać projekt. Ale Afryka nie dawała jej spokoju, toteż zajechała pod sudańskie biuro projektów. Naczelnym inżynierem był tam Andy Frame - młody i przebojowy Kalifornijczyk, który realizował swój plan z żelazną konsekwencją. I wpadła mu w oko córka szefa. Nie Mattie - była zbyt niezależną kobietą. Oglądał się za Faith. Za szczupłą, piękną Faith, która chciała zostać prawnikiem. Mattie uważała, iż ten mężczyzna nie spełnia wysokich wymagań stawianych przez firmę. Poruszyła temat następnego dnia, podczas rozmowy z ojcem w kafejce, gdzie jedli lunch. - Wiem - odparł. - Ale każdy powinien znalezć jakieś miejsce, Mattie. Nadal usiłuję wyszukać odpowiednie stanowisko dla Strona 134 z 143 RS młodego pana Frame. Jeśli chodzi o budowę w Sudanie, rozwiązania Quinna wydają się idealne. Pociągi kursują, rząd jest zadowolony, błyskawicznie rozwijają się kursy szkoleniowe. Ale... - Ale? - Dwa razy ale"! - odparł ze śmiechem sięgając po ciasto. - A fe! - odrzekła Mattie uderzając go po nadgarstku. - Mama mówiła... - No, no, nie próbuj mi rozkazywać, młoda damo. Jestem tak stary, że mógłbym być twoim ojcem! - Tak, proszę pana - odparła ze śmiechem. - Tylko że mama mówiła, że jeśli zobaczę, iż nie przestrzegasz diety, mam ją zaraz o tym powiadomić! Będę musiała wykosztować się na rozmowę międzymiastową. - No proszę! - narzekał. - Szpiedzy w mojej rodzinie! Jestem chyba największym pantoflarzem w całym stanie! - Ty i Michael - drażniła go. - Co z tymi ale"? Potulnie odsunął rękę od tacki z deserem. - Po pierwsze, za sprawą waszych działań Masakinowie zdecydowali się na wielką zmianę, na nowoczesne życie. Nie jestem pewien, czy to było mądre posunięcie. Są szczęśliwi żyjąc w prymitywny sposób. - Ja też nie jestem pewna przyznała Mattie. - Ale rozważmy alternatywę. Na ich granice napierali sąsiedzi, a rząd też wywierał presję. Gdyby nic nie zrobili, zginęłaby ich kultura, a wraz z nią i oni sami. Nie było miejsca, na które mogliby się przenieść. A w dzisiejszych czasach niemożliwa jest migracja pół miliona osób. To szalenie inteligentny szczep. Być może stworzył sobie problemy wyjściem z epoki kamienia łupanego, ale kto wie, czy nie przyczyni się do zjednoczenia narodu sudańskiego. A drugie ale"? - Drugie ale" jest ważniejsze, kochanie - powiedział biorąc ją za rękę. - Ryan Quinn to wybitny pracownik. Przysłał zawiadomienie, że nie odnowi z nami kontraktu. Zatem od zeszłego poniedziałku pozostaje bez pracy. Strona 135 z 143 RS Mattie zdobyła się z trudem na wzruszenie ramionami i stwierdzenie, że wcale je nie interesuje los Ryana Quinna. - Przestań, dziewczyno - przymilał się ojciec. - Wiem, że jest inaczej. - Nie dbam o to, gdzie on przebywa i co robi - warknęła i spojrzała na ojca ze łzami w oczach. - Gdzie on jest? - zapytała załamującym się głosem. - Znowu w USA. Nie w Teksasie. Naprawdę nie wiem dokładnie gdzie. - Nieważne. Jeśli o mnie chodzi, mógłby być nawet w Timbuktu. Wezmę wolne popołudnie. Muszę trochę... Muszę trochę popłakać, a potem wybiję go sobie z głowy i nigdy więcej nie będzie o nim myśleć! - Co musisz! - Muszę... zrobić zakupy - odparła stanowczym tonem. - Wszystkie ciuchy, które mam, wyszły z mody. - Dobry pomysł - zachichotał ojciec. - Zacznij jeść. Przytyj parę kilogramów, żeby zauroczyć jakiegoś mężczyznę. - Ha! Mężczyzni! - mruknęła i wyszła zostawiając ojcu rachunek do zapłacenia. Wróciła do domu o szesnastej i zaczęła tłumaczyć swojej siostrze Hope zadania z algebry. - Nie pojmuję, dlaczego ktoś, kto tak dobrze gra na skrzypcach, może mieć kłopoty z prostą algebrą. - Skrzypce wymagają praktyki - użalała się siostra. - nie znoszę tych teorii. Interesują mnie rzeczy konkretne, których można dotknąć. Za oknem dał się słyszeć głośny ryk silników i Hope wyjrzała, żeby zobaczyć, co się dzieje. - Kilka dużych ciężarówek - poinformowała. - Jeśli zrobię to równanie, to... już zapomniałam. - Powtórz tę formułę pięćdziesiąt razy. - Nie mogę - zachichotała Hope. - Mam randkę z Strona 136 z 143 RS Rimskim-Korsakowem. Tym razem rozległy się ryki zwierząt i stukanie. Z dołu wołała Faith. - Mattie! - O co chodzi, Faith? I nie wydzieraj się na mnie, jakbym była żoną rybaka. - Mniejsza o ryby. Ktoś tutaj jest. Mama chce, żebyś zaraz zeszła do salonu. Natychmiast! - W porządku, idę. Czym się tak ekscytujesz? - Nie wiem - odparła Faith. - Ale to musi być coś ważnego, skoro trzeba zejść do salonu. Rzeczywiście, pomyślała Mattie odrobinę przyśpieszając kroku. Salon był wyłączony z codziennego życia i zarezerwowany na pogrzeby, śluby i wizyty pastora. Wszystko, co wiązało się z salonem, miało zatem duże znaczenie. - Mathildo - powiedziała jej matka. Nie był to jej matczyny, przepojony śmiechem głos, lecz ton zawodowego sędziego, który mówi: Sprowadzcie tu winowajcę, a sprawiedliwie go osądzimy". I nikt nie nazywał Mattie Mathildą", z wyjątkiem babki w Newport, której szczerze nie znosiła. Matka siedziała z grozną miną na kanapie. Obok niej, na jednym z krzeseł obitych skórą, siedział... Ryan Quinn! Mattie zamarła. Nie była w stanie się poruszyć. - Mathildo, ten dżentelmen twierdzi, że złamałaś kontrakt, i żąda jego uregulowania. - Co? - wyjąkała. - Jaki kontrakt? - Panie Quinn? - W czerwcu zgodziła się na małżeństwo ze mną - recytował, jakby mówił w sądzie. - W ramach kontraktu zawarłem legalną umowę z pewnymi przedstawicielami szczepu Masakinów, gdyż nieobecni byli jej prawowici rodzice. Zgodziłem się na cenę kupna narzeczonej. - Ale, ale... ja... Strona 137 z 143 RS - Czy zaprzeczasz, że w tym czasie byłaś członkiem szczepu Masakinów, pod władzą wodza Artafiego? - Nie... ja... - Czy odmawiasz wodzowi prawa do wyznaczenia przedstawiciela, który targował się o ciebie? - Ja...nie...ja... - Czy zaprzeczasz, że spotkałem się z tym przedstawicielem i ustaliliśmy cenę kupna? - Ja...ja nie wiem. Nie dopuścili mnie do ciebie. Poza tym nie zapłaciłeś za narzeczoną. Ty zgodziłeś się na cenę. - Zdaje się, że pan Quinn właśnie po to przyjechał - przerwała matka. W jej głosie znowu było słychać ton szatańskiego śmiechu. - Pan Quinn mówi mi, że przebył tak długą drogę... - Ponieważ mnie porzuciłaś - przerwał Ryan. - Wróciłem do Kosti, a ty zniknęłaś. Co to za umowa? - Zapytaj go o jego żonę, o Virginię - powiedziała zwracając się do matki. . . - Panie Quinn? - Ona nie jest moją żoną! - huknął. - Rozwiedliśmy się sześć lat temu. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|