, Cox Connie Para prawie doskonała 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

twarzy pojawił się zachwyt.
Gdy powiódł palcem po skraju jej biustonosza, zapragnęła więcej,
jeszcze więcej. On jednak się zawahał.
 Mogę?
 Tak, tak  wyszeptała.
 Jak teraz?  W jego głosie zabrzmiała wesoła nuta, kle w tle Eva
wyczuła ogromne napięcie.  Jeszcze...
 Jeszcze?  Odchyliła głowę, a on zaczął obsypywać pocałunkami jej
szyję, zsuwając wargi coraz niżej.
 Tak, tak...  Czując, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa, przysiadła
na łóżku. Mark przysiadł obok, po czym rozpiął jej biustonosz.
112
R
L
T
Nie przerywając pieszczot, lekko ją pchnął, by się położyła. Nakrył ją
sobą.
 Jeszcze, jeszcze... Tutaj, tak! Mocniej...
Przerwał na moment, by zdjąć dżinsy i jednocześnie wyjąć z kieszeni
prezerwatywę. Tymczasem ona też rozpięła spodnie, po czym uniosła biodra,
żeby łatwiej było mu je z niej ściągnąć. Jego wargi podjęły wędrówkę od
miejsca, w którym ją przerwały, zsuwając się po jej brzuchu coraz niżej. W
pewnej chwili jak przez mgłę dotarło do niej, że ten cichy urywany jęk
wydobywa się z jej ust.
 Jeszcze...
 Jak mi na imię?  wymruczał.
 Mark...  wyszeptała, domyślając się, dlaczego tego od niej żąda. 
Mark  powtórzyła.
 Czego chcesz?
 Ciebie. Tylko ciebie.
 Teraz?  Mimo że ledwie jej dotykał, odwlekał moment, gdy się z nią
połączy.
 Teraz, chodz!  zawołała wpatrzona w jego oczy.
Potem ich słowa się mieszały w rytm falujących ciał.
 Powiedz mi, jak mam na imię.
 Eva!  wyszeptał oszołomiony.
Gdy to imię jeszcze dzwięczało jej w uszach, dotarła tam, gdzie tak
bardzo pragnęła się znalezć.
 Maaark!  zawołała na cały głos, za nic mając sąsiadów, którzy
mogliby ją usłyszeć.
Leżał z jedną ręką na jej piersi, druga bezwładnie zwisała mu z łóżka.
Czuł jej udo między nogami i dłoń na brzuchu. Nad nimi kręcił się wiatrak,
113
R
L
T
chłodząc ich spocone ciała. Nie do końca zdawał sobie sprawę, co się stało.
Czuł jedynie, że było to coś więcej niż zwyczajny akt miłosny.
I dlatego powinien wyjść. Nie dojrzał do niczego więcej, nie planował
takiej gotowości. Nie chciał opiekować się Evą, nie chciał poznawać jej
myśli, marzeń, jej siły napędowej. Po prostu nikim nie chciał się zajmować.
Powiodła dłonią po jego brzuchu. Zadrżał.
 Dobrze ci było?  zapytała, nie patrząc na niego.
 Tak. A tobie?
 Mhm.  Podniosła się z łóżka.  Co się stało?
Spoglądał na nią, na jej piękną sylwetkę. Niesamowita kobieta. Cała
jego. Nie, wcale nie.
 Pierwszy raz... nawet z... Nie rozumiem... A ty?
 Ja też nie.  Wytrzymał jej spojrzenie.
 Może to zabrzmi dziwnie, ale miałam wrażenie, że zniknęłam, a
potem odnalazłam się w tobie. Bardzo metafizycznie, wiem, ale tylko tak
potrafię to opisać.
 Bardzo trafnie to ujęłaś.
 Chyba nie jesteś o tym przekonany. Co czujesz?
 Nie wiem.  Wstał na drugą stronę łóżka.  Potrzebuję czasu, muszę
się zastanowić.
 Okej.  Wskazała na zamknięte drzwi.  Tam jest łazienka. Pójdę do
kuchni, żebyś miał trochę prywatności.
Prywatność. Po tym, co zrobili, co razem przeżyli, pojęcie prywatności
skojarzyło mu się z zimnym rozłączeniem dusz. Omiótł ją spojrzeniem.
 Okej, dzięki.
Jak to możliwe, że taki akt ma tak różne znaczenie dla każdego z nich?
Popełniła błąd, kochając się z nim. Stało się. Pokochała mężczyznę, dla
114
R
L
T
którego nic nie znaczy.
Czy to samo czuł Chuck, gdy zdał sobie sprawę, że nie jest mu tak
oddana jak on jej? Jak mógł z tym żyć?
A jednak żył. Pospiesznie włożyła swoją  koszulę nocną , na moment
weszła do łazienki, po czym nawet nie rzuciwszy okiem na Marka, wymknęła
się z pokoju.
Potrafi puścić w niepamięć takie doznania? Tak nierzeczywiste, niemal
pozacielesne. Stojąc pod gorącym prysznicem, od nowa przeżywał to, co
przed chwilą połączyło go z Evą. Kochali się.
Za wcześnie na miłość. Ile trzeba czasu, żeby kogoś pokochać? Nie
wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Ale, prawdę mówiąc, nie wierzył
w miłość, nawet gdy to miłość poszła wraz z nim do łóżka.
Chemia, wyposzczenie, stres, potrzeba. Szukał pretekstu,
wytłumaczenia dla tego, co czuł.
Gdy wszedł do kuchni, Eva myła kubek, zapatrzona w noc za oknem.
Odwróciła na niego wzrok.
 Znalazłeś wszystko, co trzeba?  zapytała.
Nie, nawet nie bardzo wiedział, czego mógłby tam potrzebować ani się
nie zastanawiał, gdzie tego szukać.
 Tak, jasne.
 Powiedz prawdę, zrozumiem. Jeśli chcesz, mogę ci jutro pomóc, jak
będziesz odbierał Aarona.
Ta propozycja sprawiła, że poczuł, jak część ciężaru spada mu z ramion.
Aha, to na tym polega dzielenie się problemami. Ale to jego problem i to on
powinien się nim zająć. Nie powinien obarczać nim Evy.
 Eva, ja...  Wahał się, ale zamiast zrezygnować z jej oferty pomocy,
odparł:  Okej, dzięki.
115
R
L
T
 Zawiadomią Tiffany, o której go wypuszczą. Jak się do ciebie
odezwie, zadzwoń do mnie. Nawet jak będzie bardzo wcześnie.
 Okej.  Z Evą nadchodzący dzień wydał się mniej straszny.  Dzięki.
Słowa to za mało, ale... dziękuję.
Uśmiechnęła się.
  Dziękuję to bardzo dużo.
Ten uśmiech dodawał mu otuchy przez całą drogę do domu. Do pustego
mieszkania, gdzie rzucił się na kanapę. Spał niespokojnie, martwiąc się, co [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl