, Brockway Connie Ostatni bal 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nym, że Favor nie od razu ją zrozumiała.
MajÄ…c poczucie, że to, co nieuniknione, musi siÄ™ stać, rozej­
rzała się dookoła. W siekącej mżawce szkielet wieży wznosił się
na tle oÅ‚owianego nieba. Dach znikÅ‚, zachodnia Å›ciana siÄ™ zawa­
liÅ‚a, odsÅ‚aniajÄ…c pokoje na drugim piÄ™trze. WewnÄ…trz, poczernia­
Å‚e, gnijÄ…ce belki opieraÅ‚y siÄ™ o nagie Å›ciany. ByÅ‚ to pokój, w któ­
rym matka Favor urodziła martwe dziecko, a potem, umierając,
obarczyła córkę zadaniem, które zadecydowało ojej losie. Cichy
szum deszczu nie zagłuszał słabego głosu matki.
 Zabiją moich synów! - Chwyciła Favor za rękę. Jej uścisk
byÅ‚ sÅ‚aby, a skóra gorÄ…ca i sucha. - Musisz ich powstrzymać, Fa­
vor. Nie ma nikogo innego".
 Jak?"
 Nie wiem! - GÅ‚os matki brzmiaÅ‚ teraz dobitniej z podniece­
nia. - Ale musisz. Jeśli zabiją syna Carra, król nie zlituje się nad
moimi synami. ZostanÄ… wypatroszeni i powieszeni przed koÅ„­
cem miesiąca. Nic nie pomogą błagania twojego ojca. Idz, Favor.
Powstrzymaj ich!"
Zrobiła to.
- Wiesz teraz, gdzie jesteÅ›? - Z gÅ‚osu Muiry znikÅ‚a wÅ›cie­
kłość, stał się niemal łagodny. Uwolniła ramię Favor, spacerując
po błotnistym terenie z wyrazem zadziwienia na twarzy. - Tutaj
umarł Cam McClairen - rzekła, wskazując miejsce ręką. - Ten
tam wielki kamień, na nim rozbił sobie głowę, kiedy upadł od
ciosu żołnierza.
OdwróciÅ‚a siÄ™, powiewajÄ…c spódnicami, z lekkoÅ›ciÄ… i zwin­
nością dziewczyny tańczącej na parkiecie.
- A tutaj mój Bobbie został zabity. Był najmłodszy, zawsze
się potykał o własne nogi.
227
Uśmiechnęła się do Favor z dziwaczną poufałością, jakby
były dwiema kobietami plotkującymi o słabostkach członków
rodziny.
- DostaÅ‚ oÅ‚owianÄ… kulÄ™ w mózg. - Odęła wargi i skinęła gÅ‚o­
wą. - Przynajmniej szybko poszło, nie tak jak z jego ojcem, który
miał otwarty brzuch i umierał trzy dni.
%7łołądek podszedł Favor do gardła; swobodny ton, z jakim
Muira recytowaÅ‚a straszliwe zdarzenia, których obie byÅ‚y Å›wiad­
kami, wspomnienie krzyków, zakłutych koni, krwawych plam
widocznych w świetle pochodni, lśniącej bieli śniegu daleko, na
zboczu góry, przyprawiał ją o mdłości.
Muira wróciła i otoczyła Favor ramieniem w pasie. Ciągnąc
lekko, poprowadziła w stronę łukowatej bramy wieży.
- Widziałaś, kto padł, a kto nie? Kto odpłacił tym samym,
co dostał? Zostałabym, żeby walczyć, ale jak tylko zobaczyliśmy
czerwone kurtki, mężczyzni wepchnęli nas do rowu.
Przekrzywiła głowę.
- Nie widziałam za wiele. Ale ty... ty byłaś przez cały czas
w samym środku, przyciśnięta do tego chłopaka, Merricka, jak
pijawka. Zawsze chciałam wiedzieć, czy moi mężczyzni dobrze
się sprawili. Jak było?
- Nie potrafię powiedzieć- szepnęła Favor; przed oczami
przesuwały jej się obrazy krwawej jatki.
Muira pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Tak. Było ciemno, szybko się skończyło, a ty nie znałaś
żadnego z tych mężczyzn, prawda?
ZatrzymaÅ‚a siÄ™ tuż przed bramÄ…. Favor zadrżaÅ‚a. Muira zda­
wała się tego nie dostrzegać; marszczyła czoło, usiłując coś sobie
przypomnieć.
- Jamie? Czy to Russella tutaj ścięli? Boże, starzeję się, nie
pamiętam, czy to był Russell, czy Gavin Fraser. Chyba Russell,
czy tak?
- Tak! - odkrzyknÄ…Å‚ Jamie. - Russell.
Kobieta rozpromieniła się, wzdychając z ulgą.
228
- A więc nie zapomniałam - powiedziała, znowu pociągając
Favor za sobą. -Jamie też tu był, wiedziałaś o tym? Jest taki duży,
więc kazali mu pilnować zwierząt. Ale kiedy przyjechały czerwone
kurtki, konie wpadły w panikę, zerwały się i stratowały Jamiego
Craigga. Przyszedł do siebie parę dni pózniej. W moim domu.
Kolana uginaÅ‚y siÄ™ pod Favor. Buty zasysaÅ‚y bÅ‚oto przy każ­
dym kroku. Mgła zmoczyła odsłoniętą głowę, skraplała się na
przemarzniętym ciele i skapywała z policzków.
- Mam to wszystko tutaj - wyznała Muira, dotykając ręką
skroni. - KażdÄ… chwilÄ™. Każdy krzyk. To przepaliÅ‚o sobie dro­
gę do mojego mózgu jak kwas, więc wszystko, co widzę, widzę
przez obrazy tamtej nocy. Jak cień na moich myślach... - Głos
jej zamarł.
Favor, która drżaÅ‚a, zaczęła siÄ™ teraz trząść. SÅ‚yszaÅ‚a szczÄ™ka­
nie swoich zębów. Zatrzymały się obie przy bramie.
- To właśnie tutaj stałaś. - Lekko popchnęła Favor, a sama się
cofnęła. -Ja stałam... tak. Dokładnie tu. Wyobraz to sobie, Favor.
Przez parę minut dziewięć lat temu byłam koło ciebie... i niego.
A potem, kiedy go zabrali, zostawiając cię tutaj bosą i zziębniętą,
w nocnej koszuli mokrej od krwi, mogÅ‚am zabrać swoich ran­
nych i odejść, nie oglądając się na ciebie.
Jej uśmiech stał się teraz krzywy, brzydki.
- Zrobiłabym to, gdybym wiedziała, że zdradzisz nas po raz
drugi.
Zbierało jej się na wymioty. W głowie czuła zamęt, nogi jej się
plątały. Nie chciała tam być. Nigdy nie chciała tam wracać. Tutaj
był tylko strach, potworny strach, brudne, śliskie od krwi ciało
chÅ‚opca, wrzaski mężczyzn, smród prochu i... i delikatny, litoÅ›­
ciwy dotyk ust gwałciciela na czubku jej głowy-jedyne zródło
pociechy tamtej nocy, otrzymane od wroga, które jednak chętnie
przyjęła, nigdy nie mając sobie tego wybaczyć.
Objęła się ramionami w pasie, ściskając mocno, bojąc się, że
inaczej rozpęknie się na milion kawałków, wpadając w czarną,
pochłaniającą wszystko przepaść.
- Widzisz to teraz znowu, prawda, Favor? - zapytaÅ‚a Å‚agod­
nie Muira. - Tak, tak myślałam. Nie sądziłam, żeby ktokolwiek,
kto to pamięta, mógł nas zawieść.
Skinęła głową, otępiała.
- Siedemnastu mężczyzn i chłopców z klanu McClairenów
umarło tamtej nocy. Tych, którzy nie zginęli, poskładałam do kupy.
Dwaj umarli pózniej. Tyle wynikło z ratowania gwałciciela, Favor.
- Muira! - zawołał nagle Jamie. W tym okrzyku był jakiś
smutek czy żal.
Oczy kobiety straciły łagodny wyraz.
- Cicho bÄ…dz, Jamie! UratowaÅ‚a życie gwaÅ‚cicielowi i dzie­
więtnastu zginęło z tego powodu.
Starucha zwróciÅ‚a siÄ™ z powrotem do Favor, z twarzÄ… wyraża­
jÄ…cÄ… gniew i zdecydowanie.
- Dziewięciu mężczyzn, którzy przeżyli, pracowało równie
ciężko jak ja nad przywróceniem klanowi dawnej świetności. Są
szmuglerami i złodziejami, wyrobnikami i służącymi, walczą
o to, żeby zarobić nie tylko na rodziny tych, którzy zginęli, ale
także dla ciebie. %7łebyś została lady Carr i zwróciła nam zamek
i ziemię. Stąd brały się pieniądze na klasztor, ubrania i klejnoty,
Favor. Oto, kogo zdradziłaś.
- Nie! - krzyknęła dziewczyna sÅ‚abym gÅ‚osem. Jak mogÅ‚a za­
pomnieć? Jak mogła choć przez chwilę ryzykować to, na co tak
ciężko pracowali?
- Jesteś gotowa zostać żoną Carra?
Favor skinęła głową w milczeniu.
Raine przemierzaÅ‚ puste pokoje i ciemne korytarze jak zwie­
rzę wpuszczone na cmentarz. Favor nie przyszła do niego ani
wczoraj, ani dzisiaj. Zeszłego wieczoru czekał wysoko nad salą
balowÄ…, aż siÄ™ pojawi. Takich uczuć, jakie teraz go przepeÅ‚nia­
ły, nigdy przedtem nie doznawał. Serce mu łomotało, brakowało
mu powietrza.
230
UÅ›wiadomiÅ‚ sobie, że siÄ™ boi. Tego, że ona żaÅ‚uje. Wszystkie­
go. Słów, namiętności... miłości. Potem jednak weszła na salę
u boku Carra, zwisajÄ…c z jego ramienia jak inwalidka. Iwarz mia­
ła kredowobiałą, krok niepewny.
Inny strach zaćmiÅ‚ poprzedni. Czy byÅ‚a chora? Ta myÅ›l drÄ™­
czyÅ‚a go, dopóki w koÅ„cu, pózno w nocy, nie poszedÅ‚ do jej po­
koju. Nie zastał jej, a przebiegająca służąca poinformowała go, że
dziewczyna śpi w pokoju opiekunki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl