,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kierunek. Wreszcie zatrzymał samochód przed jej domem. Marilyn pośpiesznie mruknęła słowa podziękowania i szybko wysiadła. Ku jej zaskoczeniu Mark również wysiadł i odprowadził ją do samych drzwi mieszkania. Bez słowa wyjął jej klucze z ręki i włożył je w zamek. Skoro i tak spodziewa się pani po mnie najgorszego... rzekł ochrypłym głosem, chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie. Bardzo mocno przycisnął ją do swego muskularnego ciała. Jego ramiona obejmowały ją niby stalowe pierścienie. Mark całował ją tak, jakby chciał ją za coś ukarać. Gwałtownie odchylił jej głowę do tyłu i brutalnie wpił się w jej usta. Marilyn ze zdumieniem RS 28 stwierdziła, że ten pocałunek wprawił ją w niezwykłe podniecenie. Nie poruszyła rękami, które złożyła na piersi, żeby go odepchnąć. W końcu oplotła ramionami jego szyję. Puścił ją tak nagle, aż się zatoczyła. Wyglądała zupełnie bezbronnie ze swoimi lekko potarganymi włosami, ustami zaczerwienionymi od gwałtownego pocałunku i szeroko rozwartymi oczami, w których malowało się przerażenie tą chwilą całkowitej słabości. Nie rób takiej tragicznej miny, dziewczyno powiedział. To nie była tylko twoja wina. Nacisnął na klamkę i szeroko otworzył drzwi. Nie obawiaj się. Nie mam zwyczaju uwodzenia małych dziewczynek. Nawet jeśli próbują mnie do tego sprowokować. Co powiedziawszy, odwrócił się i poszedł sobie, zostawiając całkowicie oszołomioną i drżącą Marilyn. Z uczuciem ulgi przypomniała sobie, że Mark przez kilka dni będzie nieobecny w biurze. Ma przecież wyjechać na to sympozjum do Chicago. W takim stanie wzburzenia, jak w tej chwili, nie mogłaby się z nim spotkać twarzą w twarz. Potrzebowała czasu. Już przy pierwszym spotkaniu Mark Winslow wprawił Marilyn w dziwne zmieszanie. Najpierw doszukiwała się przyczyny w swojej niechęci i nieufności wobec niego. Jednak teraz, gdy jej początkowa wrogość zaczęła się kruszyć, nagle odkryła prawdziwą naturę swoich uczuć. Po prostu Mark Winslow pociągał ją fizycznie. Marilyn zawsze uważała się za dziewczynę, która nigdy nie traci nad sobą kontroli. Ledwie jednak poczuła dotknięcie Marka, całkowicie się zapomniała. Już wiele razy całowała się z mężczyznami. Ale jeszcze nigdy nie reagowała tak namiętnie, jak w objęciach Marka. Teraz wiedziała, że on mógł być dla niej niebezpieczny. Nie mogła ani nie chciała podejmować ryzyka walki z Markiem. Mówiła sobie, że wszystko, co miało dla niej znaczenie, dla niego nie znaczyło nic. Był wyrachowany i cyniczny. Wystarczyło na niego spojrzeć, żeby się przekonać, iż kobiety traktował jak łatwą zdobycz. Jeśli któraś mu się spodobała, wystarczyło mu tylko kiwnąć palcem. Ale z Marilyn tak łatwo mu nie pójdzie. Marilyn z ulgą przyjęła fakt, że po powrocie z Chicago Mark traktował ją dokładnie tak samo jak wcześniej, to znaczy jak sekretarkę i nic poza tym. Zachowywał się tak, jakby pomiędzy nimi nigdy nie zdarzyła się ta chwila pełna namiętności. Marilyn doszła do wniosku, że zdążył już o wszystkim zapomnieć. RS 29 Sama również była z natury zbyt wielką realistką, by przypisywać temu drobnemu incydentowi większe znaczenie, niż należało. W miarę zbliżania się dnia ślubu, Pam ogarniało coraz większe podniecenie, choć zazwyczaj nic nie potrafiło jej wytrącić z równowagi. Trzeba było załatwić setki spraw. Marilyn pomagała przyjaciółce, ile tylko mogła. Wspólnie wzięły się do dzieła, kiedy Pam przeprowadzała się do odremontowanego wreszcie bungalowu. Bez tych wszystkich rzeczy, które należały do Pam, mieszkanie wyglądało jak ogołocone. W czwartek rano razem pojechały do Marblehead, gdzie mieszkali rodzice Pam. Pani Wilcox powitała je serdecznie i od razu wysłała na górę, żeby mogły się przebrać. Po południu odbyło się małe przyjęcie na cześć Pam, które urządziła jej siostra, również mieszkająca w Marblehead. Następnego ranka tuż po śniadaniu Pam miała ostatnią przymiarkę sukni ślubnej. Marilyn skorzystała z okazji, żeby rozejrzeć się po tym miasteczku, leżącym nad samym oceanem. Podobały jej się małe, utrzymane w delikatnych odcieniach szarości domy z osiemnastego stulecia. Trochę poszperała w sklepach z antykami, które bez wyjątku mieściły się przy długiej, wąskiej ulicy głównej. Nieuchronnie wylądowała w porcie. Z lodem w ręce usiadła na drewnianej ławce, i patrzyła na chmarę tańczących na falach żaglówek. Słońce świeciło, a powiewająca od oceanu świeża bryza działała orzezwiająco. Z jednej z żaglówek dobiegał aktualny hit z głośno nastawionego radia. Marilyn czuła się szczęśliwa, zadowolona i wolna jak mewy, które unosiły się nad jej głową. Po dłuższej chwili spojrzała zamyślonym wzrokiem na zegarek. Jak szybko tutaj mijał czas! Pozbierała się prędko i ruszyła z powrotem do przytulnego domu rodziców Pam. Wieczorem odbyła się próba w kościele. Marilyn stała obok zdumiewająco uległej Pam, gdy mistrz ceremonii, dobry znajomy pani Wilcox, poprosił wszystkich o uwagę. W chwilę pózniej przeżyła pierwszy szok tego wieczoru. Scott dotknął jej ramienia, ponieważ chciał jej przedstawić przybyłego właśnie drużbę. Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z Grayem McAllisterem. Sądząc po jego minie, Gray był nie mniej zaskoczony od niej. Pózniej, podczas party, wyprawionego dla gości weselnych w pobliskiej restauracji, Marilyn zetknęła się z nie mniej przykrym faktem. Gray McAllister zdawał się nie tylko przekonany, że Marilyn jest uszczęśliwiona [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|