, Douglas Gail Dama w Teksasie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przechyliła głowę, by ułatwić mu dostęp. - Co z pańskimi zasadami,
panie Harper? - wyszeptała.
Matt drażnił jej ucho językiem, a ręce zaciskał wokół talii
- Jakimi zasadami? - zapytał niskim, ochrypłym głosem. Przez
chwilę nie odpowiadała. Miała kłopot z myśleniem.
- Z twoimi zasadami... odnośnie zadawania się z pracownikami -
wykrztusiła w końcu. - Czyżbyś o nich zapomniał?
- Aamię je - odparł spokojnie. - I nie zadaję się z tobą, Annie. - Ujął
jej twarz w swoje dłonie. - Będę się z tobą kochać.
Popatrzyła na niego zahipnotyzowana.
- O Boże! - wymruczała po bardzo długiej chwili. Matt uśmiechnął
się, zamroczony sposobem, w jaki
w jej oczach tliło się erotyczne pożądanie zmieszane z niepokojem.
- Czego się boisz, Annie? - zapytał łagodnie.
- Wszystkiego! - wybuchnęła.
- Nie wierzę w to. Moja nieustraszona Annie boi się czegoś?
Prawda była taka, że znał co najmniej jedną z jej obaw. Biorąc pod
uwagę, to co wiedziała lub sądziła, że wie o jego reputacji kobieciarza,
mogła być niespokojna.
- To twój wybór, Annie - powiedział, patrząc jej prosto w oczy. -
Czy chcesz, żebym odszedł?
RS
112
Myśli Annie wirowały.  Oto moja szansa - powiedziała sobie. -
Wszystko, co muszę zrobić, to kiwnąć głową. Matt nie będzie mnie
popychał, przymuszał ani zachęcał. Czuję, że zaakceptuje moją
odpowiedz niezależnie od tego, jaka będzie. Ta wolność, którą mi dał,
rozbraja mnie ostatecznie".
- Powinnam tego chcieć - powiedziała w końcu. - Ale, Boże mi
dopomóż, nie chcę... Ja... Ja pragnę ciebie.
Uśmiechając się, żeby ukryć ulgę - była tak ogromna, że aż go to
zdumiewało - Matt sięgnął do grzebieni we włosach Annie i wyciągnął
je, a potem zanurzył palce w gęstej jedwabistej fali, którą uwolnił, i
rozkoszował się jej dotykiem.
- Mów do mnie - wymruczał, przesuwając ustami po jej czole,
brwiach, zamkniętych powiekach. - Powiedz mi, dlaczego powinnaś
chcieć, bym odszedł. Podaj mi prawdziwą przyczynę, nie wykręty,
których oboje używaliśmy, by uniknąć przyznania się do tego, co
naprawdę czujemy.
Wsuwając dłonie pod marynarkę Matta i gładząc nimi pierś
mężczyzny, Annie zdała sobie sprawę z tego, że jego serce uderza tak
samo mocno jak jej własne.
- Jeżeli rzeczywiście chcesz znać prawdę, to odrzucę raz na zawsze
wyświechtane frazesy - powiedziała z maleńkim uśmiechem, ośmielona
jego reakcją. - Po pierwsze, obawiam się, że znienawidzę się rano.
- Nie pozwolę ci na to - odparł Matt. - Nie dam ci szansy, byś
nienawidziła się rano czy kiedykolwiek.
Annie uśmiechnęła się, dziwnie pewna, że on naprawdę tak myśli... a
w każdym razie w tym momencie.  I czyż ten moment nie wystarcza? -
pomyślała. - Czy potrzebuję czegoś więcej?"
Wyciągnęła dłoń i przejechała opuszkami palców po twarzy
mężczyzny.
- Jesteś słodki, Matt.
- Jak próżny kogut - powiedział, zamykając oczy i poddając się
pieszczocie. - Czy odkrycie, że jestem słodki, zmniejsza twoje obawy? -
zapytał chwilę pózniej. - Czy też jest jeszcze coś, co cię przeraża?
Wyjaśnijmy sobie wszystko.
Annie była zdumiona nagłym drżeniem jego głosu i ciała.  Czy to
możliwe - zastanawiała się - że mój wpływ na Matta jest tak samo
RS
113
wielki jak jego na mnie? Jestem głupia - pomyślała, przypominając
sobie wspaniałą blondynkę o imieniu greckiej bogini. - Urocza Diana
dostąpiła zaszczytu jednej randki, lub dwóch, z Mattem Harperem. Jaką
szansę może mieć niezdarna purytanka na to, że będzie czymś więcej
niż kolejną chwilową zabawką?"
- Powstrzymuje mnie moje niedoświadczenie - wyznała
impulsywnie, kładąc mu dłonie na ramionach. - To znaczy, nie
sugeruję, że nigdy nie... To tylko... Cóż, nie jestem... ekspertem. -
Zdobyła się na pewny siebie śmiech. - Pamiętasz, kim jestem?
Niechlujną Elizą, która nigdy nie stała się damą. Jestem kumplem,
któremu chłopcy się zwierzają, a nie dziewczyną, o której marzyli. -
Roześmiała się raz jeszcze i potrząsnęła głową, czując, że jest śmieszna.
- Jestem wojownikiem, nie kochanką.
Matt otworzył oczy i posłał jej uśmiech.
- Mylisz się, skarbie. Zawsze wolałem Elizę, zanim stała się damą. A
ty jesteś kobietą, o której można marzyć. Moim kumplem, moim
małym wojownikiem i moją kochanką, ponieważ twoje brązowe oczy
kochały się ze mną.
- Robiły to? - zapytała, zaszokowana tym, że jej uczucia były tak
widoczne.
Matt roześmiał się cicho.
- Kiedy nie ziały ogniem. - Ujął jej rękę i zaczął całować kolejno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl