,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tu jesteś szczęśliwa. - Chyba to nie jest zależne od miejsca. Przyjemnie jest mieszkać w zamku, ale z Heinrichem byłabym wszędzie szczęśliwa. - Można ci pozazdrościć - powiedziała z zadumą Kelley. - Nigdy nie byłaś zakochana? - Henrietta spojrzała na nią przenikliwie. - A może kochałaś się bez wzajemności? - Nie jestem pewna, czy wiem, co to jest miłość odparła Kelley. - Jak można odróżnić ją od namiętności? - Ta pierwsza trwa, ta druga wypala się szybko. Ale zanim odkryjesz różnicę, na pewno popełnisz jakieś głupstwo. Kelley ułamała gałązkę i skoncentrowała się na obrywaniu liści. - Może głupią rzeczą byłoby odrzucić przeżycie, które zapamiętałoby się na zawsze? - Czy wybrałaś się w tę podróż, żeby zapomnieć o niewiernym chłopcu tam w kraju? - Nie. - Kelley krzywo się uśmiechnęła. - Przyjechałam tutaj po przygodę. - I co? - Rzeczywiście przeszła moje najśmielsze oczekiwania. - Amerykanie na ogół myślą - powiedział Henrietta rzucając towarzyszce spojrzenie spod oka - że tytuł to coś nadzwyczajnego, ale poza tytułem jest jeszcze człowiek. Nie wszyscy są tacy jak Heinrich. - Ja i tak nie potrafiłabym być księżną. Czy hrabiną lub baronową - dodała spiesznie Kelley. - Rozumiem - szepnęła Henrietta. Kelley obawiała się, że istotnie tamta ją przejrzała. Henrietta była bardzo bystra. Prędko zmieniła temat. - Kiedy byłaś ostatnio w Teksasie? - zapytała. - Tam toczyła się ostra walka podczas ostatnich wyborów. Czy obserwowałaś ją stąd? - W noc wyborów siedziałam przy telewizji jak przykuta, czekając na wiadomości. Oczywiście tutaj nie poświęcono temu wydarzeniu zbyt wiele czasu. Rozmawiały o polityce, problemach miast i o sporcie. Henrietta zorientowała się, że Kelley ma dużo wiadomości i zaczęła zasypywać ją pytaniami. Kelley ta rozmowa sprawiała przyjemność, kiedy jednak wyszły na polanę, zaniemówiła na widok stawu z pływającymi po nim majestatycznie łabędziami. - Cóż za sielankowe miejsce! - wykrzyknęła. - Przypuszczałam, że ci się spodoba. Usiądziemy na parę minut? - Nie rozumiem, jak możesz w ogóle wyjeżdżać stąd do miasta. - Mówisz zupełnie jak Heinrich. - Henrietta uśmiechnęła się. Usłyszały trzask łamanych gałązek, po czym z lasu wyłonił się Erich. - Wiedziałem, że was tu spotkam. - Czy nie powinieneś dotrzymywać towarzystwa swojej partnerce? - spytała go Kelley wściekła, że zakłócił chwilę spokoju. - Ona jest zajęta. - Dobrze, że przyszedłeś. - Henrietta wstała. - Muszę wydać dyspozycje w kuchni w sprawie obiadu. Dopilnuj, żeby Kelley nie zgubiła się w lesie. - Pójdę z tobą. - Kelley zerwała się z miejsca. - Nie bądz niemądra. Zostań i baw się dobrze. - Jesteś wspaniała - powiedział półgłosem Erich. - Lepsza niż zasługujesz. - Henrietta uśmiechnęła się niechętnie. - Gdybyś nie miał tyle uroku, dawno skreśliłabym cię z listy gości. - Machnęła ręką i odeszła. - Ja lepiej też wrócę - powiedziała Kelley. - Kurt będzie się o mnie niepokoił. - Nie odchodz. - Erich położył jej rękę na ramieniu. - Chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie. - Nie wiem, o czym mówisz. - Nie powinienem ci przypominać o czymś, jeśli wolisz o tym zapomnieć. Ale cały dzień, jaki wtedy spędziliśmy, był udany, prawda? Dobrze się bawiłaś podczas lunchu, pózniej zresztą też. - To był wspaniały dzień - powiedziała Kelley przypominając sobie, ile starań dołożył Erich, żeby ją zadowolić. - Popełniłam błąd, nie odchodząc we właściwym momencie. - Uśmiechnęła się melancholijnie. - Nie można ci się oprzeć przy świetle księżyca. - Ale ty się oparłaś. - Odpowiedział jej uśmiechem. Okazało się, że w dziennym świetle pragnie go tak samo intensywnie. Odwróciła głowę i patrząc na łabędzie sunące po wodzie bez zamącania jej gładkiej powierzchni powiedziała: - Wyjaśniliśmy wszystko i zapomnijmy o całym incydencie. - Więc jesteśmy znowu przyjaciółmi? - Mam nadzieję. Lepiej nie mieć w tobie wroga. - Co ci nasunęło tę myśl? - Na przykład wojna, jaką toczysz z Kurtem. To nie przypadek, że przyjechałeś tutaj z jego dziewczyną. Zrobiłeś to umyślnie. - Gdyby nawet było to prawdą, nie widzę w tym nic złego. Jeśli on może spędzać weekend z tobą, dlaczego jej nie wolno z kimś innym? - To nie to samo - upierała się Kelley. - Henrietta poprosiła Kurta, żeby mnie tu przywiózł. - Skoro to miała być przyjacielska przysługa, to dlaczego powiedział Magdzie, że leci do Budapesztu? - Może początkowo miał taki zamiar. Zawsze podejrzewasz Kurta o niskie pobudki. - Ponieważ znam go lepiej niż ty. - Jesteś okropnie niesprawiedliwy, a to ci naprawdę nie przystoi. Mógłbyś sobie pozwolić na trochę więcej tolerancji. - On ci naprawdę zamydlił oczy. - Erich spojrzał na nią posępnie. - Nie sądzę. Po prostu nie jestem nastawiona tak krytycznie jak ty. Kurt ma wady jak wszyscy, ale wobec mnie jest nadzwyczaj miły. - Trudno ci przeczyć - mruknął pod nosem. - Więc nie rób tego. Zamiast się sprzeczać, zmieńmy temat. - Chyba masz rację - westchnął. - Lepiej już wracajmy - powiedziała z ociąganiem Kelley. - Henrietta pomyśli, że zabłądziłam. - Ona wie, że jesteś w dobrych rękach. - Erich pokazał zęby w uśmiechu. - Tu jest tak pięknie. Czy u ciebie jest podobnie? - Otoczenie specjalnie się nie różni, ale mieszkam o wiele skromniej - w dawnym pałacyku myśliwskim. - Myślałam, że też masz zamek. - Mówisz, jakbyś była rozczarowana. - Przybrał nieodgadniony wyraz twarzy. - Nie, tylko zaskoczona. Słyszałam, że nawet zubożali arystokraci zazwyczaj dziedziczą zamki, więc pomyślałam, że ty też otrzymałeś go po przodkach. - Owszem. Ale urządziłem w nim hospicjum dla dzieci. - Co za wspaniałomyślny gest! [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|