, 097. Sinclair Flora Wielka przemiana doktor Anderson 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dzięki za wsparcie, Dominik czasem jest okropnie marudny. Będziecie
musiały kiedyś wpaść i zobaczyć tę lampę we wnętrzu.
Zaproszenie było dość nieoczekiwane i Beth przez chwilę nie wiedziała,
co odpowiedzieć. Przez moment panowała niezręczna cisza.
- Dziękuję, to bardzo miło - wykrztusiła wreszcie.
Nie rozumiała, dlaczego Marianne jest taka serdeczna.
O co jej chodzi? Zwykle dziewczyny Dominika odnosiły się do niej z
obrazliwą obojętnością. Może Cassie ma rację i zmiany, jakie w niej zaszły,
powodują zmiany w zachowaniu ludzi, których spotyka. A może Marianne stara
się w ten sposób przypodobać Dominikowi. Kto wie...
- Naprawdę dzisiaj nie mam czasu. Spojrzał na nią z wyraznym
niezadowoleniem.
- Powinniśmy to zrobić.
Skrzywił się jak mały chłopiec, któremu odmówiono zabawki.
- Musimy to załatwić.
Siedziała za biurkiem pochylona nad papierami, w ręku miała pióro,
którym robiła notatki. Wyglądała na osobę bardzo zajętą, a on na petenta, który
przeszkadza jej w pracy. Podniosła na niego oczy; było w nich znużenie.
- Dzisiaj to naprawdę niemożliwe.
- O co ci teraz chodzi? - zapytał, hamując wybuch gniewu.
- Jesteś tak strasznie zajęta, że nie masz chwili czasu dla szefa!
Zabrzmiało to tak nieoczekiwanie zabawnie, że Beth w duszy
uśmiechnęła się nad niezamierzonym komizmem sytuacji.
- Mam, ale akurat o wpół do czwartej muszę się spotkać z Bobem.
- 66 -
S
R
- Bardzo często się z nim ostatnio spotykasz.
O co mu chodzi? Skąd ta podejrzliwość? Musi spotykać się z Bobem, bo
wspólnie przygotowują roczne sprawozdanie.
- Nie częściej niż to konieczne - wyjaśniła bez sensu, bo właściwie tak
absurdalny zarzut nie zasługiwał na odpowiedz.
- Lubię z nim pracować. Jest bezkonfliktowy, rzeczowy i miły.
Nie musiała dodawać  w przeciwieństwie do innych", bo to narzucało się
samo przez się. Nie wypowiedziane słowa zawisły w powietrzu i zapanowała
cisza. Dominik przerwał ją pierwszy.
- W takim razie spotkamy się potem.
- Nie skończymy przed szóstą. Poczuła na sobie jego lodowaty wzrok.
- Doskonale, mnie to odpowiada. Beth skinęła głową.
- W takim razie dobrze.
O wpół do ósmej była głodna, zmęczona i zła. Dominik grał na czas i
wiedziała, że robi to specjalnie. Zwykle rzeczowy i szybki, przeciągał teraz
rozmowę, rozwodząc się nad nieistotnymi szczegółami. Ostatnia godzina była
czystą stratą czasu. Nie wiedziała, jak dać mu do zrozumienia, że powinni
kończyć, i umierała z głodu.
W pewnej chwili wydało jej się, że Dominik lekko się uśmiecha, ale
szybko uznała to za przywidzenie. Satysfakcja w jego oczach przywidzeniem
jednak nie była; może głównym celem wieczornego spotkania było wykazanie,
że ma nad nią władzę i może kazać jej zostać w pracy tak długo, jak zechce.
Zupełnie jak mały chłopiec, który za wszelką cenę chce postawić na swoim i
udowodnić swą wyższość. Poczuła, że burczy jej w brzuchu.
- Przepraszam. Nie miałam czasu, żeby zjeść lunch. Burczenie powtórzyło
się i Dominik spoważniał.
- Nie mogę pozwolić, żebyś umarła z głodu.
Bogu dzięki, może pozwoli jej iść do domu. Oczami duszy zobaczyła
swoją kuchnię i mikrofalówkę. Przetarła zmęczone oczy.
- 67 -
S
R
- Możemy skończyć tę rozmowę po kolacji. Nie bardzo zrozumiała.
- Jak to, po kolacji?
Obraz kanapy, spokoju, telewizora i pełnego talerza gdzieś się rozpłynął.
- Przecież jesteś głodna, ja też chętnie bym coś zjadł, a tę rozmowę
musimy dokończyć dzisiaj...
Trudno, trzeba zrobić dobrą minę do złej gry.
- Tylko wezmę płaszcz.
Podczas gdy wydawał polecenia włoskiemu kelnerowi, przypomniała
sobie ich kolację w tym samym miejscu i pózniejszą katastrofę. Zarumieniła się
i zerknęła na niego spod rzęs. Wydawał się spokojny i odprężony; w niczym nie
przypominał zdenerwowanego, niezadowolonego szefa, jakim był przed połud-
niem.
Nigdy dotychczas nie przypuszczała, że może być tak zmienny w
nastrojach. Zawsze przecież był opanowany, spokojny, lekko ironiczny;
 stabilny pod względem emocjonalnym", jak by to sam określił w odniesieniu
do pacjenta. Funkcjonował bez zarzutu, niczym dobrze naoliwiona maszyna, i
tego samego oczekiwał od innych. Ostatnio wpadał z nastroju w nastrój; może
ma po prostu trudny okres, bo na problemy wieku przejściowego chyba jest
nieco za wcześnie...
- Dlaczego postanowiłaś zostać psychiatrą? Jego pytanie kompletnie ją
zaskoczyło.
- Ponieważ nie lubię krwi - odparła bez chwili namysłu. Zwykle tak
odpowiadała, kiedy ludzie pytali ją o wybór zawodu, a wiedziała, że odpowiedz
niewiele ich obchodzi.
Nie wyglądał na zadowolonego.
- Postanowiłaś trzymać mnie na dystans, prawda?
Gdyby go nie znała, mogłaby przypuszczać, że jej zdawkowa odpowiedz
sprawiła mu przykrość, ale go znała i wiedziała, że jest twardy i nieczuły, i nic
nie jest w stanie go urazić. Uśmiechnęła się.
- 68 -
S
R
- Przepraszam, ale mnie zaskoczyłeś. Myślałam, że będziesz chciał mówić
o naszym wyjezdzie do Highland.
- Wszystko we właściwym czasie. Możemy chyba przez chwilę
porozmawiać jak cywilizowani ludzie.
- Oczywiście.
Wyraz jego twarzy świadczył o tym, że w dalszym ciągu nie jest
zadowolony. Sam nie wie, czego chce, pomyślała, dlatego tak bardzo trudno
dostosować się do jego nastroju. Kiedy mu się sprzeciwia, krzywi się, a kiedy
dla świętego spokoju ustępuje, krzywi się jeszcze bardziej. Przyjrzała mu się z
uwagą i przez ułamek sekundy miała wrażenie, że Dominik, wbrew jej przy-
puszczeniom, doskonale wie, czego chce. Wie aż za dobrze...
Przypomniała sobie tamten nieszczęsny wieczór i poczuła się okropnie.
Nalał jej wina, włoski kelner obrzucił ją spojrzeniem pełnym podziwu, i
nastrój nieco się poprawił. Potem nadeszło odprężenie, a wraz z nim swoboda i
beztroska. Coraz częściej zerkała na zachwyconego nią kelnera, rozkoszując się
nie znanym jej dotąd, niemym podziwem mężczyzny. Chyba istotnie się zmie-
niła, skoro rzeczywistość wokół niej wygląda zupełnie inaczej.
Dominik również się rozchmurzył.
- A teraz zabiorę cię do domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl