,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
86 Och! tak! Oczy jej rozbłysły. Umiesz tańczyć? Nie wiedziałam, zawołała pani Berg zdziwiona. Nie, i ja również rzekła Helga. Oddalili się w tańcu, a gdy przyszedł Jens, pani Berg wzięła go w posiadanie. Kiedy taniec się skończył, zamieniono się. Helga nie uważała, ażeby było specjalnie przy- jemnie tańczyć z Jensem teraz ją krępował. Nie był tym samym, co dawniej, zdawało jej się, było w nim coś mocnego, brutalnego. Sposób w jaki ją trzymał, okręcał nią i rzucał nie! Wkrótce przerwała taniec. Pani Berg i Halvor ciągle jeszcze tańczyli. Jaki był silny i jak dobrze prowadził! %7łe też potrafił tak tańczyć! Należało tylko dać się prowadzić i można było śmiało zamknąć oczy; doznawało się prawie uczucia jak gdyby się leżało i wypoczywało. Jeszcze, jeszcze szep- tała, gdy miał zamiar przestać; i wesoło tańczyli dalej. Zamykała oczy i otwierała; tam i z powrotem prześlizgiwali się w ciżbie tupoczących parobków i niezdarnych dziewuch, tak kołyszące, tak lekko, jak gdyby byli sami. Jeszcze, jeszcze i znów zamykała oczy, po- zwalając się unosić, odmykała je nieco, widziała jak błyskały smugi świateł i twarzy, przy- mykała i odmykała oczy znowu, rozróżniała twarz Helgi, trochę spłaszczoną, patrzącą w osłupieniu. Czuła ciepły oddech Halvora, którego usta były zbliżone do jej twarzy. Może był zmęczony? Czy chciał już przestać? Jeszcze, jeszcze szeptała znowu i zagłębiała się w jego ramionach, przymknęła oczy i pozwalała się unosić. Można było teraz zapaść w sen i do następnego rana, tańcząc, spać! Helga biegła wzrokiem w ślad za Halvorem i matką. Dobrze wyglądali, tańcząc ze sobą, ich kroki, wszystkie ich ruchy łączyły się tak cudownie. Ale że mogli to wytrzymać! Już pra- wie nikt prócz nich nie znajdował się w kręgu. Jakże byli rozpaleni, a ona przyciskała się zu- pełnie do jego piersi była zmęczona. I przymykała oczy, uśmiechając się tak dziwnie, pra- wie niesamowicie, uważała Helga. Córka patrzała na nią ze zdumieniem, nigdy przedtem nie widziała matki takiej, oby tylko nie była chora. I jak bez końca mogli tak tańczyć ze sobą! Teraz muzyka przestała grać, byli więc wreszcie zmuszeni przerwać! W milczeniu wracali do domu. Kiedy przechodzili przez furtkę, usłyszeli rozdzierający krzyk od strony żywopłotów, leżących poza targowiskiem. Oh, to brzmiało prawie jak śmiertelny krzyk rzekła pani Berg. Byli zmęczeni i wkrótce udali się na spoczynek. Helga zasnęła natychmiast, ale pani Berg długo nie mogła zasnąć. Hałas jarmarczny, światła w tanecznej budzie, muzyka i przytupy- wanie chłopców, do taktu tańca wszystko to chaotycznie przemykało jej w myślach i nie pozwalało usnąć. 87 XXIV. Nazajutrz, po jarmarku, Halvor wyjechał z Helga do swoich rodziców. Pani Berg brak ich było już po upływie dwóch dni, właściwie nie tyle przyczyniała się do tego ich nieobecność, ile myśl o tym, jak będzie się dla niej przedstawiała cała długa przy- szłość. Będzie pusto, tak pusto, że wprost nie mogła o tym myśleć tak jak gdyby stało się w pokoju czarnym, jak smoła. Ci dwoje, stanowili przecież, każde na swój sposób, całe jej ży- cie. Dobrze, że miała Karen Petersen, o którą mogła się troszczyć. Troska i czuwanie nad nią wpływało dodatnio na jej humor. Pani Berg, z żałosnym uczuciem układała sobie przyszłość. Sama wyprowadzi się na górę do pokojów gościnnych, parter odda młodym. Tu, na górze można się przytulnie urządzić w każdym razie przytulnie dla kobiety, której udziałem jest już tylko starość. Stare meble wez- mie dla siebie, na górę, Helga dostanie nowe, jako ślubny podarunek. To był cel tajemniczej podróży do Kopenhagi. Chciała sobie też urządzić, tu na górze, małą kuchenkę, ażeby w razie potrzeby, być zupełnie niezależną. Myśl o pożegnaniu się ze światem, wywoływała w niej dreszcz. Zdawało jej się, że słyszy swoje własne, utykające kroki na schodach, prowadzących ze strychu, gdy będzie schodziła, ażeby zajrzeć do młodych. A oni będą siedzieli może w pokoju, nadsłuchiwali jej kroków i mówili; No tak, teraz spokój już przepadł''. Stanie się takim starym, tłustym utrapieńcem, w najlepszym razie gadatliwą, starą mateczką, której słucha się tylko jednym uchem, z litości i z łaski może w dodatku stanie się gderliwa, pewien rodzaj smoka. Stary smok" jak niesa- mowicie brzmiało to w jej uszach. Istniały przecież inne wyjścia, nie tylko zapadnięcie w sen zimowy. Zwiat był duży, a ona nie tak znów strasznie stara. Ale ilekroć myślała o jakimś wyjściu, myśli jej przybierały po- przedni kierunek, znów dręczyła się złą radością, wyobrażając sobie wszystkie szczegóły smutnej przyszłości. Włoży biały czepek, miękkie filcowe pantofle i okulary, oraz wydostanie skądciś jakieś bajki i nauczy się ich na pamięć. Kto może wiedzieć, czy przed upływem roku nie zostanie babką. Bajki były odpowiednie również i okulary; wnuki będą chwytały za nie i ściągały je z jej nosa babcine okulary! To ją nagle oburzyło. Nie, nie! Byle nie babka! Byle nie stara, niepotrzebna kobieta! Byle nie siedzieć na strychu i zatruwać sobie życie żółcią! Byle nie broda staruchy! Pragnęła żyć, wyrwać się w świat, i żyć, żyć raz tylko, za każdą cenę. Dzieci mogą wziąć [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|