,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Skoro mam zostać jej matką, mogę zacząć od razu. To mnie zresztą oduczy pochopnych decyzji, prawda? Przez chwilę chciał coś powiedzieć, w końcu przytulił ją tylko i poszedł spać. Emily poczuła się lepiej i gdy wreszcie usnęła, Sara też się położyła. Zostawiła jednak otwarte drzwi, by w razie czego usłyszeć wołanie dziewczynki. Noc minęła jednak spokojnie, a rano Matt przyniósł jej do łóżka filiżankę herbaty. - Em znacznie lepiej wygląda. Gorączka też spadla. Bardzo ci dziękuję. Uśmiechnęła się i zarzuciła mu ręce na szyję. - Cała przyjemność po mojej stronie. - Dacie sobie radę beze mnie? - Oczywiście. Do zobaczenia wieczorem. Aha, chciałam ci powiedzieć, że bardzo się podobasz moim rodzicom. Zrobił lekko zakłopotaną minę. - A oni mnie. Może kiedyś uda się nam choć przez chwilę porozmawiać. - Pocałował ją na do widzenia, zajrzał do Emily i wyszedł. Sara dopiła herbatę, wzięła prysznic i włożyła domowe ubranie. Emily spała do pózna, a potem usiadła obok Sary na kanapie i obie oglądały telewizję. Po południu śpiewały piosenki i Sara czytała Em bajki. Nie mogła 114 RS nacieszyć się myślą o tym, że nie straci kontaktu z tą cudowną małą dziewczynką. Ani z jej ojcem. Tęskniła za Mattem, który jednak wrócił do domu pózno, blady i zmęczony, a w dodatku z bólem gardła. - Bardzo ci współczuję - powiedziała. - Nie ma powodu. To byłby prawdziwy cud, gdybym się od niej nie zaraził. - Położysz się wcześnie spać? - Dobry pomysł. - Jadłeś coś? Skrzywił się tylko, więc wysłała go do łóżka i przyniosła szklankę wody z lodem. - Pij powoli. Nie wszystko naraz. - Dziękuję. Ale nie podchodz tak blisko, bo też złapiesz to świństwo. - Musztarda po obiedzie. Cały dzień spędziłam z Emily. - Tak, ale ja bardzo bym nie chciał, żebyś zachorowała. - Ja też wcale o tym nie marzę, więc powiem ci już dobranoc. Może jeszcze czegoś potrzebujesz? - Całusa. - To będzie musiało poczekać. Spij dobrze. I pamiętaj, nie pij łapczywie. Poszła wcześnie spać, mając nadzieję, że może Matt nie zachoruje. Nadzieja okazała się jednak płonna. - Boh mnie gardło, kłuje w płucach i mam ochotę umrzeć - oświadczył rano. 115 RS - Grypa - skwitowała Sara. - Zalecam odpoczynek i dużo płynów. Poproszę Em, żeby się tobą opiekowała. Będzie zachwycona. Aha, nie zapomnij o aspirynie. - Dobrze, mamusiu - mruknął, gdy zamykała za sobą drzwi. W szpitalu panował chaos. Ryan i Matt zostali w domu, Jo miała urlop zdrowotny. Do pracy stawił się tylko Jack i Patrick oraz kilku lekarzy domowych bez specjalnego doświadczenia. Mimo wszystko Sara była we wspaniałym humorze. Myślała wyłącznie o tym, że Matt ją kocha i chce się z nią ożenić. Patrick oczywiście dostrzegł jej stan. - Chyba jesteś szczęśliwa - powiedział, patrząc na nią pytająco. - To prawda. Wychodzę za mąż za Matta. Patrick porwał Sarę w ramiona. - Cudownie. Matt też był wczoraj w doskonałym nastroju. Oczywiście, zanim dopadły go pierwsze objawy grypy. - Zaraził się od Em, która dostała torsji akurat w chwili, kiedy anonsowaliśmy tę nowinę moim rodzicom - wyjaśniła mu Sara. Patrick roześmiał się głośno. - Dobry sposób na oświadczyny. Może go kiedyś wypróbuję. Potem jednak na długo przeszła im ochota do żartów. Pod koniec upiornego dnia musieli jeszcze przyjąć znanego narkomana, którego przyprowadził przyjaciel". - On ma coś mojego i muszę to od niego wydostać - oświadczył bełkotliwie, patrząc na Sarę błędnym wzrokiem. Co chwila wstrząsały nim dreszcze, szczękał zębami i był bardzo niespokojny. Sara poprosiła portiera, żeby przez chwilę posiedział z 116 RS przyjacielem", a sama zaalarmowała Patricka, który dopijał właśnie herbatę w pokoju lekarskim. - Mam tu dwóch młodych mężczyzn, narkomanów. Pacjent ma na imię Charlie. A ten drugi nazywa się jakoś dziwnie. Twierdzi, że Charlie nie chce mu oddać jego własności. A ponieważ nie odstępuje go ani na krok, podejrzewam, że Charlie połknął jakiś balonik albo prezerwatywę z prochami w środku. - A ten dziwny chce, żebyśmy to od niego odebrali? I to w dodatku w nienaruszonym stanie? - Właśnie. - Może jest za pózno? - Chyba nie. Charlie jest wprawdzie kompletnie zaćpany, ale jeszcze nie wyleciał na orbitę. - Kokaina? - Chyba tak. Gada wprawdzie jak nakręcony, ale jednak mogę się mylić. - Bóle? - Nie wiem. Na razie zostawiłam ich pod opieką portiera. Charliego rozpiera energia. - Nic dziwnego. Poszli razem na oddział i zobaczyli portiera walczącego z wyrywającym się narkomanem. - On mnie zabije - wrzeszczał Charlie. - Mam tu leżeć? Chyba żartujecie? Pan jest lekarzem? Dzięki Bogu! Pharaoh myśli, że robię z niego wariata, a ja naprawdę nie mogę tego wyjąć. Patrzcie, tu jest koniec nitki, ale to utknęło na dobre. 117 RS Włożył palce do ust i pociągnął demonstracyjnie za nitkę. - No i nic! - dodał z rozpaczą w głosie. - A on mi nie wierzy. I co ja mam zrobić? Pomóż mi, doktorze - błagał. - Zaraz zobaczymy - obiecał spokojnie Patrick. - Proszę leżeć spokojnie. Jak się pan czuje? - Jak się czuję? Co to znaczy? Gdzie ja trafiłem, do cholery? Do klubu dla kobiet? Przecież on mnie zaraz zabije! Patrick przewrócił oczami, a Sara z trudem powstrzymała uśmiech. - Nie pytam z grzeczności, tylko jako lekarz. Dostrzega pan jakieś nietypowe objawy? - Już dawno nie byłem na takim haju. Potem zrobi się strasznie, ale... - Macie to wreszcie? - ryknął Pharaoh, wsuwając głowę do środka. Portier posadził go szybko z powrotem na krześle, a Patrick zajął się Charliem. - Ciśnienie za wysokie - mruknął. - Słuchaj, musisz się teraz odprężyć, a ja to jakoś wyciągnę. Włożył rękawiczki, chwycił nitkę w palce i szarpnął. - Zakasłaj - polecił. Charlie wykonał polecenie i w jego szeroko otwartych ustach pojawiła się prezerwatywa z narkotykami w środku. Pharaoh, który obserwował tę scenę z korytarza, wpadł do gabinetu i rzucił się na bezcenny łup. Charlie wrzasnął jak opętany, lecz Pharaoh go nie słuchał. Klęcząc na podłodze, wdychał łapczywie kokainę aż do chwili, gdy wyprowadziła go ochrona. - I pomyśleć, że oni to robią dla przyjemności - westchnął jeden ze strażników. 118 RS - W takim razie dlaczego Charlie był taki naćpany? -spytała Sara, kiedy zaczęli sprzątać. - Bo nie potrafił sobie odmówić niucha, zanim to połknął. Poza tym mógł równie dobrze wyjąć ten towar sam. I pewnie by to zrobił, gdyby nie miał ochoty oszukać Pharaoh. - Szaleństwo. Absolutne, czyste szaleństwo. A teraz wracam do domu, zanim zdarzy się tu jeszcze coś gorszego. - Kochanie, co się stało? - Wideo nie działa, a ja chcę do mamy. - Skarbie! Emily siedziała w pokoju sama. Płakała, telewizor ryczał, a Matta nie było widać. Sara przytuliła więc dziewczynkę, wzięła ją na ręce i obie udały się na poszukiwania. Nie musiały iść daleko. Matt leżał na łóżku, ociekał potem i wyglądał na ciężko chorego. Na widok Sary odetchnął z ulgą. - Dzięki Bogu, że wróciłaś - jęknął. - Szedłem właśnie na dół [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|