,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Å›piÄ…cego. NaciÄ…gnęła mu koÅ‚drÄ™ na nogi i przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™ wpatrywaÅ‚a siÄ™ w jego twarz. PodziwiaÅ‚a doskonaÅ‚e proporcje, prosty nos, mocnÄ… UniÄ™ szczÄ™ki i oczy - zamkniÄ™te, lecz niezmiennie piÄ™kne. Teraz widziaÅ‚a w nim nie tylko urodÄ™, lecz również wielkie, szlachetne serce. PrzejÄ™ta bólem i współczuciem, zrozumiaÅ‚a, że caÅ‚e życie borykaÅ‚ siÄ™ z rozpaczÄ…, poczuciem osamotnienia i tÄ™sknotÄ… za tym, co utraciÅ‚. Zawsze chciaÅ‚ spotkać kogoÅ›, kto uÅ›mierzy jego ból po tragedii z dzieciÅ„stwa, lecz nie byÅ‚o mu to dane. Teraz, gdy dorósÅ‚, zapragnÄ…Å‚ wykorzystać swoje umiejÄ™tnoÅ›ci i doÅ›wiadczenia, żeby przynieść pokrzywdzonym przez los dzieciakom ulgÄ™ w ich cierpieniu. Dlatego zdecydowaÅ‚ siÄ™ stworzyć oÅ›rodek terapeutyczny dla sierot, dać im nowe życie, nadziejÄ™ na lepszy los. PoÅ‚ykaÅ‚a Å‚zy. MiaÅ‚a ochotÄ™ poÅ‚ożyć rÄ™kÄ™ na piersi Donovana i poczuć rytm jego dobrego, czuÅ‚ego serca. Serca, które zostaÅ‚o tak zranione, że nie miaÅ‚ już odwagi nikogo pokochać. PowtórzyÅ‚a w myÅ›li jego sÅ‚owa: wiem, jak cierpiÄ… i co odczuwajÄ… - rozpacz, osamotnienie, a nawet poczucie winy". Nagle pojęła sens wczeÅ›niejszej rozmowy, gdy obiecywaÅ‚ poprawÄ™. Prawdopodobnie uważaÅ‚, że dorastanie w samotnoÅ›ci odbiÅ‚o siÄ™ na jego psychice i pozbawiÅ‚o zdolnoÅ›ci nawiÄ…zywania prawidÅ‚owych kontaktów z otoczeniem. ObwiniaÅ‚ siÄ™ o brak wiÄ™zi uczuciowych z innymi ludzmi i postanowiÅ‚ siÄ™ zmienić. Zaczęły jej siÄ™ kleić oczy. OtuliÅ‚a Donovana koÅ‚drÄ… i wyszÅ‚a z pokoju. OwÅ‚adnęło niÄ… nieznane dotÄ…d, przemożne uczucie. Zapragnęła otoczyć opiekÄ… tego mężczyznÄ™, chronić go za wszelkÄ… cenÄ™, nieważne, jak dÅ‚ugo, nieważne, jakim kosztem. Po raz pierwszy w życiu nie z obowiÄ…zku, lecz z potrzeby serca. ROZDZIAA ÓSMY NastÄ™pnego dnia wrócili ze szpitala wykoÅ„czeni. Donovan miaÅ‚ ciężki dzieÅ„, dwie trudne operacje, jedna po drugiej. Jocelyn spÄ™dziÅ‚a wiele godzin w poczekalni w ciÄ…gÅ‚ym napiÄ™ciu. Zaraz po ich powrocie zadzwoniÅ‚ telefon. Jocelyn poszÅ‚a do holu odebrać. - DowiedzieliÅ›cie siÄ™ czegoÅ› nowego, sierżancie O'Reilly? - zapytaÅ‚a po chwili. Donovan podszedÅ‚ bliżej, ciekawy rezultatów dziaÅ‚aÅ„ policji. Na razie niewiele rozumiaÅ‚, bo Jocelyn odpowiadaÅ‚a półsłówkami. Gdy skoÅ„czyÅ‚a, odÅ‚ożyÅ‚a sÅ‚uchawkÄ™, zbliżyÅ‚a siÄ™ do Donovana i poÅ‚ożyÅ‚a mu rÄ™kÄ™ na ramieniu. - Co siÄ™ staÅ‚o? - Lepiej sobie usiÄ…dzmy, zanim ci opowiem. Pewnie mi nie uwierzysz. - PoprowadziÅ‚a go do pokoju, usadziÅ‚a na sofie, wzięła za rÄ™kÄ™ i dopiero powtórzyÅ‚a sÅ‚owa sierżanta. - ZaatakowaÅ‚ ciÄ™ mąż tej kobiety, która zderzyÅ‚a siÄ™ z tobÄ… w ubiegÅ‚ym roku. Nazywa siÄ™ Ben Cohen. Gdy przekazaÅ‚am im wiadomość, wkroczyli do jego mieszkania. Nie byÅ‚o go w domu, ale gospodyni przekazaÅ‚a im sporo informacji, na podstawie których uzyskali nakaz rewizji. Funkcjonariusze, którzy weszli do Å›rodka, zobaczyli na Å›cianach twoje zdjÄ™cia, wycinki z gazet dotyczÄ…ce wypadku, znalezli nawet fotografiÄ™ twojego zniszczonego samochodu. WpatrywaÅ‚ siÄ™ w niÄ… nieprzytomnym wzrokiem przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™. - Aresztowali go? - W tym szkopuÅ‚, że od dwóch tygodni nie przebywa w domu. Policja nie wie, gdzie go szukać, do pracy też od tygodnia nie chodzi, nawet nie zadzwoniÅ‚, żeby siÄ™ usprawiedliwić. ObÅ‚Ä™dna żądza zemsty czyni go szczególnie niebezpiecznym, ponieważ nie zważa na konsekwencje. Donovan zÅ‚apaÅ‚ siÄ™ za gÅ‚owÄ™ i ucisnÄ…Å‚ pulsujÄ…ce skronie. - To jakaÅ› paranoja! Przecież to ona na mnie wpadÅ‚a. - Wiem, ale Cohen nie myÅ›li logicznie. Jego żona zginęła po małżeÅ„skiej awanturze. Rozpacz i wyrzuty sumienia doprowadziÅ‚y go do obÅ‚Ä™du. Obsesyjnie szuka winnego i nie cofnie siÄ™ przed niczym. WstaÅ‚ i zaczaj chodzić po pokoju. Jocelyn podeszÅ‚a bliżej i próbowaÅ‚a ukoić jego wzburzenie. - Policja go Å›ledzi. Zobaczysz, wkrótce go zÅ‚apiÄ…. - A zanim to nastÄ…pi? Jak mogÄ™ prowadzić normalne życie, nie wiedzÄ…c, z której strony padnie kolejny strzaÅ‚? Ujęła jego dÅ‚onie i spojrzaÅ‚a mu w oczy. - Dopóki ja mam w tej sprawie coÅ› do powiedzenia, musisz siÄ™ pożegnać z normalnym życiem. - Co to ma znaczyć? - Zaraz ci wyjaÅ›niÄ™. Ten czÅ‚owiek to szaleniec. Obserwuje ciÄ™ i czeka na stosowny moment. Uderzy znienacka, jak wczoraj na chodniku. Nie jestem w stanie ciÄ™ sama obronić. RozważaÅ‚yÅ›my z Tess zorganizowanie ochrony grupowej, ale i to może zawieść, bo morderca jest sprytny i dziaÅ‚a z ukrycia. Nie ma wyjÅ›cia, musimy wyjechać z miasta. Donovan zadzwoniÅ‚ do doktora Reevesa z proÅ›bÄ… o zastÄ™pstwo. Ten zgodziÅ‚ siÄ™, ale, poruszony jego relacjÄ…, domagaÅ‚ siÄ™ coraz to nowych szczegółów. Ponieważ to on przedstawiÅ‚ Jocelyn koledze, najbardziej interesowaÅ‚o go, jak rozwija siÄ™ ich znajomość. Donovan, zawsze szczery i otwarty, tym razem odpowiadaÅ‚ wymijajÄ…co. Mark nalegaÅ‚: - WidziaÅ‚em, jak na siebie patrzycie w poczekalni, żar od was bije, aż iskry lecÄ…. Nie bÄ…dz taki tajemniczy, powiedz, co was Å‚Ä…czy? Donovan, zirytowany dociekliwoÅ›ciÄ… przyjaciela, pospiesznie zakoÅ„czyÅ‚ rozmowÄ™. - Za duży już jestem na to, żeby chwalić siÄ™ każdym pocaÅ‚unkiem. DziÄ™ki za zastÄ™pstwo, zobaczymy siÄ™ po moim powrocie. OdwiesiÅ‚ sÅ‚uchawkÄ™. Nie mógÅ‚ siÄ™ już doczekać wyjazdu z Jocelyn, pragnÄ…Å‚ znalezć siÄ™ z niÄ… sam na sam, w bezpiecznym miejscu, gdzie bÄ™dzie mogÅ‚a siÄ™ trochÄ™ odprężyć i zapomnieć o nieustannej czujnoÅ›ci. Nie myÅ›laÅ‚ profesjonalnie. Wyjechali z Chicago samochodem, wynajÄ™tym na nazwisko Tess, z zachowaniem wszelkich Å›rodków ostrożnoÅ›ci. Po dÅ‚ugiej podróży Jocelyn skrÄ™ciÅ‚a w polnÄ… drogÄ™, obsadzonÄ… drzewami, która wiodÅ‚a do letniego domku. WybraÅ‚a Å›wietnÄ… kryjówkÄ™. Nikt nie mógÅ‚ ich tu odnalezć, a sama Jocelyn znaÅ‚a to miejsce doskonale. Jechali kilka kilometrów, sÅ‚oÅ„ce przeÅ›wiecaÅ‚o spomiÄ™dzy gaÅ‚Ä™zi, a pyÅ‚ z wiejskiej drogi drapaÅ‚ ich w gardle. Donovan wyjrzaÅ‚ przez okno. - To prawdziwe pustkowie, czy aby bÄ™dziemy tu bezpieczni? Od napastnika na pewno, pomyÅ›laÅ‚a, ale istnieje jeszcze inne ryzyko. I tu już nie mam pewnoÅ›ci, czy zdoÅ‚am siÄ™ oprzeć twojemu urokowi, mój piÄ™kny. ZwÅ‚aszcza że znajdujemy siÄ™ w najbardziej romantycznym zakÄ…tku na kuli ziemskiej. PostanowiÅ‚a zignorować te wÄ…tpliwoÅ›ci i nadać gÅ‚osowi spokojne, rzeczowe brzmienie. - OczywiÅ›cie, wyjechaliÅ›my z miasta z zachowaniem wszelkich Å›rodków ostrożnoÅ›ci i nikt nie wie, gdzie nas szukać. Zatrzymali siÄ™ przed cedrowym domkiem z widokiem na jezioro, z wielopoziomowym tarasem i olbrzymimi oknami. PoroÅ›niÄ™ta trawÄ… Å›cieżka prowadziÅ‚a w dół, aż do nadbrzeża i niewielkiej przystani, gdzie cumowaÅ‚ niewielki stateczek spacerowy. - Jak tu piÄ™knie - zachwyciÅ‚ siÄ™ Donovan. - WybraÅ‚aÅ› wspaniaÅ‚e miejsce. - DoszÅ‚am do wniosku, że skoro i tak musimy opuÅ›cić [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|