, 507duo.Leclaire Day Wesele roku 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nogę w kostce i twój zięć musiał ją zanieść w bezpieczne miejsce. Tu nie ma żadnych
zaniedbań, Natalie. Doszło do nieprzewidzianego wypadku, i już.
- Ale przecież po to zatrudnia się organizatorów imprez - upierała się Natalie. - To
oni mają brać pod uwagę nieprzewidywalne wypadki i podejmować środki ostrożności.
Gabe wpatrywał się w nią uważnie.
- Dobrze - westchnął. - W takim razie zastanówmy się, co zrobiłabyś inaczej, żeby
zapobiec tym nieszczęściom. Wyobraz sobie, że już dwukrotnie sprawdziłaś zraszacze,
zarezerwowany akwen na jeziorze został odpowiednio oznaczony i są na nim patrole, a
namiot jest prawidłowo postawiony.
Natalie westchnęła ciężko.
L R
T
- Dobrze, dobrze. Dowiodłeś, że masz rację. Nie wiem, jak Catherine mogłaby
przewidzieć którekolwiek z tych wydarzeń. %7łałuję, że impreza tak się skończyła, ale
uważam się za uczciwą i sprawiedliwą osobę. Ta uczciwość i sprawiedliwość nakazują
mi przyznać, że nikt nie przewidziałby tak dziwacznego zbiegu okoliczności. -
Popatrzyła na Catherine, tym razem bez gniewu. - Dziękuję, że zwróciłaś pieniądze i
dziękuję za przeprosiny. Dopóki nie rozpętało się piekło, wszystko szło idealnie.
Catherine wstała.
- Cieszę się, że rozumiesz. Powiedziałabym, że niecierpliwie czekam na naszą
przyszłą współpracę... - uśmiechnęła się nieco smutno - ale czuję, że pewnie wylałabyś
mi swoją pyszną kawę na głowę.
Natalie też się uśmiechnęła.
- Niezle pomyślane, moja droga, ale raczej nie ma szans, żebym była aż tak
wspaniałomyślna - oznajmiła.
- Warto było spróbować. - Catherine wzruszyła ramionami i wyciągnęła rękę. -
Dziękuję, że zechciałaś się ze mną spotkać.
- Podziękuj raczej Gabe'owi. Nie wiem, czy bym się zgodziła, gdyby nie on. -
Natalie popatrzyła na niego z niekłamaną aprobatą. - Sama nie wiem dlaczego, ale temu
mężczyznie nie sposób odmówić.
Catherine westchnęła z rezygnacją.
- Też zdążyłam się o tym przekonać - przyznała cicho.
Po wyjściu z rezydencji Marconich Gabe wręczył Catherine wizytówkę firmy
transportowej, a także klucz do swojego mieszkania.
- Umówiłem się z tymi ludzmi, że przewiozą twoje rzeczy do mnie - powiedział. -
Po prostu zadzwoń, kiedy będziesz gotowa.
- Niewiele mam - oznajmiła już w drodze do miasta. - Zaledwie parę walizek.
- Chcę, żebyś się czuła tak, jakbyś ze mną mieszkała, a nie była chwilowym
gościem.
- Ale ja jestem chwilowym gościem - zauważyła. - Tylko nie wiedzieć czemu, nie
zdajesz sobie z tego sprawy.
L R
T
Nie próbował się spierać. Kiedy jednak podjechali pod budynek Catherine, wysiadł
i ruszył za nią po schodkach.
- Nie musisz wchodzić - rzuciła przez ramię. - Zadzwonię do tej firmy, skoro tak ci
na tym zależy.
Jego mina jasno wskazywała na to, że nie da się tak łatwo zbyć.
- Naprawdę chcesz o tym rozmawiać tu, na ulicy? - zapytał.
- Szczerze mówiąc, w ogóle nie chcę o tym rozmawiać.
- Obawiam się, że ta opcja nie wchodzi w grę.
Nie cierpiała, kiedy w takich chwilach zachowywał się jak biznesmen.
- Zgodziłam się na twoje warunki. Czego jeszcze chcesz? - Przystanęła i tylko na
niego patrzyła. - Zwietnie. Wejdzmy do środka.
Po chwili weszli do mieszkania na pierwszym piętrze.
- Masz ochotę na kawę, której nie zaproponowała nam Natalie?
- Masz i spływaj? - Uniósł brwi.
- Mniej więcej - przyznała z dyskretnym uśmiechem.
- Nie, wszedłem tylko po to, żeby wyjaśnić pewne sprawy. - Przeszedł się po jej
maleńkim salonie i uważnie przyjrzał się meblom. - Przytulnie tu.
- Nie potrzeba mi przesadnie dużo miejsca. - Wrzuciła klucze do zielonej szklanej
misy na stoliku przy drzwiach. - Pewnie dlatego, że nie zajmuję aż tyle przestrzeni co ty.
- Czasem zapominam, jaka jesteś maleńka. - Odwrócił się do niej. - To zapewne ze
względu na tę twoją dominującą osobowość.
Ten komplement ją zaskoczył, a nie znosiła być zaskakiwana. Skrzyżowała ręce na
piersi.
- Naprawdę myślisz, że jest jakaś różnica, czy przeniosę do ciebie dwie walizki,
czy dwie ciężarówki rzeczy? - Wzruszyła ramionami. - One mnie tam nie zatrzymają,
kiedy nasz związek znowu zacznie się sypać.
- Rzeczy osobiste sprawią, że będziesz się lepiej czuła - oznajmił, ignorując jej
ostatni komentarz.
- A może jeśli poczujesz się lepiej, postarasz się pokonać nasze problemy, zamiast
od nich uciekać.
L R
T
- Za pierwszym razem wcale nie uciekłam, Gabe.
Zacisnął zęby.
- Nie uciekłaś? Pewnie tak mi się tylko wydawało. W jednej chwili byłaś, w
drugiej już nie. Zniknęłaś bez ostrzeżenia, a potem nawet nie zadzwoniłaś.
- Zostawiłam list - odparła z urazą w głosie.
- Pamiętam. - Podszedł do niej. - Wróciłem do domu po dwóch dobach poważnego
kryzysu w pracy, który mógł oznaczać koniec Piretti, i znalazłem twój list.
- Jak to koniec Piretti? - zapytała z niepokojem.
- Myślałam, że jedno z twoich przejęć poszło niezgodnie z planem.
- Nie, to był cios wymierzony w nas przez byłych członków zarządu Piretti, tych,
których wyrzuciłem. Ale to nie ma znaczenia. Postąpiłaś bez serca, Catherine.
- Masz rację - przyznała. - I przykro mi z tego powodu. Zapytaj mnie kiedyś o te
dwie doby, które poprzedzały moją decyzję. Była bez serca, bo i ja czułam się go
pozbawiona i pusta. - Umilkła, żeby nie powiedzieć za dużo.
- I co? - spytał. - Czułaś pustkę i co jeszcze?
- Byłam załamana i miałam wszystkiego dosyć. Byłam chora - dodała z trudem, a
następnie zajęła się wyciąganiem dokumentów z aktówki.
- Czy dlatego zamieszkałaś z moją matką? Bo byłaś załamana i miałaś wszystkiego
dosyć?
- Nie miałam innej rodziny - wyszeptała. - Nie miałam nikogo...
- Nie musisz się z tego tłumaczyć - powiedział cicho i chwycił ją za rękę. - Cieszę
się, że dobrze się z nią czułaś.
- Naprawdę? - Popatrzyła na niego niespokojnie.
- Dziwne, że nie miałeś do niej pretensji o to, że mnie przyjęła pod swój dach.
- Twoim zdaniem byłem aż takim sukinsynem? Ulżyło mi, że masz dokąd iść, i że
jesteś bezpieczna. - A potem zadał jej pytanie, którego obawiała się najbardziej. -
Chorowałaś? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl