,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nogę w kostce i twój zięć musiał ją zanieść w bezpieczne miejsce. Tu nie ma żadnych zaniedbań, Natalie. Doszło do nieprzewidzianego wypadku, i już. - Ale przecież po to zatrudnia się organizatorów imprez - upierała się Natalie. - To oni mają brać pod uwagę nieprzewidywalne wypadki i podejmować środki ostrożności. Gabe wpatrywał się w nią uważnie. - Dobrze - westchnął. - W takim razie zastanówmy się, co zrobiłabyś inaczej, żeby zapobiec tym nieszczęściom. Wyobraz sobie, że już dwukrotnie sprawdziłaś zraszacze, zarezerwowany akwen na jeziorze został odpowiednio oznaczony i są na nim patrole, a namiot jest prawidłowo postawiony. Natalie westchnęła ciężko. L R T - Dobrze, dobrze. Dowiodłeś, że masz rację. Nie wiem, jak Catherine mogłaby przewidzieć którekolwiek z tych wydarzeń. %7łałuję, że impreza tak się skończyła, ale uważam się za uczciwą i sprawiedliwą osobę. Ta uczciwość i sprawiedliwość nakazują mi przyznać, że nikt nie przewidziałby tak dziwacznego zbiegu okoliczności. - Popatrzyła na Catherine, tym razem bez gniewu. - Dziękuję, że zwróciłaś pieniądze i dziękuję za przeprosiny. Dopóki nie rozpętało się piekło, wszystko szło idealnie. Catherine wstała. - Cieszę się, że rozumiesz. Powiedziałabym, że niecierpliwie czekam na naszą przyszłą współpracę... - uśmiechnęła się nieco smutno - ale czuję, że pewnie wylałabyś mi swoją pyszną kawę na głowę. Natalie też się uśmiechnęła. - Niezle pomyślane, moja droga, ale raczej nie ma szans, żebym była aż tak wspaniałomyślna - oznajmiła. - Warto było spróbować. - Catherine wzruszyła ramionami i wyciągnęła rękę. - Dziękuję, że zechciałaś się ze mną spotkać. - Podziękuj raczej Gabe'owi. Nie wiem, czy bym się zgodziła, gdyby nie on. - Natalie popatrzyła na niego z niekłamaną aprobatą. - Sama nie wiem dlaczego, ale temu mężczyznie nie sposób odmówić. Catherine westchnęła z rezygnacją. - Też zdążyłam się o tym przekonać - przyznała cicho. Po wyjściu z rezydencji Marconich Gabe wręczył Catherine wizytówkę firmy transportowej, a także klucz do swojego mieszkania. - Umówiłem się z tymi ludzmi, że przewiozą twoje rzeczy do mnie - powiedział. - Po prostu zadzwoń, kiedy będziesz gotowa. - Niewiele mam - oznajmiła już w drodze do miasta. - Zaledwie parę walizek. - Chcę, żebyś się czuła tak, jakbyś ze mną mieszkała, a nie była chwilowym gościem. - Ale ja jestem chwilowym gościem - zauważyła. - Tylko nie wiedzieć czemu, nie zdajesz sobie z tego sprawy. L R T Nie próbował się spierać. Kiedy jednak podjechali pod budynek Catherine, wysiadł i ruszył za nią po schodkach. - Nie musisz wchodzić - rzuciła przez ramię. - Zadzwonię do tej firmy, skoro tak ci na tym zależy. Jego mina jasno wskazywała na to, że nie da się tak łatwo zbyć. - Naprawdę chcesz o tym rozmawiać tu, na ulicy? - zapytał. - Szczerze mówiąc, w ogóle nie chcę o tym rozmawiać. - Obawiam się, że ta opcja nie wchodzi w grę. Nie cierpiała, kiedy w takich chwilach zachowywał się jak biznesmen. - Zgodziłam się na twoje warunki. Czego jeszcze chcesz? - Przystanęła i tylko na niego patrzyła. - Zwietnie. Wejdzmy do środka. Po chwili weszli do mieszkania na pierwszym piętrze. - Masz ochotę na kawę, której nie zaproponowała nam Natalie? - Masz i spływaj? - Uniósł brwi. - Mniej więcej - przyznała z dyskretnym uśmiechem. - Nie, wszedłem tylko po to, żeby wyjaśnić pewne sprawy. - Przeszedł się po jej maleńkim salonie i uważnie przyjrzał się meblom. - Przytulnie tu. - Nie potrzeba mi przesadnie dużo miejsca. - Wrzuciła klucze do zielonej szklanej misy na stoliku przy drzwiach. - Pewnie dlatego, że nie zajmuję aż tyle przestrzeni co ty. - Czasem zapominam, jaka jesteś maleńka. - Odwrócił się do niej. - To zapewne ze względu na tę twoją dominującą osobowość. Ten komplement ją zaskoczył, a nie znosiła być zaskakiwana. Skrzyżowała ręce na piersi. - Naprawdę myślisz, że jest jakaś różnica, czy przeniosę do ciebie dwie walizki, czy dwie ciężarówki rzeczy? - Wzruszyła ramionami. - One mnie tam nie zatrzymają, kiedy nasz związek znowu zacznie się sypać. - Rzeczy osobiste sprawią, że będziesz się lepiej czuła - oznajmił, ignorując jej ostatni komentarz. - A może jeśli poczujesz się lepiej, postarasz się pokonać nasze problemy, zamiast od nich uciekać. L R T - Za pierwszym razem wcale nie uciekłam, Gabe. Zacisnął zęby. - Nie uciekłaś? Pewnie tak mi się tylko wydawało. W jednej chwili byłaś, w drugiej już nie. Zniknęłaś bez ostrzeżenia, a potem nawet nie zadzwoniłaś. - Zostawiłam list - odparła z urazą w głosie. - Pamiętam. - Podszedł do niej. - Wróciłem do domu po dwóch dobach poważnego kryzysu w pracy, który mógł oznaczać koniec Piretti, i znalazłem twój list. - Jak to koniec Piretti? - zapytała z niepokojem. - Myślałam, że jedno z twoich przejęć poszło niezgodnie z planem. - Nie, to był cios wymierzony w nas przez byłych członków zarządu Piretti, tych, których wyrzuciłem. Ale to nie ma znaczenia. Postąpiłaś bez serca, Catherine. - Masz rację - przyznała. - I przykro mi z tego powodu. Zapytaj mnie kiedyś o te dwie doby, które poprzedzały moją decyzję. Była bez serca, bo i ja czułam się go pozbawiona i pusta. - Umilkła, żeby nie powiedzieć za dużo. - I co? - spytał. - Czułaś pustkę i co jeszcze? - Byłam załamana i miałam wszystkiego dosyć. Byłam chora - dodała z trudem, a następnie zajęła się wyciąganiem dokumentów z aktówki. - Czy dlatego zamieszkałaś z moją matką? Bo byłaś załamana i miałaś wszystkiego dosyć? - Nie miałam innej rodziny - wyszeptała. - Nie miałam nikogo... - Nie musisz się z tego tłumaczyć - powiedział cicho i chwycił ją za rękę. - Cieszę się, że dobrze się z nią czułaś. - Naprawdę? - Popatrzyła na niego niespokojnie. - Dziwne, że nie miałeś do niej pretensji o to, że mnie przyjęła pod swój dach. - Twoim zdaniem byłem aż takim sukinsynem? Ulżyło mi, że masz dokąd iść, i że jesteś bezpieczna. - A potem zadał jej pytanie, którego obawiała się najbardziej. - Chorowałaś? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|