,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiedzieli, że jesteś złodziejem! Słyszałam, że tata kazał ci opuścić majątek! Nie wytrzymałam, wyszłam i czekałam tutaj, żeby się z tobą pożegnać. Nigdy nie uwierzę, że zrobiłeś coś złego! Fred spojrzał jej w oczy. — Rio, jestem niewinny! Przysięgam na moją miłość do ciebie! Po policzkach dziewczyny stoczyły się jasne łzy. — Wiem, mój najdroższy. Teraz musisz wyruszyć w daleki świat! — Tak! — I zostaniesz architektem? — Tak! Zrobię wszystko, by tak się stało. — Jestem pewna, że ci się powiedzie! — Nie zapomnisz o mnie? Będziesz na mnie czekała? — Będę czekała, aż przyjedziesz i ożenisz się ze mną. Zostanę twoją żoną! A ty obiecaj, że będziesz się starał, aby to nie trwało zbyt długo. Weź to na pamiątkę! Podała mu piękną, pąsową różę. Wzruszony wziął kwiat i pocałował ją w rękę, a Ria szepnęła: — Żegnaj, mój kochany Fredzie! — Niech cię Pan Bóg ma w swojej opiece! Dzięki za różę; będzie moim talizmanem. Je- żeli naprawdę chcesz na mnie czekać, będę pracował dzień i noc, żeby zapewnić nam przy- szłość. Ostrożnie schował różę pod marynarkę i jeszcze raz pocałował dziewczynę w obie ręce. Od strony dworu rozległo się wołanie. — Uciekaj — szepnęła przerażona Ria — ciotka Melania mnie woła. Nie może nas tutaj zobaczyć! Żegnaj, kochany Fredzie! — Żegnaj, najdroższa! Fred przeskoczył niski mur i ruszył przed siebie. Od tego dnia stale miał przed oczami twarz Rii; zachęcała go do wytrwałości, a jej uśmiech pomagał mu pokonywać wszelkie trudności. VII Teraz chłopiec po raz pierwszy opuścił rodzinne strony. Gdyby panna Haller nie opowia- dała mu o swoich podróżach i o życiu w dużych miastach, z trudem dawałby sobie radę. Siedząc w pociągu patrzył zafascynowany jak za oknem znikały wsie i miasteczka, lasy i fabryki. Po około trzech godzinach dojechał do miasta. Ogromna, wysoka hala dworcowa ze szklanym dachem wywarła na nim silne wrażenie; długo się przypatrywał jej konstrukcji. Na ulicy zaskoczył go ogromny ruch, wysokie domy i wieże kościelne. Wsiadł do omni- busu, oznaczonego numerem podanym przez pannę Haller, i oszołomiony rozglądał się dooko- ła. Gdy wysiadł, zapytał policjanta kierującego ruchem o ulicę, przy której mieszkali znajo- mi nauczycielki. Okazało się, że to właśnie tutaj; wystarczyło tylko dojść do czwartej kamieni- cy. Wszedł z wahaniem do ładnego budynku. Na trzecim piętrze stanął przed drzwiami, na których widniała miedziana tabliczka: Dr Frank Mengert. To było nazwisko męża przyjaciółki panny Haller. Fred nacisnął dzwonek. Drzwi otworzyła pokojówka i na pytanie, czy państwo są w do- mu, poprosiła, by wszedł. Zaprowadziła go do dużego pokoju. Tam przy biurku siedział pan dr Mengert, sprawdzając zeszyty swoich uczniów. Kiedy drzwi się otwarły, odwrócił się i zapytał: — Czym mogę panu służyć? Fred nieco speszony, odparł: — Nazywam się Fred Hartmann. Panna Haller powiedziała, że po przyjeździe do miasta mam się tutaj zgłosić. Dr Mengert uśmiechnął się, wstał i podał mu rękę. — Ach, tak. Ulubiony uczeń panny Haller! Witam, panie Hartmann! Proszę, chodźmy do mojej żony. Weszli do ładnie urządzonego pokoju, gdzie krzątała się pani domu. — Lizo, przyjechał ulubiony uczeń panny Haller! — oznajmił pan domu. Jego żona serdecznie powitała Freda. Już po kilku minutach siedział przy stole, a poko- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|