, Dan Abnett Duchy Gaunta 04 Gwardia Honorowa 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wcześniej. Tak właśnie postępował Ibram Gaunt. Gaunt  imperialny heros. Nie oddawaj
dobrowolnie niczego. Nigdy. Nie trać czujności, nie ułatwiaj nieprzyjacielowi życia. Bądz
dzielny i dzielnie umrzyj. Takie jest twoje przeznaczenie.
W jego duszy nie krył się wyłącznie komisarz, lecz w pierwszym rzędzie wojownik,
uświadomiła sobie nagle Curth. Oto właśnie podstawowa filozofia Gaunta. Dzięki niej żył,
walczył i zmierzał ku śmierci, jaką szykował mu już nieznany dotąd los. To ona uczyniła z
niego niezmordowanego żołnierza, powszechnie poważanego dowódcę, budzącego respekt
przeciwnika.
W sercu kobiety walczyły ze sobą jednocześnie ogromny żal i współczucie dla tego
człowieka oraz bezbrzeżny podziw zarazem.
Ana Curth słyszała już plotki o haniebnej degradacji, która miała dosięgnąć Gaunta po
zakończeniu tej misji. To właśnie budziło jej największy żal. Wiedziała już, że dowódca
Duchów był bez końca oddany swej sprawie i że nie spocznie przed ukończeniem zadania
nawet w obliczu nieuniknionej osobistej porażki.
Gaunt pozostanie Gauntem aż do końca.
a
Pięćdziesiąt metrów dalej kapitan Herodas wypadł z płonącego wraka Salamandry na kilka
sekund przed tym jak druga przeciwpancerna rakieta wystrzeliła spomiędzy gęstych zarośli
rozrywając transporter na strzępy.
Niemal w tym samym momencie kula przestrzeliła pardusyckiemu oficerowi lewe kolano.
Omal nie stracił przytomności pod wpływem potwornego bólu, zdołał jednak pokonać falę
79
fizycznego cierpienia. Tuż obok leżał twarzą do ziemi pardusycki żołnierz, wokół jego ciała
rozlewała się kałuża gorącej krwi.
- Lezink ! Lezink !
Herodas próbował przewrócić swego podwładnego na plecy, ale jego ręce nie chciały
słuchać poleceń słanych przez oszołomiony bólem mózg. Zerknął w dół i poczuł skrajne
przerażenie na widok krwawiącej ruiny w miejscu swego kolana. Laserowe wiązki śmigały
ponad jego głową. Sięgnął niepewnie po pistolet, ale jego rozpięta kabura okazała się pusta.
W oczach kapitana gromadziły się łzy, wywołane coraz silniejszym bólem. Zewsząd
docierały do jego uszu dzikie wrzaski, huk wystrzałów, agonalne jęki.
Ziemia zaczęła dygotać zauważalnie. Herodas rozszerzył oczy dostrzegając dorastającego
chelona, który wyłamał się ze stada pędząc w ślepej panice wprost na rannego kapitana.
Zwierzę nie dorównywało jeszcze rozmiarami dorosłym osobnikom, a już ważyło dwie tony z
okładem.
Pardusycki oficer zacisnął kurczowo powieki przygotowując się na zderzenie z dwustoma
kilogramami żywej masy.
Cienki strumień czerwonej energii przemknął ponad drogą i uderzył w zwierzę z taką siłą,
że chelon dosłownie grzmotnął o nawierzchnię szosy. Aadunek zdezintegrował spory
fragment jego cielska przeistaczając olbrzyma w dymiącego mamuciego trupa, ociekającego
stopionym tłuszczem.
Plazma, pomyślał Herodas. Po trzykroć przeklęci święci ! To plazma !
Uniósł głowę dostrzegając krępą sylwetkę komisarza Harka biegnącego z rozwianym
długim płaszczem, ubrudzonego ziemią i piaskiem. Oficer polityczny Tanithijczyków
wykrzykiwał krótkie komendy, kierując najbliższe drużyny Duchów w dół drogi i na flankę
napastników. W swej prawej ręce ściskał antyczny plazmowy pistolet.
Hark zatrzymał się znienacka w miejscu przepuszczając trzy biegnące za sobą drużyny.
Machając palcami nakazał gwardzistom rozproszenie się w tyralierę, po czym serią gestów
posłał w ślad za Duchami dwa pardusyckie czołgi.
Obracając się na obcasach podniósł broń i skremował celnym strzałem Infardiego, który
wychynął spomiędzy drzew z przyłożonym do ramienia karabinem.
Podszedł do Herodasa.
- Nie ruszaj się, pomoc jest już w drodze.
- Pomóż mi wstać, wciąż mogę walczyć  wycedził przez zaciśnięte z bólu zęby kapitan.
Hark uśmiechnął się nieznacznie.
- Pańska odwaga przynosi ci chlubę, kapitanie, ale możesz mi wierzyć, że nie udasz się
nigdzie z wyjątkiem szpitala. Twoja noga jest w kiepskim stanie. Proszę się nie ruszać.
Komisarz odwrócił się i strzelił z pistoletu do jakiegoś celu, którego Herodas ze swego
miejsca na ziemi nie potrafił dojrzeć.
- Oni są wszędzie  wyszeptał Pardusyta.
- Nie martw się, uciekają. Pogoniliśmy ich  oświadczył Hark chowając pistolet do kabury i
przyklękając obok rannego gwardzisty z zamiarem założenia opatrunku na jego krwawiącą
nogę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl