, Hans Hellmut Kirst Pies i jego pan 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I tak wymyślili sobie jedną z pózniejszych swoich ulubionych zabaw: Złap
mnie, jeżeli potrafisz!
- w czym Mukiel bardzo szybko okazał się mistrzem. Wydawał się przy tym
zwinniejszy od kotów.
W końcu miał okazję dokładnie poznać ich zachowanie, podpatrując je w "swoim
domu". Lecz nie
wykorzystywał tego teraz, pozwalając się czasami "złapać" swemu panu. Tego
popołudnia w Gibralta-
rze nawet trzy razy.
Pies i jego pan oddychali ciężko, ale byli szczęśliwi. I odtąd to wspaniałe
uczucie towarzyszyło
im stale.
Tego dnia właśnie zawiązało się między nimi coś, co miało już na zawsze
pozostać niezwykłą
przyjaznią, taką nie zdarzającą się na co dzień. Było tak, jakby długo się
szukali, aż wreszcie znalezli!
Oczywiście nie bez pomocy konsekwentnie dążącej do tego żony mężczyzny.
Przygoda gibraltarska wiele zmieniła. Odtąd Mukiel nie czuł się już tylko jak
wymagający stałej
opieki, prowadzany na smyczy pies, ale jak ktoś, z kim się chodzi również dla
przyjemności. Teraz był
już pewien, że ma nie tylko jednego, ale dwoje opiekunów.
Jeszcze tego samego wieczoru, gdy wrócili z Gibraltaru do swego domu
letniskowego, zdarzyło
się coś, co dotychczas jeszcze nigdy nie miało miejsca. Mukiel poszedł za swym
panem do sypialni
i położył się przed jego łóżkiem, jakby chciał się zrewanżować mężczyznie za
jego pozostanie z nim
w Gibraltarze. Gdy jednak spostrzegł, że pan zasnął, pobiegł natychmiast do
sypialni pani, by tu, jak
zwykle, spędzić resztę nocy.
Następnego ranka jednak, gdy tylko mężczyzna wstał z łóżka, Mukiel
natychmiast zjawił się
przy nim. Powitał swego pana cichym skomleniem. Te ranne powitania rozwinął
potem w całą gamę
tonów mających wyrażać jego zadowolenie.
Mężczyznę zaczęły wyraznie cieszyć te objawy psiej sympatii. Również żona
była zadowolona,
gdy jej o tym opowiedział.
Zdaje się, że nawet czekała na to od dłuższego czasu.
- Nareszcie chyba się rozumiecie! - powiedziała szczęśliwa do męża. - Mam
nadzieję, że teraz
będzie już tak zawsze.
I rzeczywiście odtąd tak już było. Mukiel dbał teraz o to, aby żadnego z nich
przez cały dzień
nie tracić z oczu, co stało się wkrótce powodem drobnych nieporozumień w
rodzinie. %7ładne ludzkie
życie nie upływa bezproblemowo, a cóż dopiero psie, w dodatku tak ściśle
związane z losem opieku-
nów.
Jednego z następnych dni wszyscy wybrali się do Sewilli. Cała rodzina, a więc
Mukiel także.
Mężczyzna, jak zawsze przy tego rodzaju wypadach, wcześniej studiował
informatory i foldery
oraz dokładnie z góry określał, co powinni koniecznie zobaczyć. %7łona tymczasem
przygotowywała
prowiant na drogę, nie zapominając oczywiście o zabraniu wody mineralnej dla
Mukla.
Podróż samochodem trwała kilka godzin. Mukiel nie siedział, jak zwykle
przedtem, wygodnie na
tylnym siedzeniu obok dziewczynki, lecz bez przerwy wpychał się do przodu między
mężczyznę a jego
żonę, czasami nawet utrudniając przez to kierowanie samochodem.
Rozglądał się przy tym na prawo i lewo, jakby sprawdzał, czy jadą zgodnie z
wytyczoną wcześ-
niej trasą.
Gdy już zatrzymali się w śródmieściu i mieli wyruszyć na zwiedzanie miasta,
Mukiel stanął tuż
przy nogach swego pana, jakby chciał, aby ten popatrzył na niego. Mężczyzna
chcąc go uspokoić,
schylił się ku niemu i z przerażeniem stwierdził, iż Mukiel trzęsie się, jakby
miał gorączkę. Jego nos
był suchy, a oczy zamglone.
- Coś z nim nie jest w porządku - powiedział do żony, wskazując na psa.
- Już wczoraj był jakiś niewyrazny - odpowiedziała. - Wygląda tak, jakby
złapał jakąś infekcję.
- To szkoda, że nic mi o tym wczoraj nie powiedziałaś - zareagował mężczyzna.
- Nie wybrali-
byśmy się dziś w tę męczącą dla niego podróż.
- Ty przecież cieszyłeś się, że zobaczysz Sewillę - odpowiedziała nieco
zirytowana żona.
- Już teraz nie!
Po chwili milczenia mężczyzna zdecydowanym głosem oświadczył rodzinie:
Skrócimy wobec
tego maksymalnie nasz pobyt tutaj! - Jednocześnie popatrzył z troską na Mukla.
Zjedli coś w najbliższej restauracji. Mukiel nie ruszył nic z tego, co mu
zamówiono. Potem udali
się do wspaniałej, tajemniczej i mrocznej wewnątrz katedry. Mężczyzna i żona na
zmianę pozostawali
z Muklem przed wejściem. Pies wyglądał jednak na coraz bardziej chorego.
Następnie postanowili zwiedzić jeszcze pałac mauretański, bogato zdobiony
ornamentami i licz-
nymi fontannami. Mężczyznie udało się przekonać strażników, że będzie niósł psa
cały czas na rękach.
%7ładne przepisy zresztą tego nie zabraniały.
Niósł więc Mukla jak małe dziecko, a pies przez cały czas tulił się do niego,
choć było widać, że
z każdą chwilą czuje się coraz gorzej.
- Na tym chyba skończymy - zdecydował mężczyzna, gdy znów znalezli się przed
pałacem. Nikt
z rodziny nie zaprotestował.
Zaraz następnego ranka mężczyzna kazał się zawiezć na lotnisko do Grenady.
Chciał z Muklem
jak najszybciej wrócić do domu, by udać się z nim do weterynarza. W samochodzie
na tylnym siedze-
niu przygotowano mu miejsce do leżenia.
Na lotnisku pożegnanie rodziny z Muklem było długie i smutne. Pies, mimo
choroby, tulił się do
każdego, a na koniec przylgnął mocno do mężczyzny, patrząc na niego z oddaniem i
zaufaniem.
Połączenia lotnicze zabrały blisko dwadzieścia godzin, nim mężczyzna z Muklem
na rękach do-
tarł do swej rodzinnej miejscowości. W tym czasie mógł jeszcze raz prześledzić
we wspomnieniach ca-
łą drogę wiodącą do przyjazni z Muklem.
Mukiel tymczasem skończył już siedem lat, co oznaczało, że przekroczył
półmetek życia psa.
Mężczyzna przy okazji uświadomił sobie, że aż siedmiu lat trzeba było, aby stali
się sobie tak bliscy,
jak obecnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl