,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I tak wymyślili sobie jedną z pózniejszych swoich ulubionych zabaw: Złap mnie, jeżeli potrafisz! - w czym Mukiel bardzo szybko okazał się mistrzem. Wydawał się przy tym zwinniejszy od kotów. W końcu miał okazję dokładnie poznać ich zachowanie, podpatrując je w "swoim domu". Lecz nie wykorzystywał tego teraz, pozwalając się czasami "złapać" swemu panu. Tego popołudnia w Gibralta- rze nawet trzy razy. Pies i jego pan oddychali ciężko, ale byli szczęśliwi. I odtąd to wspaniałe uczucie towarzyszyło im stale. Tego dnia właśnie zawiązało się między nimi coś, co miało już na zawsze pozostać niezwykłą przyjaznią, taką nie zdarzającą się na co dzień. Było tak, jakby długo się szukali, aż wreszcie znalezli! Oczywiście nie bez pomocy konsekwentnie dążącej do tego żony mężczyzny. Przygoda gibraltarska wiele zmieniła. Odtąd Mukiel nie czuł się już tylko jak wymagający stałej opieki, prowadzany na smyczy pies, ale jak ktoś, z kim się chodzi również dla przyjemności. Teraz był już pewien, że ma nie tylko jednego, ale dwoje opiekunów. Jeszcze tego samego wieczoru, gdy wrócili z Gibraltaru do swego domu letniskowego, zdarzyło się coś, co dotychczas jeszcze nigdy nie miało miejsca. Mukiel poszedł za swym panem do sypialni i położył się przed jego łóżkiem, jakby chciał się zrewanżować mężczyznie za jego pozostanie z nim w Gibraltarze. Gdy jednak spostrzegł, że pan zasnął, pobiegł natychmiast do sypialni pani, by tu, jak zwykle, spędzić resztę nocy. Następnego ranka jednak, gdy tylko mężczyzna wstał z łóżka, Mukiel natychmiast zjawił się przy nim. Powitał swego pana cichym skomleniem. Te ranne powitania rozwinął potem w całą gamę tonów mających wyrażać jego zadowolenie. Mężczyznę zaczęły wyraznie cieszyć te objawy psiej sympatii. Również żona była zadowolona, gdy jej o tym opowiedział. Zdaje się, że nawet czekała na to od dłuższego czasu. - Nareszcie chyba się rozumiecie! - powiedziała szczęśliwa do męża. - Mam nadzieję, że teraz będzie już tak zawsze. I rzeczywiście odtąd tak już było. Mukiel dbał teraz o to, aby żadnego z nich przez cały dzień nie tracić z oczu, co stało się wkrótce powodem drobnych nieporozumień w rodzinie. %7ładne ludzkie życie nie upływa bezproblemowo, a cóż dopiero psie, w dodatku tak ściśle związane z losem opieku- nów. Jednego z następnych dni wszyscy wybrali się do Sewilli. Cała rodzina, a więc Mukiel także. Mężczyzna, jak zawsze przy tego rodzaju wypadach, wcześniej studiował informatory i foldery oraz dokładnie z góry określał, co powinni koniecznie zobaczyć. %7łona tymczasem przygotowywała prowiant na drogę, nie zapominając oczywiście o zabraniu wody mineralnej dla Mukla. Podróż samochodem trwała kilka godzin. Mukiel nie siedział, jak zwykle przedtem, wygodnie na tylnym siedzeniu obok dziewczynki, lecz bez przerwy wpychał się do przodu między mężczyznę a jego żonę, czasami nawet utrudniając przez to kierowanie samochodem. Rozglądał się przy tym na prawo i lewo, jakby sprawdzał, czy jadą zgodnie z wytyczoną wcześ- niej trasą. Gdy już zatrzymali się w śródmieściu i mieli wyruszyć na zwiedzanie miasta, Mukiel stanął tuż przy nogach swego pana, jakby chciał, aby ten popatrzył na niego. Mężczyzna chcąc go uspokoić, schylił się ku niemu i z przerażeniem stwierdził, iż Mukiel trzęsie się, jakby miał gorączkę. Jego nos był suchy, a oczy zamglone. - Coś z nim nie jest w porządku - powiedział do żony, wskazując na psa. - Już wczoraj był jakiś niewyrazny - odpowiedziała. - Wygląda tak, jakby złapał jakąś infekcję. - To szkoda, że nic mi o tym wczoraj nie powiedziałaś - zareagował mężczyzna. - Nie wybrali- byśmy się dziś w tę męczącą dla niego podróż. - Ty przecież cieszyłeś się, że zobaczysz Sewillę - odpowiedziała nieco zirytowana żona. - Już teraz nie! Po chwili milczenia mężczyzna zdecydowanym głosem oświadczył rodzinie: Skrócimy wobec tego maksymalnie nasz pobyt tutaj! - Jednocześnie popatrzył z troską na Mukla. Zjedli coś w najbliższej restauracji. Mukiel nie ruszył nic z tego, co mu zamówiono. Potem udali się do wspaniałej, tajemniczej i mrocznej wewnątrz katedry. Mężczyzna i żona na zmianę pozostawali z Muklem przed wejściem. Pies wyglądał jednak na coraz bardziej chorego. Następnie postanowili zwiedzić jeszcze pałac mauretański, bogato zdobiony ornamentami i licz- nymi fontannami. Mężczyznie udało się przekonać strażników, że będzie niósł psa cały czas na rękach. %7ładne przepisy zresztą tego nie zabraniały. Niósł więc Mukla jak małe dziecko, a pies przez cały czas tulił się do niego, choć było widać, że z każdą chwilą czuje się coraz gorzej. - Na tym chyba skończymy - zdecydował mężczyzna, gdy znów znalezli się przed pałacem. Nikt z rodziny nie zaprotestował. Zaraz następnego ranka mężczyzna kazał się zawiezć na lotnisko do Grenady. Chciał z Muklem jak najszybciej wrócić do domu, by udać się z nim do weterynarza. W samochodzie na tylnym siedze- niu przygotowano mu miejsce do leżenia. Na lotnisku pożegnanie rodziny z Muklem było długie i smutne. Pies, mimo choroby, tulił się do każdego, a na koniec przylgnął mocno do mężczyzny, patrząc na niego z oddaniem i zaufaniem. Połączenia lotnicze zabrały blisko dwadzieścia godzin, nim mężczyzna z Muklem na rękach do- tarł do swej rodzinnej miejscowości. W tym czasie mógł jeszcze raz prześledzić we wspomnieniach ca- łą drogę wiodącą do przyjazni z Muklem. Mukiel tymczasem skończył już siedem lat, co oznaczało, że przekroczył półmetek życia psa. Mężczyzna przy okazji uświadomił sobie, że aż siedmiu lat trzeba było, aby stali się sobie tak bliscy, jak obecnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|