,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wysokim parterem. - Zdarzyło się - ciągnął Qwilleran - że mieliśmy zgłosić się po lunchu do sali numer sto dziewięć i zjawiliśmy się tam wcześnie. Wpadliśmy na pomysł, żeby wejść do środka i zamknąć drzwi na zasuwkę, żeby wszyscy uczniowie pozostali na zewnątrz. Potem wydostaliśmy się przez okno i zeskoczyliśmy na ziemię, prawie dwa metry niżej. Zanim się otrzepaliśmy i wróciliśmy pod drzwi sali, cała klasa stała na korytarzu, a nauczyciel biegał w poszukiwaniu woznego z drabiną. Okno było szeroko otwarte, oczywiście. - Odkryli, że to wy? - spytała Mildred. - Och, facet się domyślał. Jako jedyni w klasie odznaczaliśmy się wystarczającym sprytem, żeby to zrobić. Ale miał poczucie humoru. - Szkoda, że was wtedy nie znałam - powiedziała Mildred. - A ja się cieszę! - oznajmiła Polly. Qwilleran odwiózł swoich pasażerów do Indian Village, wysadzając Rikerów pod Brzozami , a Polly pod Wierzbami . - Wejdziesz, żeby powiedzieć coś miłego Brutusowi i Catcie? - spytała. - Tylko na chwilę. Twój nowy sąsiad ma koty? - Nie, ale zaproponował, że zaopiekuje się moimi, ilekroć będę musiała pojechać do miasta. To bardzo troskliwy człowiek. Kupił mi szal, co uważam za niezwykle uroczy gest. - Jak się nazywa? - Kirt Nightingale. - Jak się naprawdę nazywa? - Och, Qwill! Zawsze jesteś taki podejrzliwy! - Czy wie o naszych trzymetrowych zaspach i ciągłym oblodzeniu? - O tak! Dorastał tutaj. Jego krewni się wyprowadzili, ale zachował miłe wspomnienia o zimach w Moose County. - Może zechce wstąpić do Klubu Curlingu? Gdy tylko Qwilleran wrócił do siebie, zatelefonował do Pata O Della, męża Celii Robinson, który miał firmę sprzątającą, i poprosił go o natychmiastowe przysłanie ekipy do mieszkania numer cztery w Wierzbach w celu dokonania gruntownych porządków. - Dostajesz pietra przed chłodami? - spytał Pat swoim śpiewnym irlandzkim akcentem. - Nie mylisz się. Pogodny Jimmy przepowiada na pazdziernik listopadową pogodę. - To tylko opinia jednego człowieka, jak mi się wydaje, ale z przyjemnością spełnię twoje życzenie. Odkładając słuchawkę, Qwilleran zauważył, że przewrócone klonowe pudełko nie ma wieczka i że drobniaki zniknęły. Szybkie spojrzenie ujawniło dwoje sprawców na kominku, spoglądających z góry na scenę przestępstwa. Koko sprawiał wrażenie dumnego z siebie; Yum Yum nie kryła wyrzutów sumienia. - Wy nicponie! - złajał je dobrotliwie. - Jedno z was to włamywacz, a drugie drobny złodziej. Kotka nie umknęła daleko z łupem; grosze nie były dość błyszczące, by zaspokoić jej wyrafinowany gust - leżały tuż obok na chodniczku. Qwillerana interesował głównie motyw Koko: ciekawość co do zawartości pudełka? Kocia chęć sprostania wyzwaniu? Znalazł sposób, by zacisnąć szczęki na gałce przy wieczku i podnieść dobrze dopasowaną przykrywkę pionowym ruchem głowy. Bystry kot! Podszedł do problemu obsesyjnie, a gdy udało mu się go rozwiązać, oddalił się obojętnie z podniesionym ogonem. Qwilleran ze swej strony zaczął traktować obsesyjnie archiwum Klingenschoenów. Teraz już rozumiał, dlaczego nigdy nie dostawał na urodziny prezentów od dziadków, podczas gdy jego przyjaciel Archie chwalił się strojem kowbojskim, a nawet dwukołowym rowerem! Następny list nosił datę dziesiątego pazdziernika. Droga Fanny, dziękuję Ci za wspaniały prezent ślubny! Schowaliśmy go do czasu, gdy będziemy mieli nasz dom na przedmieściach. Mogę sobie to wyobrazić na małym stoliczku pod ściana w przedpokoju albo na gzymsie kominka. Wszystko to należy do przyszłości - niezbyt odległej, mam nadzieję. Chwilowo musimy myśleć o karierze Dany. Zastanawiamy się, czy porzucić posady i przenieść się do Nowego Jorku, gdzie odbywa się tyle aktorskich przesłuchań, czy też zostać tutaj, gdzie mam stały dochód i obietnicę awansu? Choć Dana dobrze radzi sobie w sklepie, nie darzy pasję sprzedaży detalicznej. Zarobiłby więcej jako przedstawiciel handlowy, ale nie chciałabym, żeby spędzał cały czas w drodze. Co to za życie dla dwojga ludzi, którzy kochają się tak bardzo? Czytamy codziennie ogłoszenia drobne i żywimy nadzieję - nadzieję - nadzieję. Dana nie przejawia takiego optymizmu jak ja, ale wiem, że czeka nas niedługo coś wspaniałego. Pozdrawiam, Annie W umyśle Qwillerana pojawiło się pytanie: Czym był ten wspaniały prezent ślubny? Przez ten cały czas, kiedy dorastał w mieszkaniu w szacownej kamienicy z przedpokojem i kominkiem, nigdy nie widział żadnego przedmiotu, który robiłby na nim wrażenie, albo nie zwracał na niego młodzieńczej uwagi. Być może Annie opisała go w jednym z pózniejszych listów: kryształowy wazon, srebrna misa, figurka porcelanowa... Wyciągnął list z dwudziestego drugiego pazdziernika. Droga Fanny, czy jesteś gotowa na nieprawdopodobnie wspaniałą wiadomość? Jeśli mój list wyda Ci się niespójny, to dlatego, że kręci mi się w głowie ze szczęścia! Właśnie stwierdziłam, że zaszłam w CI%7ł! Dana jest trochę oszołomiony. Wzbudziłam wesołość w bibliotece, ponieważ z miejsca wypożyczyłam stos książek o macierzyństwie. Skoro o tym mówimy, nabazgrałam czym prędzej list do matki, ale wrócił w nienaruszonej kopercie. Kiepsko. Szczera [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|