,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
związek z Jenny. Teraz, z wzrokiem wciąż zatopionym w jej lśniących, błękitnych oczach, postawił ją z powrotem na ścieżce. - Co miało znaczyć to nagłe, choć tak przyjemne natarcie? - zapytał, kiedy zaczęli znów iść w stronę domu. - Nic takiego - odparła przebiegle. Patrząc na nią podejrzliwie, zamarudził: - Kiedy masz taki wyraz twarzy, wiem, że jestem w kłopotach, cudowna kobieto. Jenny zaśmiała się i stanęła na ścieżce, patrząc mu prosto w twarz. - Lekarz powiedział, że mostek zagoił się już zupełnie, żebra też. Chyba wiesz, co to znaczy, prawda? - Popatrzyła na niego z błyskiem w oczach. - O tak, widzę, że dobrze wiesz, co to znaczy! - Naprawdę? - Ostatnie sześć tygodni było dla nich szczególnie trudne. Stan zdrowia Jenny nie pozwalał im zbliżyć się do siebie tak, jak oboje by tego pragnęli. Postanowili poczekać, aż lekarze uznają, że wszystko jest w porządku. - Naprawdę - odparła. - Chodz. Spóznimy się. Jest jeszcze tyle do zrobienia, zanim zacznie się przyjęcie. - Chwyciła jego dłoń i pociągnęła za sobą, biegnąc w stronę cedrowych drzwi. Ozdabiał je wizerunek słońca i księżyca, otoczonych barwną tęczą. Morgan był słońcem, Laura jego księżycem, a tęcza, przynajmniej tak uważała Jenny, symbolizowała 181 RS miłość między nimi a czwórką ich wspaniałych dzieci. Marzyła, by jej małżeństwo było równie szczęśliwe. Weszli do środka, zdejmując kurtki i ciężkie buty. Jenny szybko przeczesała palcami włosy, wilgotne od topniejących płatków śniegu. Kątem oka zauważyła, jak Matt przygląda się jej zamyślonym wzrokiem spod przymkniętych powiek. Ostatnie sześć tygodni było jak cudowny sen. Po tym, co przeżyła w Peru, już nie była tchórzem. Morganowi podobała się jej nowa pewność siebie i zdecydowanie. Laura też chwaliła jej nowy sposób bycia, który przywiozła z Peru. Jenny powoli przyzwyczajała się do tej osoby, którą się stała, i coraz bardziej ją lubiła. A co najważniejsze, Matt ją kochał. Spiesząc po lśniącej, drewnianej podłodze w stronę pokoju, w którym zebrali się wszyscy, czuli unoszący się w domu lekki zapach jabłek i cynamonu. Jenny wiedziała, że Laura jak zwykle przygotowała dla gości jabłecznik. Dom wypełniała cicha świąteczna muzyka, wnosząc atmosferę radości i oczekiwania. Już drugi raz Jenny spędzała w domu Laury święta, przygotowywane przez nią dla wszystkich pracowników Perseusza i ich rodzin, mieszkających w Philipsburgu. Komandosi wracający z misji zawsze byli mile widziani. Przez pięć dni wspólnie spędzano czas. Jenny uwielbiała tę atmosferę! Wszyscy świetnie się bawili, szczególnie dzieci. W dużym dziennym pokoju obecni zgromadzili się wokół niskiego, owalnego stolika ze szkła i cedru, siadając na wygodnych, skórzanych sofach w mlecznożółtym kolorze. Jenny zauważyła rudowłosą Abbi, miejscową nauczycielkę, która od lat była prawą ręką Laury i pomagała jej w przygotowaniu świątecznych dekoracji. Obok niej siedział Colt Hamlin, 182 RS komandos, który właśnie wrócił z bardzo niebezpiecznej misji. Zjawiło się też kilka żon komandosów. Jenny zauważyła Shah Randolph i Susannah Kil-lian, a także Sarę Harding, która wydobywała szafiry w pobliskiej kopalni razem z mężem Wolfem. Laura powitała serdecznie Jenny i Matta, prosząc ich, by usiedli. Potem rozdała wszystkim notesy i długopisy, przystępując do rozdzielania zadań na najbliższy tydzień. W czasie dwugodzinnego spotkania Matt nie mógł przestać myśleć o Jenny. Kupił jej piękny szmaragdowy pierścionek zaręczynowy, zamierzając poprosić ją o rękę, kiedy nadejdzie odpowiedni moment. Dziś wieczorem nastąpi ta chwila. Czuł, jak rozpiera go miłość, gdy patrzył na Jenny. Nie mógł się nadziwić, jak silne emocje budziła w nim ta drobna kobieta. Od powrotu z Peru zamieszkali u niej. Wspólnie szykowali kolację, a potem siadali przed kominkiem na miękkim, czarnym kocu z alpaki, który przywiezli z Agua Caliente. Uwielbiał długie, szczere rozmowy, które wtedy ze sobą prowadzili. Pod wieloma względami te sześć tygodni było doskonale. Dzięki temu, że nie łączył ich seks, mogli poznać się naprawdę dobrze. Nie chodziło o to, że nie chciał się z nią kochać. Pragnął tego coraz mocniej. Ale dobrze wiedział, że Jenny musi całkowicie wyzdrowieć. Nie chciał sprawiać jej bólu, tuląc w ramionach. Kiedy tak rozmyślał, uniosła głowę i posłała mu ciepłe spojrzenie. W kącikach jej ust igrał uśmiech. Odwzajemnił go i pogładził ją po ramieniu, patrząc, jak pracowicie zapełnia strony notatnika. Organizacja pięciodniowego święta przypominała mu koordynowanie przemarszu dużej armii. I choć było to bardzo ekscytujące, nie mógł się już doczekać, 183 RS kiedy spotkanie dobiegnie końca. Na dzisiejszy wieczór zaplanował coś szczególnego, tylko dla nich dwojga. Srebrne światło księżyca sączyło się przez wiktoriańskie, koronkowe zasłony do przestronnej sypialni. Matt leżał w łóżku i czekał, aż Jenny wyjdzie z łazienki. Wcześniej sprawił jej niespodziankę, zamawiając wykwintną kolację z szampanem, bukietem czerwonych róż i prezentem w postaci jej ulubionych perfum o zapachu egzotycznych kwiatów z Hawajów. Wszystko to było sposobem powiedzenia jej, że ją kocha. Drzwi otworzyły się. Zmrużył oczy. Leżał przykryty ciemnozielonym, bawełnianym prześcieradłem, bo tego wieczoru położył się do łóżka nago. Zwykle, z szacunku dla Jenny, nie robił tego. Ale ten wieczór był wyjątkowy. Jenny stała niepewnie, zawinięta w puchaty żółty ręcznik. Smukłe dłonie przytrzymywały materiał na piersiach. Widocznie ona również była dziś naga. Matt wstrzymał na chwilę oddech. Gdy spojrzał w jej ogromne, zamglone niebieskie oczy, zalała go fala głębokiej tęsknoty. - Podejdz tu... - Wyciągnął rękę w zapraszającym geście, a ona podeszła nieśmiało, jak spłoszona łania. Gdy tylko ich palce się zetknęły, wsunęła dłoń w dłoń Matta. Uniósł prześcieradło i zaprosił ją do łóżka. - Denerwuję się... wiem, że nie powinnam, ale i tak się denerwuję - szepnęła Jenny. Spojrzała na niego błagalnie i dodała: - A przecież teraz powinnam już być pewna siebie po tym wszystkim, co stało się w Peru. - Jesteś odważna. Zawsze taka byłaś - powiedział Matt urywanym głosem. Jenny zsunęła ręcznik, pozwalając, by opadł na podłogę, a potem położyła się i przytuliła się do Matta. - Uratowanie Danielowi życia to nie 184 RS byle co, moja słodka - dodał, otaczając ją ramieniem i przyciągając mocniej do siebie. - Ale... czuję się jakoś dziwnie - szepnęła, zamykając oczy. Matt miał bardzo umięśnione ciało. Było silniejsze, niż mogła przypuszczać. Przeciągnęła dłonią po szerokim torsie. - Boję się, że nie będzie ci ze mną dobrze... że mam nieładne piersi... albo za małe... i że w ogóle ci się nie spodobam... Proszę, nareszcie odważyła się to powiedzieć. Matt patrzył na nią z taką czułością i zachwytem, że uznała to za najlepszą odpowiedz. Jak mogła martwić się takimi rzeczami? Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na jej rozchylonych wargach. - Posłuchaj mnie, dobrze? - wyszeptał, odsuwając usta tylko odrobinę. Czuł w lędzwiach nieznośne napięcie, ale kontrolował je ze względu na Jenny. - Nie ma w tobie ani jednej rzeczy, która byłaby brzydka. Dla mnie jesteś doskonała taka, jaka jesteś. Pod każdym względem. Boję się tak samo jak ty, moja najsłodsza. - Naprawdę? Pod wpływem gorącego spojrzenia Matta przez ciało Jenny przeszedł dreszcz, wprawiając ją w podniecenie. - Widzisz, nie tylko ty się denerwujesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|