, 0441. McKenna Linsday Nieujarzmiony 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siebie.
Sama nie wiedziała, jak to się stało, ale nagle znalazła się
tuż przy Shepie. Poczuła, jak bardzo go pragnie i... odsunęła
się od niego. Zobaczyła, że Shep pochyla się nad nią z lekko
przymkniętymi oczami. Chciał ją pocałować. Maggie stała
uwięziona między nim a samochodem, nie bardzo wiedząc, co
robić.
- Wiesz, sama jesteś jak pisanka, Maggie - szepnął tuż
przy jej uchu. - Albo bombonierka. Naprawdę nie mogę się
powstrzymać.
W tej chwili nie myślał o Czarnym Zwicie, mimo że
terroryści mogli ich teraz obserwować. A jeśli nawet, to co?
Czyż nie tak powinno się zachowywać młode małżeństwo?
Shep potrzebował Maggie. W tej chwili zdał sobie sprawę z
tego, jak bardzo. Jeśli przyjął tę misję, to tylko po to, żeby
znowu być przy niej.
Maggie patrzyła na niego z rosnącą tęsknotą. Shep ścisnął
mocniej jej rękę i pochylił niżej głowę. Tak, miał zamiar ją
pocałować! Maggie wiedziała tylko jedno: nie ma sensu się
opierać! Po pierwsze, był silniejszy. Po drugie, mieli udawać
małżeństwo. A po trzecie, sama tego pragnęła.
W końcu poczuła jego wargi na swoich ustach. Nie
sądziła, że będzie to aż tak niezwykłe przeżycie! Nagle świat
wokół niej zawirował i utonęła w ramionach Shepa. To było
coś, czego nie doświadczyła z nikim innym. Każdy pocałunek,
każde jego dotknięcie było czymś zupełnie wyjątkowym.
Jęknęła cicho, czując go tuż obok siebie, i mocniej do
niego przywarła. Było jej wszystko jedno, czy ktoś ich w tej
chwili obserwuje. Zależało jej teraz tylko na Shepie. Na tym
dawnym Shepie, który potrafił poruszyć ją aż do głębi.
Chciała, żeby ten pocałunek trwał jak najdłużej, żeby nie miał
końca.
Westchnęła lekko, chcąc ukryć rozczarowanie, kiedy Shep
w końcu się od niej oderwał. Dotknęła ust, jakby nie mogąc
uwierzyć w to, co się stało.
- Z wiekiem stałeś się jeszcze lepszy - stwierdziła. Na
jego ustach pojawił się gorzki uśmiech.
- Powiedz mi lepiej, dlaczego pozwoliłem ci odejść -
rzekł z westchnieniem.
W końcu puścił jej dłoń. Maggie w ogóle zapomniała, że
wciąż ją trzymał. Teraz jej palce były już ciepłe, a nawet
bardzo gorące.
Shep spojrzał na nią z uznaniem. Kiedy Maggie się do
niego tuliła, dawna żądza zapłonęła z nową mocą. Nigdy nie
lubił chudych kobiet. A Maggie była tu i ówdzie przyjemnie
zaokrąglona, a w dodatku bardzo wysportowana, co dodawało
jej siły i sprężystości. Spojrzał na nią raz jeszcze.
- Może wiesz, dlaczego pozwoliłem ci odejść? -
powtórzył pytanie.
Maggie rozłożyła ręce. Z perspektywy lat ich kłótnie
straciły nagle na znaczeniu. Przecież zawsze między nimi
iskrzyło. Kiedy się kochali, stawali się nagle jednym ciałem.
Problemy zaczynały się dopiero potem.
- Nie wiem. Może nie dojrzeliśmy jeszcze wtedy do
poważnego związku - powiedziała, marszcząc lekko czoło. -
Chyba mieliśmy za mało doświadczenia, by ułożyć wspólne
życie. By ze sobą wytrzymać.
Wciąż nie mogła dojść do siebie po tym namiętnym
pocałunku.
- Może masz rację, malutka - przyznał. - Jak myślisz, czy
już wydorośleliśmy?
Ciekawe, co miał na myśli? Ją w tej chwili interesowało
przede wszystkim to, czy potrafiliby się kochać tak jak
dawniej. Coś jej mówiło, że byłoby jeszcze lepiej, i ta
perspektywa wydawała jej się oszałamiająca.
Stali w słońcu. Shep poczuł, jak strużka potu spływa mu
wolno po plecach. Na moment zapomniał o czyhającym na
nich niebezpieczeństwie, ale teraz znowu rozejrzał się
dyskretnie dokoła. Nie zauważył niczego podejrzanego.
Raz jeszcze spojrzał w orzechowe oczy Maggie. Dostrzegł
w nich to samo pożądanie, które płonęło w nim samym. Przez
moment chciał ją jeszcze raz pocałować, ale oparł się pokusie.
Puścił rękę Maggie i wyjął kluczyki z kieszeni kurtki.
Otworzył bagażnik, z którego wyciągnął aluminiową
walizeczkę z fałszywym wąglikiem i podał ją Maggie.
Dopiero teraz pomyślał, że gdyby gdzieś w tych zaułkach
kryli się terroryści, to mieliby mnóstwo okazji, żeby
przeprowadzić udany atak. Dwa snajperskie strzały, a potem
bojówkarze dokończyliby dzieła, to znaczy zabrali przesyłkę. I
co z tego, że FBI miałoby ich jak na patelni, skoro Shep i
Maggie byliby martwi.
Potrząsnął stanowczo głową. Nie wolno mu poddawać się
czarnym myślom. Przecież kiedy pracował sam, nigdy nie
zastanawiał się nad grożącym mu niebezpieczeństwem.
- Chodzmy stąd - powiedział.
Maggie od razu zrozumiała, o co chodzi. Podeszli do
drzwi restauracji i Shep otworzył je, puszczając ją przodem.
Weszli do środka, gdzie w progu powitał ich kelner. Po
sprawdzeniu rezerwacji poprowadził ich na drugie piętro.
Shep obserwował sunącą przed nim Maggie i przypominał
sobie ich wspólnie spędzony rok. Nie, ta dziewczyna wcale
nie miała łatwego charakteru. Często w gniewie rzucała w
niego książkami lub tym, co akurat miała pod ręką. Ciekawe,
czy teraz też reagowałaby tak żywiołowo? Inna sprawa, że
Shep lubił ją prowokować, a potem patrzeć, jak jej gniew
wybucha niczym wulkan. To było naprawdę niezwykłe
doświadczenie.
Usiedli na swoich miejscach. Shep podsunął jej złocone
menu.
- Jaki stąd piękny widok - zachwyciła się Maggie. -
Widać sporą część miasta.
- Zjesz coś? - spytał.
Potrząsnęła głową.
- Na razie napiję się mrożonej herbaty - powiedziała po
chwili.
Shep złożył pierwsze zamówienie.
- Patrz tam! To chyba plac Reynoldsa! - wykrzyknęła
Maggie. - Wspaniały, prawda?!
Shep jednak nie spojrzał we wskazanym kierunku.
Siedział ze wzrokiem wbitym w Maggie.
- To, na co patrzę, jest naprawdę piękne - przyznał.
Maggie zarumieniła się lekko.
- Ale ten plac... - powiedziała zmieszana.
Ocieniony wysokimi drzewami plac Reynoldsa był
rzeczywiście piękny i jedyny w swoim rodzaju. Nie umywał
się jednak do widoku, jaki przedstawiały sobą bujne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl