,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siebie. Sama nie wiedziała, jak to się stało, ale nagle znalazła się tuż przy Shepie. Poczuła, jak bardzo go pragnie i... odsunęła się od niego. Zobaczyła, że Shep pochyla się nad nią z lekko przymkniętymi oczami. Chciał ją pocałować. Maggie stała uwięziona między nim a samochodem, nie bardzo wiedząc, co robić. - Wiesz, sama jesteś jak pisanka, Maggie - szepnął tuż przy jej uchu. - Albo bombonierka. Naprawdę nie mogę się powstrzymać. W tej chwili nie myślał o Czarnym Zwicie, mimo że terroryści mogli ich teraz obserwować. A jeśli nawet, to co? Czyż nie tak powinno się zachowywać młode małżeństwo? Shep potrzebował Maggie. W tej chwili zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo. Jeśli przyjął tę misję, to tylko po to, żeby znowu być przy niej. Maggie patrzyła na niego z rosnącą tęsknotą. Shep ścisnął mocniej jej rękę i pochylił niżej głowę. Tak, miał zamiar ją pocałować! Maggie wiedziała tylko jedno: nie ma sensu się opierać! Po pierwsze, był silniejszy. Po drugie, mieli udawać małżeństwo. A po trzecie, sama tego pragnęła. W końcu poczuła jego wargi na swoich ustach. Nie sądziła, że będzie to aż tak niezwykłe przeżycie! Nagle świat wokół niej zawirował i utonęła w ramionach Shepa. To było coś, czego nie doświadczyła z nikim innym. Każdy pocałunek, każde jego dotknięcie było czymś zupełnie wyjątkowym. Jęknęła cicho, czując go tuż obok siebie, i mocniej do niego przywarła. Było jej wszystko jedno, czy ktoś ich w tej chwili obserwuje. Zależało jej teraz tylko na Shepie. Na tym dawnym Shepie, który potrafił poruszyć ją aż do głębi. Chciała, żeby ten pocałunek trwał jak najdłużej, żeby nie miał końca. Westchnęła lekko, chcąc ukryć rozczarowanie, kiedy Shep w końcu się od niej oderwał. Dotknęła ust, jakby nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. - Z wiekiem stałeś się jeszcze lepszy - stwierdziła. Na jego ustach pojawił się gorzki uśmiech. - Powiedz mi lepiej, dlaczego pozwoliłem ci odejść - rzekł z westchnieniem. W końcu puścił jej dłoń. Maggie w ogóle zapomniała, że wciąż ją trzymał. Teraz jej palce były już ciepłe, a nawet bardzo gorące. Shep spojrzał na nią z uznaniem. Kiedy Maggie się do niego tuliła, dawna żądza zapłonęła z nową mocą. Nigdy nie lubił chudych kobiet. A Maggie była tu i ówdzie przyjemnie zaokrąglona, a w dodatku bardzo wysportowana, co dodawało jej siły i sprężystości. Spojrzał na nią raz jeszcze. - Może wiesz, dlaczego pozwoliłem ci odejść? - powtórzył pytanie. Maggie rozłożyła ręce. Z perspektywy lat ich kłótnie straciły nagle na znaczeniu. Przecież zawsze między nimi iskrzyło. Kiedy się kochali, stawali się nagle jednym ciałem. Problemy zaczynały się dopiero potem. - Nie wiem. Może nie dojrzeliśmy jeszcze wtedy do poważnego związku - powiedziała, marszcząc lekko czoło. - Chyba mieliśmy za mało doświadczenia, by ułożyć wspólne życie. By ze sobą wytrzymać. Wciąż nie mogła dojść do siebie po tym namiętnym pocałunku. - Może masz rację, malutka - przyznał. - Jak myślisz, czy już wydorośleliśmy? Ciekawe, co miał na myśli? Ją w tej chwili interesowało przede wszystkim to, czy potrafiliby się kochać tak jak dawniej. Coś jej mówiło, że byłoby jeszcze lepiej, i ta perspektywa wydawała jej się oszałamiająca. Stali w słońcu. Shep poczuł, jak strużka potu spływa mu wolno po plecach. Na moment zapomniał o czyhającym na nich niebezpieczeństwie, ale teraz znowu rozejrzał się dyskretnie dokoła. Nie zauważył niczego podejrzanego. Raz jeszcze spojrzał w orzechowe oczy Maggie. Dostrzegł w nich to samo pożądanie, które płonęło w nim samym. Przez moment chciał ją jeszcze raz pocałować, ale oparł się pokusie. Puścił rękę Maggie i wyjął kluczyki z kieszeni kurtki. Otworzył bagażnik, z którego wyciągnął aluminiową walizeczkę z fałszywym wąglikiem i podał ją Maggie. Dopiero teraz pomyślał, że gdyby gdzieś w tych zaułkach kryli się terroryści, to mieliby mnóstwo okazji, żeby przeprowadzić udany atak. Dwa snajperskie strzały, a potem bojówkarze dokończyliby dzieła, to znaczy zabrali przesyłkę. I co z tego, że FBI miałoby ich jak na patelni, skoro Shep i Maggie byliby martwi. Potrząsnął stanowczo głową. Nie wolno mu poddawać się czarnym myślom. Przecież kiedy pracował sam, nigdy nie zastanawiał się nad grożącym mu niebezpieczeństwem. - Chodzmy stąd - powiedział. Maggie od razu zrozumiała, o co chodzi. Podeszli do drzwi restauracji i Shep otworzył je, puszczając ją przodem. Weszli do środka, gdzie w progu powitał ich kelner. Po sprawdzeniu rezerwacji poprowadził ich na drugie piętro. Shep obserwował sunącą przed nim Maggie i przypominał sobie ich wspólnie spędzony rok. Nie, ta dziewczyna wcale nie miała łatwego charakteru. Często w gniewie rzucała w niego książkami lub tym, co akurat miała pod ręką. Ciekawe, czy teraz też reagowałaby tak żywiołowo? Inna sprawa, że Shep lubił ją prowokować, a potem patrzeć, jak jej gniew wybucha niczym wulkan. To było naprawdę niezwykłe doświadczenie. Usiedli na swoich miejscach. Shep podsunął jej złocone menu. - Jaki stąd piękny widok - zachwyciła się Maggie. - Widać sporą część miasta. - Zjesz coś? - spytał. Potrząsnęła głową. - Na razie napiję się mrożonej herbaty - powiedziała po chwili. Shep złożył pierwsze zamówienie. - Patrz tam! To chyba plac Reynoldsa! - wykrzyknęła Maggie. - Wspaniały, prawda?! Shep jednak nie spojrzał we wskazanym kierunku. Siedział ze wzrokiem wbitym w Maggie. - To, na co patrzę, jest naprawdę piękne - przyznał. Maggie zarumieniła się lekko. - Ale ten plac... - powiedziała zmieszana. Ocieniony wysokimi drzewami plac Reynoldsa był rzeczywiście piękny i jedyny w swoim rodzaju. Nie umywał się jednak do widoku, jaki przedstawiały sobą bujne [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|