,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
olbrzymi wór pełen ziemniaków. Cholerna baba! Umieściła go w graciarni, która była zarazem spiżarnią! Zgrzytając zębami, wyjął śpiwór z pokrowca. Materac kłuł go w siedzenie. Joe pomyślał, że powinien teraz siedzieć w knajpie przy piwie i gawędzić miło z przyjaciółmi. Albo lepiej - wdać się w nieobowiązujący flirt z jakąś bezpośrednią i chętną panienką. Do diabła! Jego miejsce było przecież na górze, w łóżku Roweny! Dziewczyna zapewne również o tym pomyślała, skoro dała mu ten odległy pokój". Joe był tego pewny. Pocałował ją przecież, a ona nie protestowała. Potarł wargi. Wciąż jeszcze czuł smak jej ust. Sam nie wiedział, co skłoniło go do takiego zachowania. Nigdy przecież nie pozwalał sobie na podobne wyskoki w czasie służby. Tylko że Joe miał świadomość, że tak naprawdę nie pełni teraz swoich zwykłych obowiązków. Wciąż pamiętał, że jest na urlopie. Co więcej, doskonale pamiętał również dlaczego. Miał jednak zadanie do wykonania. I chciał je wypełnić najlepiej jak potrafił. 70 RS Poczuł, że mija mu cała złość na Rowenę. Wyciągnął się na tapczanie. I właśnie wtedy poczuł jakiś miękki ciężar na piersi. Tylko zawodowej praktyce zawdzięczał to, że spanikowany nie strącił go natychmiast. Usłyszał ciche miauknięcie. Odetchnął z ulgą i bezceremonialnie zrzucił kota na ziemię. Spojrzał w dół. W mroku jarzyły się dwie pary wielkich oczu. Pomyślał, że ktoś inny na jego miejscu uciekłby z krzykiem z tego domu i nigdy już tu nie wrócił. Przewrócił się na drugi bok. Miał przed sobą długą i ciężką noc. Nie przypuszczał jednak, że aż tak ciężką! Obudził się cały zesztywniały i zziębnięty. Pomyślał, że ziemniaki pewnie lepiej znoszą ten chłód. %7łałował teraz, że wziął lekki śpiwór, ale czy mógł spodziewać się takich temperatur w San Francisco?! Znowu powróciły wątpliwości. Po co się pakował w tę całą historię? Czy nie lepiej byłoby spędzić noc we własnym łóżku? Wczoraj wieczorem musiał jednak widocznie czuć coś innego. W przeciwnym razie z całą pewnością by tu nie został. Joe Scarlatti znany był ze swojej impulsywności. Działał szybko i lubił ryzyko. Często łamał przepisy. Ufał swojemu instynktowi. Wiedział, że dla policjanta nie ma nic gorszego niż długie i zawiłe rozumowanie. Potrafił jednak również myśleć. Potrząsnął głową i zwlókł się z łóżka. Filiżanka kawy powinna go postawić na nogi. Przeszedł do kuchni, gdzie zastał jedynie dwa koty pochylone nad swoimi miseczkami. Jednak czajnik był ciepły. Rowena musiała niedawno opuścić kuchnię. 71 RS Zaczął myszkować w szafkach. Po chwili miał przed sobą z tuzin różnych herbat i ani jednego opakowania z kawą. Westchnął ciężko i znowu zabrał się do poszukiwań. W końcu za olbrzymim pudłem z rumiankowymi herbatnikami znalazł coś, co wyglądało jak słoik z kawą rozpuszczalną. Odetchnął z ulgą. Otwarcie słoika zabrało mu mniej więcej tyle czasu, co jego znalezienie. W końcu zapiekłe wieczko dało się odkręcić i Joe z nadzieją zajrzał do środka. Mina mu zrzedła. Przez chwilę patrzył na mazistą substancję, po czym zdecydował jednak, że lepsza taka kawa niż żadna, i nastawił wodę. Oba koty patrzyły na niego uważnie. Miał nadzieję, że się nie otruje. Cały czas wypatrywał jakiejś kartki od Roweny. Nic jednak nie znalazł. Stwierdził, że wobec tego musi sobie radzić sam, i otworzył lodówkę. Zaskoczył go widok olbrzymiej ilości różnego rodzaju puszek, słoików i kartonów z gotowym jedzeniem. Jednocześnie brakowało zwykłej wędliny, z którą można sobie zrobić kanapkę. Joe zaklął pod nosem i dalej szukał czegoś normalnego do zjedzenia. W każdym razie nie umrze tutaj z głodu. Jeśli się nie ma tego, co się lubi, trzeba polubić to, co zsyła nam los. Woda zaczęła się gotować. Joe wyłączył kuchenkę i zaczął się rozglądać za jakąś filiżanką. Znalazł aż dwa komplety. Po krótkim wahaniu wybrał czarną ze złotym brzeżkiem. Wydawała mu się bardziej męska niż filiżanka z serwisu w niezapominajki. - Chyba upadłeś na głowę, że się przejmujesz takimi rzeczami - wymamrotał do siebie i sięgnął łyżeczką w głąb słoika. 72 RS Czarna maz z trudem oderwała się od dna. Joe miał jednak nadzieję, że kawa rozpuści się w filiżance. Tak też się Stało. Kiedy zasiadł do stołu i spróbował ciemnego napoju, pomyślał, że zdarzało mu się pić gorsze rzeczy. Na szczęście niezbyt często. W końcu, znudzony panującą wokół ciszą, wziął do ręki nie dopitą kawę i zaczął się przechadzać po domu. Najpierw otworzył drzwi wejściowe, z nadzieją że Rowena się odezwie. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Wobec tego zaczął się wspinać po schodach, aż dotarł do olbrzymich drzwi. Otworzył je. - Cześć, chłopaki - powiedział na widok starych znajomych. Wypchane zwierzęta patrzyły na niego szklanymi oczami. Joe poczuł się nieswojo. Dotknął stojącej w kącie zbroi i wypił łyk kawy. Zastanawiał się, czy nie zadzwonić teraz do Hanka Ryana i nie powiedzieć, że wycofuje się z całej sprawy. Koniec! Basta! Fini Rowena Willow sama poradzi sobie z Eliotem Tyhurstem. Oczywiście nie wspomni o tym, że ją pocałował. Wspiął się wyżej na schody i zaczął się rozglądać dokoła. Na ścianach wisiały obrazy utrzymane w ponurej tonacji. Tapeta, jeśli kiedyś nawet miała jakieś żywsze kolory, pociemniała wraz z upływem czasu. Niewielkie okno z brązową zasłoną dawało niewiele światła. Wszystkie pokoje na drugim piętrze były pozamykane. Być może dlatego, że po prostu w nich straszyło. Joe wcale nie wykluczał takiej możliwości. Po raz pierwszy pomyślał ciepło o swojej spiżarni i twardym materacu. 73 RS Nagle dobiegł do niego jakiś dzwięk. Stuk-stuk, puk-puk, stuk- stuk-stuk-jakby ktoś nadawał alfabetem Morse'a. Joe nadstawił ucha. Po raz pierwszy miał okazję zobaczyć Rowenę Willow przy pracy. Dotarł na trzecie piętro. Sceneria zmieniła się gwałtownie. Ciemna tapeta ustąpiła miejsca przyjemnej farbie w ciepłym kolorze. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|