, Moorcock Michael Przygody Johna Dakera 02 Feniks z obsydianu 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeśli tego nie uczynią, to on zabije ich królową, którą kochają nad życie.
Jego słowa zaszokowały mnie, podobnie zresztą, jak i Bladraka.  To dlatego tak fatalnie
walczą tymi swoimi halabardami,  wymamrotałem.
 Oni znają maszyny, dzięki którym statki pływają po wodzie,  dodał Shanosfane.  Mają
wiele mechanicznych uzdolnień. Belphig mi o tym wszystkim opowiedział.
 Dlaczego jednak oddaje naszych ludzi w niewolę?  dopytywał się Bladrak.  Jaki ma
w tym cel?
Shanosfane spojrzał w skupieniu na Bladraka.  Tego nie wiem. Jaki może być cel
w jakimkolwiek działaniu? Być może plan Belphiga jest tak dobry, jak każdy inny. Nie wiesz
więc, jakie cele ma na oku?  spytałem.
 Już mówiłem. Nie mam pojęcia.
Nie dopytywałem się.
 Nic to cię nie obchodzi, że twoi ludzie są wtrącani w niewolę, czy zabijani?!  krzyczał
Bladrak.  Czy nie jest to w stanie poruszyć twojej zimnej duszy?
 Oni zawsze byli niewolnikami,  powiedział Shanosfane.  i zawsze umierali. Jak sądzisz,
jak długo jeszcze nasza rasa mogłaby w ten sposób żyć?
Bladrak odwrócił się tyłem do Władcy Doczesnego.  Lordzie Urliku, zmarnowałeś tylko
swój czas,  powiedział.
 To, że Lord Shanosfane nie podziela naszych poglądów, odrzekłem,  nie oznacza jeszcze,
że nie był wart wyratowania go.
 Nie byłem wart wyratowania.  W oczach Shanosfane a zauważyłem jakiś dziwny błysk. 
Nie sądzę też, abym wymagał ratowania. Kto polecił wam mnie ratować?
 Sami to postanowiliśmy,  odparłem, dodając po chwili:  No, może nie  zasugerowała
nam to Pani Kielicha.
Shanosfane powtórnie skupił swą uwagę na Czarnym Mieczu.
 Myślę, że byłoby dobrze, gdybym mógł zostać sam,  powiedział.  Mógłbym trochę
porozmyślać. Wyszliśmy wraz z Bladrakiem na korytarz.
 No cóż, może i wart był wyratowania,  przyznał niechętnie Bladrak.  Udzielił nam
informacji, których w żaden inny sposób nie zdołalibyśmy uzyskać. Nie przepadam jednak za
tym facetem i nie rozumiem, dlaczego go tak poważasz. On jest niczym innym, jak -
Stanęliśmy jak wryci, słysząc mrożący krew w żyłach krzyk, dochodzący z pokoju, który
dopiero co opuściliśmy. Spojrzeliśmy na siebie, nie mając wątpliwości, co się stało. Rzuciliśmy
się w kierunku drzwi. Czarny Miecz zrobił już jednak swoje. Shanosfane leżał z rozpostartymi
ramionami na podłodze, a miecz chwiał się, wbity w jego pierś, niczym jakaś przedziwna roślina.
Nie dowiemy się nigdy, czy popełnił on samobójstwo, czy też to sam miecz go zaatakował.
Shanosfane żył jeszcze. Jego usta poruszały się. Pochyliłem się, aby usłyszeć słowa, które
wymawiał:  Nie wiedziałem, że będzie tak zimno  aż tak zimno...
Jego nad wyraz inteligentne oczy zamknęły się i nie powiedział już ani słowa więcej.
Wyszarpnąłem Czarny Miecz z jego ciała i znowu umieściłem go w pochwie.
Bladrak był blady i przerażony.  Czy po to właśnie Pani Kielicha kazała ci go tu przywiezć?
Nie zrozumiałem go początkowo.  Co właściwie masz na myśli?
 Czy ten miecz potrzebuje ofiary z życia dobrego człowieka  lub nawet bardzo dobrego
człowieka  jako ceny za pomoc, jaką nam okazuje? Nagrodą Czarnego Miecza  dusza
Czarnego Króla? Czy tak?
Przypomniały mi się słowa, tylekroć skandowane w czasie  mych sennych majaków.
 Jeśli Czarny Miecz zostanie podniesiony, to musi dostać swoją daninę...
Klepnąłem dłońmi o siebie, patrząc na ciało martwego króla  uczonego.
 Och, Bladrak,  powiedziałem w końcu.  boję się o naszą przyszłość.
A zimno, chłodniejsze niż najzimniejszy lodowiec, wypełniło całą izbę.
KSIGA CZWARTA
KREW SAOCCA
Klingi, puchary, i człowieka trzeba, By na świat wolność zstąpiła z nieba.
 Kronika Czarnego Miecza
I. OBL%7łENIE SZKARAATNEGO FIORDU
Opanowała nas depresja i wydawało się, że nawet ognie Szkarłatnego Fiordu świecą słabiej,
niż zazwyczaj. %7łyliśmy w cieniu Czarnego Miecza i teraz już domyślam się, dlaczego tak bardzo
chciałem się go pozbyć. Nikt nie może zostać panem tego miecza. Miecz ten, niczym żarłoczny
moloch, żąda, niczym dzicy, barbarzyńscy bogowie starożytni, daniny krwi. Co gorsza, niekiedy
sam wybiera swoją ofiarę spośród ludzi, którzy są przyjaciółmi jego pana.
Doprawdy, zazdrosny to był miecz.
Wiem, że Bladrak nie obwinia mnie o to, co zaszło. W istocie uważał nawet, że winny jest on
sam, wespół z Władczynią Kielicha, bo to oni właśnie, wbrew mojej woli, namawiali mnie do
wzięcia w dłoń Czarnego Miecza i do zrobienia z niego użytku.
  Oin już teraz nam bardzo pomógł,  wskazałem.  Bez niego, nie dostałbym się do
Rowenarcu i nigdy nie poznalibyśmy prawdy na temat rzeczywistego statusu Belphiga wobec
Srebrnych Rycerzy i zródeł jego władzy nad nimi, Wiele zażądał za swoje usługi...  warknął
Bladrak.
 Gdybyśmy wiedzieli, gdzie Belphig ukrył tę królowa, powiedziałem,  to mógłbym ją
uwolnić. Wówczas Srebrni Rycerze mogliby uwolnić się od swych zobowiązań wobec Belphiga
i byłoby po wszystkim.
 Ale przecież, u licha, nie wiemy, gdzie ona jest!
 Gdyby tak spytać o to Władczynię Kielicha...  zacząłem, ale Bladrak szybko zgasił mój
entuzjazm.
 Nie jestem taki pewny,  stwierdził,  czy Pani Kielicha działa ściśle w naszym interesie.
Wydaje mi się, że wykorzystuje nas tylko w swoich, znacznie szerszych, interesach.
 Rzeczywiście  możesz mieć rację.
Spacerowaliśmy teraz wzdłuż nabrzeża, patrząc z góry na podświetlone czerwienią wody i na
nasze liczne łodzie, przygotowywane do wojny przeciw Srebrnym Rycerzom. Zwiadomość, że
nasi wysmukli, niezgrabni przeciwnicy zostali zmuszeni do tej walki przez Belphiga, usunęła
wszelka dzikość i gwałtowność z naszych myśli i uczyniła nasze przygotowania spokojniejszymi
i powolniejszymi. Nie mogąc nienawidzieć Srebrnych Rycerzy, tym bardziej buntowaliśmy się
przeciw konieczności ich zabijania. Trzeba jednak było ich zabijać, bo w przeciwnym razie cała
ludzkość zginie, bądz zostanie przekształcona w (niewolników.
Przypatrywałem się fiordowi, nie mogąc nadziwić się tajemniczemu zródłu jego ciepła
i światłości, ukrytemu w stromych, klifowych skałach. Tkwiła w nim wielka siła, o której naturze
nie miałem żadnego wyobrażenia. Było tam coś, co stworzono tysiące lat temu, i co płonęło do
dnia dzisiejszego, mimo że wszystko wokół stawało się coraz chłodniejsze. Niegdyś sądziłem, że
Szkarłatny Fiord był jedynie przytułkiem dla wyrzutków społeczeństwa, którym nie
odpowiadało życie w tak zdegenerowanym mieście, jak Rowenarc. Czyżby Pani Kielicha była
ostatnim przedstawicielem żyjących tu niegdyś uczonych? Może Shanosfane to właśnie miał na
myśli. Może właśnie dlatego Czarny Miecz go zabił, bo od niego moglibyśmy się zbyt dużo
dowiedzieć...
Niespodziewanie Bladrak trącił mnie w ramię. Nadsłuchiwał z uwagą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl