,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Masz rację zgodził się Jan z zachwytem w oczach. Podczas wojny ciągnęła panna Bennett, starannie ważąc każde słowo ludzie z ruchu oporu znaczyli kreską na strzelbie każdego zabitego nieprzyjaciela. Naprawdę? Jan obejrzał lufę swej strzelby. Naprawdę tak robili? Pewnie niektórzy mieli dużo takich kresek. Owszem, niektórzy mieli ich sporo. Jan zachichotał radośnie. Ale fajnie! Oczywiście byli i tacy, którzy brzydzili się zabijaniem, ale inni to lubili. Na przykład Richard. Tak, Richard lubił zabijać przyznała panna Bennett, odwracając się tyłem. Ty także lubisz, prawda? Już poza zasięgiem jej wzroku Jan wyjął z kieszeni scyzoryk i zaczął nacinać strzelbę. Zabijanie jest takie podniecające! zauważył z lekko nadąsaną miną. Panna Bennett spojrzała mu prosto w twarz. Nie chciałeś, żeby Richard cię odesłał, prawda? spytała cicho. Powiedział, że to zrobi. Był potworem! Obeszła biurko i stanęła za krzesłem. A ty kiedyś obiecałeś, że go zabijesz, jeśli zechce cię odesłać. Naprawdę? rzucił nonszalancko Jan. Ale go nie zabiłeś? pytanie zabrzmiało trochę jak stwierdzenie faktu. O nie odparł bez przekonania Jan. Stchórzyłeś, co? Jak to? spytał niepewnie, ale w jego oczach błysnęła chytrość. Tak właśnie myślę. Bo powiedziałeś, że go zabijesz, a potem zrezygnowałeś. Zerknęła w stronę drzwi. Gdyby to mnie ktoś groził, zabiłabym go bez zmrużenia oka. A kto mówi, że zrobił to kto inny? Może jednak nie stchórzyłem. O nie, to wykluczone. Jesteś tylko chłopcem, nie ośmieliłbyś się! Jan skoczył na równe nogi i odwrócił się do niej tyłem. Ja? Ja bym się nie ośmielił? krzyknął piskliwie. Tak sądzisz? Oczywiście. Wydawało się, że rozmyślnie go drażni. Nie mógłbyś zastrzelić Richarda. Do tego trzeba dorosłości i odwagi. Nie wiesz wszystkiego, Benny rzekł z urazą w głosie. Nie, staruszko, wcale nie wiesz. I czegóż to ja nie wiem? %7łartujesz, czy co? Korzystając z okazji, uchyliła drzwi. Jan stał przy wyjściu na taras, oblany blaskiem zachodzącego słońca. Tak, tak, żartuję! wrzasnął na całe gardło. Zmiać mi się chce, bo jestem znacznie sprytniejszy niż ty! Panna Bennett wzdrygnęła się mimo woli i przywarła do framugi drzwi. Jan zrobił krok w jej stronę. Wiem coś, czego ty nie wiesz oznajmił już nieco spokojniej. Co to takiego? spytała, siląc się na obojętność. Jan uśmiechnął się tajemniczo. Nie powiesz mi? mówiła przymilnie, podsuwając się bliżej. Nie powierzysz mi swego sekretu? Nikomu nie ufam. Panna Bennett nadała swemu głosowi nutkę zdziwienia. Ciekawe& Kto wie, czy nie jesteś wielkim spryciarzem. Widzisz? Zaczynasz w to wierzyć ucieszył się Jan. Jeszcze zobaczysz, co potrafię. Patrzyła na niego spod oka. Pewnie jest dużo rzeczy, których o tobie nie wiem. Och, jest ich mnóstwo! Ja także wiem różne rzeczy o innych, ale nie zawsze o tym mówię. Czasem wstaję w nocy i chodzę ukradkiem po domu. Dużo widzę, chociaż się tym nie chwalę. Panna Bennett przybrała minę konspiratora. Teraz także masz taki wielki sekret? Jan przełożył nogę przez taboret i usiadł na nim okrakiem. Mam! Bardzo wielki! pisnął z zachwytem. Przestraszyłabyś się, gdybym ci powiedział. I zaśmiał się niemal histerycznie. Naprawdę? I to ciebie miałabym się przestraszyć? Usadowiła się tuż przed nim i patrzyła mu z napięciem w oczy. Wyraz zachwytu zniknął, a głos chłopca zabrzmiał nadzwyczaj poważnie. Tak, i to bardzo. Nie odrywała od niego oczu. Nie wiedziałam, jaki naprawdę jesteś przyznała. Dopiero zaczynam to rozumieć. Tymczasem w oczach chłopca pojawiły się złe błyski. Nikt mnie nie zna! wykrzykiwał dziko. Nikt nie wie, co robię! Stary głupek siedział tam sobie i strzelał do tych kretyńskich ptaków! Nawet nie pomyślał, że to jego ktoś zastrzeli! I dodał z naciskiem: Prawda? Prawda. I na tym polegał jego błąd. Jan wstał. Tak, Richard popełnił błąd. Sądził, że może mnie odesłać? No więc mu pokazałem. Pokazałeś? Jak mu pokazałeś? Jan rzucił jej przebiegłe spojrzenie. Milczał przez chwilę, ale w końcu burknął: Nie powiem. Ależ powiedz, Janie, proszę! Nie! Wdrapał się na fotel i oparł strzelbę o policzek. Nikomu nie powiem! Może i masz rację poddała się panna Bennett. Chyba odgadłam, co zrobiłeś, ale zamilczę. To będzie po prostu twój sekret, dobrze? Tak, to mój sekret. Wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Nikt mnie nie zna! Jestem niebezpieczny! Niech lepiej uważają! Każdy niech uważa! Panna Bennett patrzyła na niego ze smutkiem. Richard nie wiedział, jaki jesteś grozny. Musiał być zaskoczony. Jan zawrócił do fotela i przyglądał mu się pilnie. Pewnie że tak! Po prostu zgłupiał. A potem& potem opadła mu głowa i było pełno krwi, i on już się nie ruszał. Pokazałem mu! Pokazałem! Już mnie nigdzie nie odeśle! Przysiadł na końcu sofy, wymachując strzelbą do panny Bennett, która próbowała opanować łzy. Zobacz! krzyknął. Widzisz? Zrobiłem kreskę na strzelbie! I co z tego? Ruszyła w jego stronę. To takie podniecające? Próbowała odebrać mu broń, ale okazał się szybszy. Nie! wrzasnął, odskakując. Nikt mi jej nie odbierze! Nawet policja! Niech spróbują, to ich powystrzelam! Ależ nie ma takiej potrzeby. Przecież jesteś sprytny. Taki sprytny, że nikt nie będzie cię podejrzewał. Głupia stara policja! Głupia stara policja! darł się Jan triumfalnie. Głupi stary Richard! Pomachał strzelbą w stronę miejsca, gdzie zwykle stał wózek, i w tym momencie zauważył, że szpara w drzwiach się powiększa. Z okrzykiem przerażenia rzucił się do wyjścia i wybiegł do ogrodu. Panna Bennett opadła na sofę i zalała się łzami. Do gabinetu wszedł inspektor Thomas z sierżantem. XX Za nim! Szybko! wrzasnął inspektor. Sierżant popędził do ogrodu, a tymczasem od strony hallu nadeszli Starkwedder z Laurą oraz Angell. Wszyscy rzucili się do okien. W progu ukazała się wyprostowana sylwetka pani Warwick. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|