, Sepulveda Luis Lampa Alladyna 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wkładając płaszcz.
Meier podszedł do ekspresu i wziął do ręki paczuszkę tchibo.
- Nie ma pan kawy ekologicznej? - spytał, nie patrząc na
mnie.
Deszcz zmienił się w uporczywą lepką mżawkę, przez któ-
rą widać było zaledwie na kilka metrów. Chciałem iść szyb-
kim krokiem, wydawało mi się, że to najlepszy sposób prze-
zwyciężenia strachu, lecz wcale nie marzyłem o tym, by na-
pełniła mnie odwaga. Pełnoprawnymi bohaterami są jedynie
umarli, a ja nie miałem zadatków na bohatera ani ochoty na
ów tytuł. Szedłem więc, oglądając wystawy i usiłując przeko-
nać samego siebie o dobroci drzemiącej w obcinarkach do
włosów, miłosierdziu opon czy niewątpliwej poczciwości ogro-
dowych krasnali.
W Hamburgu, w jakimkolwiek kierunku by się szło, w koń-
cu trafia się zawsze na Dworzec Główny. Długie korytarze jak
zwykle przemierzali nerwowi podróżni, przerażeni ciżbą nar-
komanów i włóczęgów, którzy znajdują tu odrobinę ciepła dla
ogrzania kości i jakieś resztki jedzenia. Przez megafony zapo-
wiadano odjazd ekspresu Paryż-Warszawa, przyjazd intercity
z Monachium, odjazd pospiesznego Bazylea-Zurych. Czy
 NN" była w którymś z tych miast?
Opuściwszy dworzec, przeszedłem na drugą stronę alei
i zatrzymałem się, by obejrzeć afisze teatralne. Schauspiel-
haus zapowiadał premierę Peer Gynta. No nie. Zdecydowanie
Ibsen nie jest pocieszycielem strapionych.
A gdybym tak zamieścił ogłoszenie w  Morgenpost"?
 Tych, do których siÄ™ to odnosi, informujÄ™, że «NN» z ham-
burskiego prosektorium nic a nic mi nie powiedziała".
Kiedy się zorientowałem, że dotarłem na plac Sankt Georg,
chciałem się cofnąć, lecz nogi mnie nie posłuchały. Czy nam
siÄ™ to podoba, czy nie, wszyscy mamy zapisany w kodzie ge-
netycznym mechanizm ucieczki do przodu.
Kilku policjantów prezentowało okolicznej faunie swoje zie-
lone uniformy. Nigeryjczycy, z rękami w kieszeniach i wystra-
szonymi oczyma, udawali, że czekają na autobus, który nigdy
nie nadjedzie. Nie opuszczała ich nadzieja, że zimno i mżawka
przepędzą gliny i będą mogli spokojnie oferować klientom pa-
łeczki haszu fałszowanego parafiną. Albańczycy ściskali poślad-
ki, by utrzymać między nimi kapsułki z heroiną, bogatą
w wapń, sproszkowany talk i mąkę. Rosjanie uporczywie czyta-
li gazety, z których nie rozumieli ani słówka. Buty mieli pełne
bibułek kokainy ochrzczonej aspiryną. W mercedesach zapar-
kowanych po bokach placu Serbowie od  Arkana", Czeczeni,
Bułgarzy, Rumuni i jasnowłosi prawie albinosi z jakiegoś trans-
azjatyckiego piekła komentowali swoje interesy: handel bronią,
kurwami lub materiałem radioaktywnym. A w samym środku
tego wszystkiego jakaś emerytka przepraszała za kłopot, jaki
sprawia, wyprowadzajÄ…c na siusiu swego pieseczka.
Policjanci odeszli, pozostawiajÄ…c za sobÄ… powiew nostalgii
za murem berlińskim, a wtedy pewien Wietnamczyk wysta-
wił na mżawkę niewinny karton winstonów, najczęściej prze-
mycanych papierosów na naszej planecie.
Jakiś ćpun, siedzący na schodach Blaue Stern, próbował
wyczuć tętnicę szyjną, by ją ominąć i wkłuć się sobie w żyłę.
 NN" weszła do tego hotelu, dobrowolnie lub pod przymusem -
chciałem się tego dowiedzieć. W recepcji grubas zajęty odwie-
szaniem kluczy na haczyki przerwał pracę i wybadał mnie
wzrokiem, wcale siÄ™ z tym nie kryjÄ…c:
- Godzina dwadzieścia marek. Jeśli przychodzi pan tu się
onanizować, proszę się postarać nie zaplamić ścian. Cała do-
ba kosztuje osiemdziesiąt, płatne z góry.
- Chcę porozmawiać z panem, który ma nocny dyżur. To
Portugalczyk, mój przyjaciel. Wie pan, gdzie go mogę zna-
lezć?
- Wiem. Inna rzecz, czy powiem.
Położyłem na blacie banknot dwudziestomarkowy.
- Mieszka w Altonie. W noclegowni kościoła Sankt Jakob.
Wyszedłem bez pożegnania. Cpun zasnął na schodach ze
strzykawkÄ… wbitÄ… w szyjÄ™.
Dawni mieszkańcy Altony mawiali, że dym i mundury są
zwiastunami tragedii, i dopóki jeszcze stoi choćby jeden z do-
mów starej dzielnicy robotniczej Hamburga, owo ukute przez
plebs powiedzonko będzie aktualne. Wprawdzie z kościoła
Sankt Jakob nie sączył się dym, ale widać było wiele policyj-
nych mundurów i żółtą taśmę broniącą parafianom wstępu.
Inspektor Stahl oraz detektywi Kaltwasser i Meier nie wy-
dawali się zaskoczeni na mój widok.
- Przypuszczam, że przyszedł pan w kwestii związanej
z wiarą - skomentował inspektor.
- To prawdziwa pociecha zobaczyć, że jeszcze zostało tro-
chę wiernych - dodał Kaltwasser.
Meier wzruszył ramionami i spojrzał na mnie z takim sa-
mym zainteresowaniem, jakim zapewne obdarzał psie kupy.
W tylnej części kościoła rój policjantów zapisywał dane Al-
gierczyków, Kurdów i innych cudzoziemców, którzy musieli
stawić czoło strachowi i mżawce. Policjanci oddzielili tych,
których uznali za nielegalnych, pastor zaś bronił ich, używa-
jąc argumentów tak starych i zużytych jak oba Testamenty.
- Założę się, że pan go nie zna - rzekł inspektor, odsuwa-
jąc zamek błyskawiczny czarnego plastikowego worka.
Wewnątrz był mężczyzna, równie czarny jak worek, z otwo-
rem pośrodku czoła.
- Portugalczyk? - zapytałem, pewien, że znam odpowiedz.
- Nazywał się Nelson da Freitas, lat czterdzieści, Kabower-
dyjczyk z obywatelstwem portugalskim. To wszystko, co wie-
my, i pan też nie wie nic więcej. Chyba się nie mylę? - wypluł
inspektor.
 Pomyślcie o derbach w Kilonii, o tych przepięknych ka-
skach dżokejów galopujących po piasku" - powtórzyłem
swym neuronom, patrzÄ…c, jak policjanci zamykajÄ… czarny wo-
rek, a potem zabierają ciało. Nie mogłem jednak w żaden spo-
sób wyobrazić sobie konia.
Kaltwasser podsumował zeznania świadków, które brzmia-
ły mniej więcej tak:  Portugalczyk spał, pozostali goście zbio-
rowej sypialni grali w domino przy piecyku lub przeglÄ…dali
oferty pracy, kiedy, niczym w piosence Rubena Bladesa,
wszedł morderca, całkiem naturalnie. Otworzył drzwi, pozdro-
wił ich gestem, skierował się bez wahania ku łóżku Portugal-
czyka i strzelił mu między oczy. Był to wysoki biały mężczy-
zna, na głowie miał wełnianą niebieską czapkę, nosił grube
wąsy, a posłużył się wyjątkowo dużym pistoletem. Po wystrza-
le wyszedł, tak samo naturalnie, jak się pojawił, i gestem za- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl