, Jane Heller Załatwić byłego 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy tak trzymał moją rękę - wydawało mi się, że w nieskończoność - uśmiechnął się
szeroko, pokazując zęby, a jego twarz przybrała drapieżny wygląd.
- Mam na imię Jed - powiedział głośno z południowym akcentem.
Jakby mówił przez megafon. Przyszło mi do głowy, że może być nie tylko obleśny, ale i
przygłuchawy.
- Witamy, panie Jedzie - powiedziałam więc, wskazując mu krzesło.
- Mogę zaproponować panu coś do picia? Kawa? Herbata? Woda?
- Słucham? - krzyknął, przykładając rękę do ucha. Przysunęłam się bliżej i powtórzyłam.
- Marzę o szklaneczce bourbona - odrzekł i roześmiał się. Z jego gardła wydobył się
charakterystyczny dla wieloletnich palaczy zaflegmiony skrzek, który przechodzi stopniowo
w rzężenie. - Ale wystarczy woda - dodał, kiedy doszedł do siebie.
Przynieśliśmy mu wodę. Usiadłam na krześle obok niego i rozpoczęłam rutynowe dla mnie
spotkanie.
- No dobrze - powiedziałam. - Bernie mówi, że szuka pan nowych doradców finansowych.
- Nowych co?
- Nowych doradców - powtórzyłam. Zdałam sobie sprawę, że obmacywanie często
uchodzi mu na sucho. Kobiety mówią, żeby spadał, a on po prostu nie słyszy.
- Owszem. Uznałem, że czas na zmiany. Nie można pozwolić, żeby obcy czuli się zbyt
pewnie z moimi pieniędzmi. Rozumie mnie pani?
Jeszcze jak. Gdyby Dan nie poczuł się tak pewnie, nie musiałabym mieszkać w Hotelu
Złamanych Serc w tej...
- Doskonale pana rozumiem - odparłam, odpędzając od siebie natrętną myśl. Skąd ona się
właściwie wzięła? Niezależnie od tego, jaka jestem na niego wściekła, nie mogę pozwolić,
żeby plątał mi się po głowie w tej chwili. Nie w samym środku spotkania z takim klientem. -
I zapewniam, że trafił pan pod właściwy adres - kontynuowałam. - Doskonała reputacja
naszej firmy mówi sama za siebie, a spośród innych wyróżnia nas właśnie uwaga, którą
poświęcamy indywidualnie każdemu z naszych klientów. Zatrudniamy najlepszych
ekspertów w swoich dziedzinach, ale nie jesteśmy jakąś galerią pieniężną.
- Czym?
- Galerią pieniężną - powtórzyłam. - Jak galeria handlowa.
- A, rozumiem - powiedział, po czym śmiał się, kaszlał i rzęził jednocześnie przez kilka
koszmarnych sekund.
- Chcę przez to powiedzieć, że chociaż mamy w firmie zarówno księgowych, jak i agentów
ubezpieczeniowych, doradców emerytalnych czy maklerów, nie będziemy pana odsyłać z
jednego działu do drugiego jak w domu towarowym. U nas współpracuje pan z jednym
doradcą, który nadzoruje wszystkie pańskie aktywa. Z osobą, której może pan zaufać. I na
którą może pan liczyć w dzień i w nocy.
Spojrzałam na Berniego. Uśmiechał się do mnie zadowolony. Jak na razie wszystko idzie
dobrze.
- Podoba mi się to, co słyszę - powiedział Jed. -Z kasą, o której mówimy, powinienem
spokojnie móc dzwonić, kiedy tylko przyjdzie mi ochota.
- Oczywiście - zgodziłam się z nim. - Nasza praca absolutnie się nie kończy wraz z
zamknięciem giełdy. Jeśli to ja będę miała zaszczyt zajmować się pana kontem,
zapewniam, że będę osiągalna dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w
tygodniu.
Jed uchylił kapelusza, ukazując dwa długie pasma siwych włosów biegnące przez środek
głowy - pomyślałam, że to taki kowbojski sposób zamaskowania łysiny.
- Podziwiam niewiastę, która chętnie zostaje do pózna w pracy - skomentował. - Jeśli się
dogadamy, będziecie musieli zakasać rękawy.
Rękawy. Właśnie. Szlafrok Dana to na pewno Polo, wart dwa razy tyle co mój frotowy,
który wisi w... Boże, co ze mną?
- Nie boję się ciężkiej pracy - powiedziałam zła na siebie, że na własne życzenie się
rozpraszam.
-To dobrze. A wracając do giełdy, co mówi Dow Jones? Zbliża się koniec roku. Czego
według pani możemy się spodziewać w przyszłym?
- Osobiście jestem zdania, że przyniesie on sporo okazji, ale będą też wyzwania. Mamy do
czynienia z biurokracją. Wyjście z kryzysu opierało się w dużej mierze na inwestycjach w
technologie i operacjach wysokiego ryzyka. W zeszłym roku wszyscy postawili na
bezpieczne, stabilne akcje, a okazało się, że tego właśnie nie powinni byli robić.
- Stawiam na to, że stopy procentowe pójdą w górę, ściągając całą resztę w dół - stwierdził
Jed.
Nie odpowiedziałam. Wyobraziłam sobie natomiast nowe mokasyny Dana. Ciekawe, ile za
nie dał. Skórka skojarzyła mi się...
- Melanie, stopy procentowe? - upomniał mnie Bernie. -Jeśli chodzi o stopy procentowe -
powiedziałam, gromiąc się po raz kolejny za brak koncentracji. To chyba ten szampan tak
mnie wytrącił z równowagi. Gdy tylko pomyślałam, że wznosi za mnie toast, miałam
ochotę rozbić mu tę butelkę na głowie - Bank Centralny zareaguje najpózniej, jak się da.
Panicznie się boją przedwczesnych ruchów, bo nie chcą napędzić deflacji, jak to się stało
w Azji w latach dziewięćdziesiątych, więc zastosują politykę małych kroczków. Za to my,
panie Jedzie, zrobimy kilka dużych kroków wraz z pana aktywami.
- I to mi się podoba - skomentował Jed, pompując pięścią w stronę Berniego. - A jak się
mają obligacje?
I gra sobie dziś w parku w piłkę, myślałam. A jakże. Ja siedzę tu z tym napalonym
samochwałą, wypruwając sobie flaki, żeby popłacić rachunki, a on biega beztrosko po
boisku... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl