,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nigdzie nie jadę. - Oczywiście, że jedziesz - powiedziała kategorycznym tonem Pearly, odsuwając Libby na bok i wchodząc do holu. - Ja zostaję z Meg. Klamka zapadła i nie możesz się teraz wymigać. Chyba że... chyba że z sobie tylko znanych powodów trzęsiesz się ze strachu przed wspólną kolacją z doktorem Gardnerem. - Niczego się nie boję - burknęła Libby, patrząc z rosnącą irytacją na Pearly, najspokojniej w świecie wieszającą płaszcz w szafie. Pewnie, że się nie bała, tylko podjęła już pewne decyzje. Najlepsze z najlepszych, i dla siebie, i dla Meg. - Powiedziałam doktorowi Gardnerowi, że nic nas już nie łączy, zakończyliśmy przecież współpracę przy organizowaniu spotkania świątecznego. Nie ma więc powodu, bym spędzała w jego towarzystwie jeszcze jeden wieczór. - Co takiego? - odezwał się Josh, któremu wyraznie zaczynała przeszkadzać obecność Pearly. - Jeśli, twoim zdaniem, zupełnie nic nas nie łączy, to tym bardziej nie widzę przeszkód, żebyśmy nie mogli zjeść razem kolacji. - Powinnaś iść, Libby - przekonywała dalej Pearly, która widać uznała, że ma w tej sprawie coś do powiedzenia. - Przecież ta kolacja to tylko mile zakończenie waszej współpracy. Ubieraj się! Szybko zdjęła z wieszaka płaszcz Libby i wręczyła go przyjaciółce. - Wesołej zabawy, Libby! I nie wracajcie za wcześnie. Meg i ja chcemy mieć trochę spokoju, bo będziemy piekły pyszne ciasteczka. Libby oceniła trzezwo, że jej domowy strój nie bardzo nadaje się na kolację w lokalu, chciała jednak ten cały cyrk mieć jak najszybciej za sobą. Bez słowa sprzeciwu włożyła płaszcz i po chwili siedziała na tylnym siedzeniu wspaniałej limuzyny. Sztywno wyprostowana, obok równie sztywnego Josha. Przez kilka minut w samochodzie panowała kompletna cisza. Libby kontemplowała elegancką, skórzaną tapicerkę i wyglądała przez okno. W końcu cisza stała się nie do zniesienia. Wtedy Libby zdecydowała się na pierwszy ruch. - Ustaliliśmy, że wszystko skończone. - Nie. To ty tak powiedziałaś i uciekłaś - odparł ze stoickim spokojem Josh, ściągając rękawiczki i kładąc je obok siebie na siedzeniu. - A ja wcale nie potwierdziłem, że podzielam twój pogląd i zgadzam się z twoją decyzją. Jego spokój coraz bardziej działał Libby na nerwy. - Niedobrze mi się robi od tych waszych amatorskich psychoanaliz! - wybuchła. - Ty, Mabel, Josie i Pearly dobraliście się jak w korcu maku. Każde z was uważa, że ma święte prawo wygłaszać mi kazania. Czepiacie się każdego wypowiedzianego przeze mnie słowa, natychmiast analizujecie każdy gest, wszystkie zachowania. A może zajmiemy się dla odmiany twoją osobą? Mówiłeś, że z żoną ci nie wyszło, bo nie chciała mieć dzieci. Może właśnie dlatego znalazłeś sobie kobietę z dzieckiem, żeby mieć gotową rodzinę? - Założyć rodzinę nie jest tak trudno. Chyba że chciałbym to zrobić z tobą - stwierdził doktor Gardner. - Pani jest niezwykle skomplikowanym przypadkiem, pani McGuiness. - Nie musi pan się mną zajmować, doktorze Gardner! Była wściekła jak diabli. Miała dość doktora Gardnera i jego oślego uporu. Dlaczego uczepił się jej jak rzep psiego ogona? Dlaczego nie zostawi jej w spokoju? Inni ludzie bez większych ceregieli odchodzili z jej życia. Mitch odpłynął, nawet nie rzuciwszy jej na pożegnanie ostatniego spojrzenia! - Jednak będę - odparł Josh, dalej zachowując kamienny spokój. - A ponieważ chcesz poznać parę szczegółów, dotyczących mojego małżeństwa, więc ci zdradzę, że prawdziwą przyczyną jego rozpadu wcale nie był fakt, że mieliśmy z moją żoną odmienne zdania na temat posiadania dzieci. Zastanawiałem się nad tym, zwłaszcza teraz, kiedy spotkałem ciebie. Chciałem wreszcie zrozumieć, co powoduje, że małżeństwo przestaje istnieć. - No i do czego doszedłeś? - Związek przestaje istnieć, kiedy ludzie, mimo że nadal są razem, przestają siebie dostrzegać. Tak jak ja i Lynn. Prowadziliśmy wspólną praktykę lekarską i to nas bez reszty [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|