,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spadł z dębu wprost na czatującego odyńca. %7łalił się, że nadwerężył sobie wszystkie ścięgna, zdarł naskórek i prawdopodobnie nadszarpnął nerwy, co może się odbić na jego ogólnym rozwoju. Chciał sobie robić okłady z wody Burowa i posmarować rany maścią sulfatiazolową. Niestety, poza zródlaną wodą w studni innej nie było, a o maści sulfatiazolowej nigdy dotąd nie słyszałem. Nie wiem, czy w ogóle istnieje, czy tylko Duduś ją sobie wymyślił. Nie mogłem patrzeć na jego męczeńską gębę. Pocieszyłem go, że ścięgnom nic się nie stanie, skóra się sama zagoi, a przygoda z odyńcem wzmocni jego system nerwo- wy. Chcąc nie chcąc uwierzył, a gdy od żony leśniczego dostaliśmy na kolację pierogi z jagodami, zapomniał o wszystkim. 202 Spaliśmy w leśniczówce na sianie. Rozkosz do trzeciej potęgi. Gdybym mógł, to w domu urządziłbym sobie taki stryszek z sianem i przez cały rok spałbym w warunkach pierwotnego człowieka. Wdychałem woń świeżego siana i słuchałem, jak w drzewach cykają polne koniki, a w moczarach odzywa się chór żab. Księżyc przeświecał przez szpary w deskach, są- czył się tajemniczym blaskiem, a w sercu rodził się niepokój. I nagle zastanowiłem się, skąd się tu wziąłem, gdzie jestem i kim jestem. Zastanawiałem się niezbyt długo, bo wnet zasnąłem i już o niczym nie wiedziałem. Dobrze jest czasem o niczym nie wiedzieć. Gdy się budzisz, ogarnia cię taka ciekawość, że chciałbyś wiedzieć o wszystkim. Wtedy nawet najdrobniejszy szczegół zaczyna cię bawić i interesować. Mnie na przykład zainteresowała wielka bania, wisząca u krokwi, tuż nad moją gło- wą. Była z jakiegoś dziwnego materiału ni to glina, ni plastyk, licho wie co. Ale najciekawsze, że żyła. Najpierw usłyszałem brzęczenie, potem coś zawirowało mi nad głową, wreszcie ujrzałem wielką osę. I już domyśliłem się, że to osie gniazdo. 203 Stryszek, który wieczorem wyglądał jak ciemna grota, teraz wydał mi się bardzo przytulny i interesujący. Ileż tu ciekawych rzeczy. W rogu, pod okapem, gołębnik. Na- przeciw osiego gniazda gniazdo jaskółki. Przez chwilę zdaje się, że wymarłe i porzuco- ne, a tu nagle coś czarnego mignęło przez okienko wycięte w deskach. Dymówka, daję słowo, a w gniezdzie młode. Nic nie widać, tylko rozdziawione dzioby. A stara wpycha im prosto do gardła rozmaite jaskółcze przysmaki. Po belce lezie kosmata gąsienica. Może wybiera się na poranny spacer? A z siana wyłażą rozmaite owady, małe i wielkie, szare i barwne. I wszystko dokoła żyje, raduje się nowym dniem. Tylko Duduś śpi. Nie zrobiłem mu pobudki. Niech się wyśpi po wczorajszych prze- życiach. Zamyśliłem się. Co dalej robić? Trzeba czekać na pomyślniejsze wiatry. Cze- kać? Nie. Nie byłbym Poldkiem, gdybym czekał. Postanowiłem, że zaraz po śniadaniu spakujemy manatki i ruszymy do Wieżycy, żeby tam łapać okazję . Naraz na dole, tuż pod naszym stryszkiem, usłyszałem rozmowę, która mnie dziwnie zainteresowała. Ktoś, kto zapewne wszedł na podwórze, pytał basowym głosem: Przepraszam, czy tutaj nie spali dwaj chłopcy? 204 Oj, niedobrze pomyślałem, przypomniawszy sobie, że nas szukają przez radio. I naraz prysnął czar wiejskiego poranka. Tubalnemu głosowi odpowiedział śpiewny głos leśniczyny: Zpią jeszcze na sianie. Wczoraj cały dzień zbierali grzyby. Chwała Bogu. Mówili mi studenci, że zostali w leśniczówce. To pani ich szuka? Pół nocy za nimi tarabanię. Nie słyszała pani radia?. . . Rozmowa urwała się w najciekawszym momencie. Jesteśmy ugotowani pomy- ślałem. Ale kto to może być? Ześliznąłem się ostrożnie ze schodków, wyszedłem na podwórze i zza węgła za- cząłem zerkać w stronę otwartych drzwi. Nikogo jednak nie ujrzałem. Pod drzwiami natomiast stał dwukołowy wózek, jakiego kajakowcy używają do transportu ekwipun- ku. Był solidnie załadowany. Chciałem już podejść bliżej do drzwi, gdy nagłe za sobą usłyszałem ten sam cha- rakterystyczny głos piwosza: Dzień dobry, Poldeczku. Jak to dobrze, żeśmy się spotkali. 205 Obejrzałem się gwałtownie. Dwa kroki za mną stała leśniczyna, a obok niej ten ktoś, kto do mnie przemawiał. Była to starsza kobieta i gdybym chciał opisać ją w kilku słowach, powiedział- bym, że jest podobna do starego wodza Siuksów, którego widziałem kiedyś na ilustracji w pewnej książce o Indianach. Rosła, szeroka w barach, zwięzła w budowie, krzepka jak dziki wojownik, ogorzała jak mieszkaniec prerii. Twarz smagła, koścista i typowo indiański orli nos. O sokolim spojrzeniu nie muszę wspominać. Od wodza Siuksów różniła się jedynie płcią i strojem. Zamiast mokasynów nosiła trampki, zamiast spodni z jeleniej skóry spódnicę, a zamiast pióropusza z orlich piór płócienną czapkę z wielkim przeciwsłonecznym daszkiem. Myślałem, że za chwilę wyjmie łuk i przeszyje mnie zatrutą strzałą, ale zamiast strzałą, przeszyła mnie swoim sokolim spojrzeniem. I zapytała: Dziwisz się, że ci mówię po imieniu? Byłem tak zaskoczony jej widokiem, że nie mogłem nawet się dziwić. Po prostu zamurowało mnie. Ale wnet zacząłem się zastanawiać, skąd zna moje imię. Przepraszam wykrztusiłem ja pani sobie nie przypominam. 206 Wszystko się zgadza, mój kochasiu. Nie możesz mnie znać. A jak ci na imię, powiedzieli mi mili studenci, z którymi wczoraj zbierałeś grzyby. Kazali was serdecznie pozdrowić. . . Dziękuję bąknąłem. Ale nas było przecież dwóch. Skąd pani wie, że ja jestem Poldek? Ba roześmiała się ciebie poznałabym w nocy, a Duduś pewno jeszcze śpi. Czarodziejka pomyślałem. Wszystko wie. Należy jej się wystrzegać . Potem powiedziałem: Dziękuję, Duduś daje koncert spania. No, widzisz, jak się świetnie orientuję. Przepraszam bardzo, ale trochę za dobrze. Nie szkodzi. Jeżeli bliżej się poznamy, to zrozumiesz dlaczego. Niebezpieczna! Mówi samymi zagadkami, Przy tym sympatyczna i wesoła zanotowałem w pamięci. Może pani wejdzie do nas zapraszała ją żona leśniczego. Dziękuję bardzo, chciałam jednak trochę z nim porozmawiać odparła kobieta. 207 Leśniczyna przeprosiła ją, że jest zajęta sprawami gospodarskimi. Za chwilę znikła za węgłem. Tajemnicza kobieta wskazała na ławeczkę przy drzwiach do kuchni. Usiądzmy, to się nam będzie lepiej rozmawiało. Gdyśmy już usiedli, zapytała: No i w ogóle jak wam się wiedzie? Dziękuję odparłem z wrodzoną uprzejmością w ogóle wiedzie nam się zupełnie niezle. A w szczególe? zażartowała. W szczególe też nie najgorzej, tylko Duduś wczoraj zobaczył odyńca, zwiał na drzewo i naciągnął sobie wszystkie ścięgna. Nie szkodzi. Ja też tak sądzę. Dudusiowi przyda się twarda szkoła. Właśnie. . . Chciałem to samo powiedzieć. A ty, kochasiu? 208 Ja? Dziękuję, czuję się zupełnie dobrze. Chciałbym tylko jak najszybciej doje- chać do Międzywodzia. O, właśnie, chciałam zapytać, jak czuje się mamusia? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|