, Christie Agata Dom nad kanalem 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziwnie i czasem nie odpowiada na pytania. Ale nie nazwałabym jej wariatką. Dziwa-
dło, ot co.
 Czy ludzie ją lubią?
 Prawie nikt jej nie zna, mieszkają tu raptem parę lat. Miejscowi opowiadają róż-
ne bajki, ale nic poza tym.
 Jakiego rodzaju bajki?
Bezpośrednie pytania nigdy nie zbijały z tropu pani Copleigh. Przeciwnie, traktowa-
ła je jako zachętę i aż nazbyt entuzjastycznie udzielała odpowiedzi.
67
 Podobno wywołują tam duchy. Siadają przy okrągłym stoliku i tak dalej. Ludzie
gadają, że nocami wokół domu poruszają się jakieś ogniki. Ona czyta dużo mądrych
książek, z takimi rysunkami  kółka i gwiazdy. Według mnie to raczej Amos Perry nie
ma wszystkich klepek w porządku.
 To poczciwina  odezwał się pobłażliwie pan Copleigh.
 Cóż, może i masz rację w tym względzie. Ale i o nim opowiadają różne rzeczy.
Lubi swój ogród, chociaż niewiele umie.
 Zajmują tylko połowę domu, prawda?  spytała Tuppence.  Pani Perry była tak
uprzejma, że zaprosiła mnie do środka.
 O, naprawdę? Nie wiem, czy miałabym ochotę wchodzić do tego domu.
 Ich część jest w porządku  zauważył pan Copleigh.
 A ta druga nie?  zdziwiła się Tuppence.
 Ach, różnie o tym mówią. Oczywiście nikt tam od lat nie mieszka. Ponoć z tym
miejscem jest coś nie tak. Krążą różne historie. Ale jak przyjdzie co do czego, to się oka-
zuje, że nikt tu nic nie pamięta. Ten dom ma już ponad sto lat, wie pani. Podobno jakiś
dżentelmen z dworskich kręgów zbudował go dla jakiejś pięknej damy.
 Z dworu królowej Wiktorii?  zainteresowała się Tuppence.
 Raczej nie sądzę, stara królowa była dość zasadnicza. To działo się wcześniej, za
któregoś z Jerzych. Ten dżentelmen przyjeżdżał tu na schadzki, ale mówią, że kiedyś po-
kłócił się ze swą panią i poderżnął jej gardło.
 Okropność! I co, powiesili go za to?
 Nie, nic z tych rzeczy. Bo widzi pani, on ponoć pozbył się ciała. Zamurował ją
w kominku.
 W kominku?
 A znów niektórzy mówią, że ona była zakonnicą i uciekła z klasztoru, i dlatego ją
zamurowali. W klasztorach tak robią.
 Ale chyba nie zakonnice ją zamurowały?
 Nie, nie. To jej kochanek. I potem wyłożył cały kominek cegłami, a z tyłu przybił
wielki arkusz blachy. Tak czy inaczej, nikt jej więcej nie widział. Biedna duszyczka, snu-
je się teraz w swoich pięknych sukniach& Oczywiście są tacy, co uważają, że ona z nim
uciekła i potem mieszkali razem w jakimś mieście czy gdzie indziej. Teraz ponoć sły-
chać tam jakieś hałasy, migoczą dziwne światełka, w każdym razie nikt tam po zmierz-
chu nie chodzi.
 A co się działo pózniej?  spytała Tuppence, która uznała, że czasy przedwikto-
riańskie to nieco za daleko jak na jej potrzeby.
 No, nie wiem, czy jest o czym mówić. Kiedy dom wystawiono na sprzedaż, ku-
pił go farmer nazwiskiem Blodgick, ale też nie wytrzymał tam długo. To był wprawdzie
farmer, ale zarazem dżentelmen, pewnie dlatego dom mu się spodobał, ale nie bardzo
68
wiedział, co zrobić z ziemią. Dlatego on też to sprzedał, a potem wciąż zmieniali się ko-
lejni właściciele. Za każdym razem przyjeżdżali murarze i wprowadzali różne zmiany
 nowe łazienki i tak dalej. Kiedyś pewna para hodowała tam kury. Ten dom uważa-
ny jest za pechowy. Wie Pani, to wszystko działo się jeszcze przed moim urodzeniem&
Chyba nawet pan Boscowan chciał go kiedyś kupić. I właśnie wtedy namalował ten ob-
raz.
 W jakim on był wieku, kiedy tu przyjeżdżał?
 Czterdziestka, może trochę więcej. Całkiem przystojny gość, tylko nieco za gru-
by. Pies na dziewczęta.
 Ehm  mruknął pan Copleigh, tym razem ostrzegawczo.
 No dobrze, wszyscy wiemy, jacy są artyści  powiedziała jego żona, włączając do
 wszystkich i Tuppence.  Nic, tylko jeżdżą do Francji, to i nabierają tamtejszych zwy-
czajów.
 Był żonaty?
 Nie, wtedy nie. Miał oko na córkę pani Charrington, ale nic z tego nie wyszło. To
była śliczna dziewczyna, ale dla niego za młoda, miała najwyżej dwadzieścia pięć lat.
 A kim była pani Charrington?  spytała Tuppence, nieco oszołomiona wprowa-
dzeniem nowej postaci.
Co ja tu, u diabła, robię?  pomyślała nagle, czując, że ogarnia ją fala zmęczenia.
 Wysłuchuję plotek, wyobrażam sobie morderstwa, które nigdy się nie wydarzyły. Te-
raz dopiero widzę: wszystko zaczęło się od tego, że pewnej miłej, choć stukniętej sta-
ruszce do reszty pomieszało się w głowie. Zaczęła snuć wspomnienia o tym Boscowa-
nie czy kimś podobnym, kto podarował jej obraz, opowiedział o domu i krążących
o nim legendach  że niby kogoś zamurowano żywcem w kominku. Z jakiegoś powo-
du starsza pani pomyślała, że było to dziecko. A ja tymczasem urządzam śledztwo i do-
patruję się Bóg wie czego& Tommy powiedział, że jestem idiotką, i miał zupełną rację.
Czekała na przerwę w monotonnym potoku słów pani Copleigh, gdyż chciała już się
pożegnać i pójść spać. Ale gospodyni nadal była w swoim żywiole.
 Pani Charrington? Ach, ona mieszkała jakiś czas w domu Nad Aąką. Razem z cór-
ką. Miła kobieta, wdowa po oficerze. Cienko przędła, ale czynsz płaciła dość niski. Dużo
pracowała w ogrodzie, bardzo to lubiła, tylko z utrzymaniem domu w czystości gorzej
jej szło. Parę razy przychodziłam tam do sprzątania, potem nie dawałam już rady. Mu-
siałabym jezdzić na rowerze, a to są dwie mile z okładem. I nie ma żadnego autobusu.
 Długo tam mieszkała?
 Nie dłużej niż trzy lata. Przestraszyła się, kiedy wynikły kłopoty. Sama też miała
problemy, znaczy się z córką, Lilian jej było&
Tuppence pociągnęła łyk mocnej herbaty, którą podano do posiłku. Postanowiła jed-
nak skończyć z panią Charrington, zanim uda się na spoczynek.
69
 Jakie problemy z córką? Chodziło o Boscowana?
 Nie, to nie Boscowan wpędził Lilian w kłopoty.
 A kto? Ktoś miejscowy?
 Nie, raczej nie mieszkał w tych stronach. Ona poznała go w Londynie. Wyjechała
tam uczyć się na baletnicę& a może studiować sztukę? Pan Boscowan załatwił jej jakąś
szkołę. A tamten& chyba nazywał się Slate.
 A nie Slade?
 Może i tak. W każdym razie poznała go, kiedy zaczęła jezdzić. Matce się nie po-
dobał, zabroniła jej się z nim spotykać, ale dużo to pomogło! Właściwie to była głupia,
pani wie: jak większość żon oficerów. Taka nieżyciowa, myślała, że dzisiejsze dziewczy-
ny robią, co im się każe. Przebywała w Indiach i tak dalej, ale przecież, gdy na horyzon-
cie zjawia się młody człowiek, wystarczy dziewczynę na chwilę spuścić z oka i już po za-
kazie. Po prostu spotykali się gdzie indziej.
 I wpadła w kłopoty?  dopowiedziała Tuppence. Użyła powszechnie znanego
eufemizmu w nadziei, że nie urazi tą formą poczucia przyzwoitości pana Copleigha.
 To musiał być on, zresztą, tak czy inaczej, wyszło szydło z worka. Wiedziałam, że
tak będzie, jeszcze zanim jej matka się połapała. Szkoda, takie śliczne stworzenie! Po-
stawna, wysoka& Ale nie potrafiła stawić czoła sytuacji, kompletnie się załamała, bie-
daczka. Chodziła potem po okolicy z szaleństwem w oczach, mamrocząc coś pod no-
sem. Moim zdaniem, ten typ ją okropnie traktował. A kiedy odkrył, co się dzieje, po
prostu wyjechał. Oczywiście każda inna matka znalazłaby takiego i uświadomiła mu,
co powinien zrobić, ale pani Charrington nie miała na to siły. Zamknęła dom, wywiozła
gdzieś dziewczynę i potem wystawiono go na sprzedaż. Wróciły tylko po rzeczy, ale nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl