,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głowy nie przyszło. Kenna wstał i obrócił się ku ścianie, gdzie wisiał stary portret z odręczną dedykacją dla imperialnego Obserwatorium. Malowidło przedstawiało Wiecznego Imperatora w jednej z jego monarszych póz. Raschid jak żywy. Ten sukinsyn naprawdę jest nieśmiertelny... Solon Kenna zaczął myśleć o nowych perspektywach. Ciekawe, jak potoczy się los świeżo obranego Walsha... Może w następnych wyborach... Do diabła z tym. Na razie. To nastąpi dopiero za parę lat. Potem rozważył jeszcze jedno - modlitwę do jakiegoś boga z prośbą o oświecenie, co czynić. Zaraz jednak wrócił do rzeczywistości i sięgnął po butelkę. Mahoney czuł, że jest w poważnych tarapatach. Rykor sama przyjechała do niego na swoim wózku, wiedząc, że tak będzie łatwiej, niż ciągnąć admirała do basenu pełnego lodowatej słonej wody i kry. Lokum pani psycholog jak najwierniej odtwarzało arktyczny klimat jej planety. Najbardziej ze wszystkiego Rykor przypominała morsa. Gdy Sten rzucił pomysł utworzenia Trybunału, Mahoney zaczął szukać kadr. Zaraz przypomniał sobie o Rykor, jednej z najlepszych w imperium specjalistek w dziedzinie psychologii. Rykor w zasadzie była już na emeryturze, ponieważ jednak lubiła Stena i Mahoneya, a dodatkowo ceniła osobliwe poczucie humoru Kilgoura, bez wahania zgodziła się na współpracę. Ponadto dość miała towarzystwa na ogół nudnych pobratymców. - I co? - spytał Mahoney. - Ciekawy przypadek, ten Venloe - zaczęła Rykor. - Barwna postać. Prawdziwie amoralna. Czytałam o takich, ale sama żadnej dotąd nie spotkałam. Przez cały czas ani śladu empatii. Wyrostki empatyczne Rykor mieściły się tam, gdzie u ludzi były kanaliki łzowe. Reagowały na każdy impuls emocjonalny istot z otoczenia i pozwalały pani psycholog dokładnie wczuć się w przeżycia pacjenta. - Ale co mamy? - Po pierwsze, jego zdrowie... - Rozumiem, że nie kona w konwulsjach. Zdrów pewnie jak koń. Nie chcę o tym słyszeć. Co dalej? - Myślę, że powinniśmy utajnić wyniki tych badań. Chociaż gdyby wydać porządnie opracowane i stosownie ocenzurowane streszczenie, to z naukowego punktu widzenia byłby to bardzo cenny materiał. Również dla ciebie. Niektóre operacje, w których Venloe brał udział, dają wiele do myślenia. - Poruszyła w zamyśleniu wąsami. - A co z tym najważniejszym zadaniem? - Och, jest winien, dokładnie jak mówi. Ciekawe, że bez uprzedniego socjotreningu tak doskonale potrafił posterować tym Chapellem. Nie popełnił żadnego błędu. Zatrudnił go Sullamora. To wszystko. - Wszystko? Bez przesady, Rykor. Zupełnie niczego nie podsłuchał? Nie podejrzał na przykład, że rada spiła się i śpiewała: Załatwimy cię na cacy, a głowę podamy na tacy, oj dana ? - Nic. Oczywiście, Ian, pamiętaj, że Trybunał może nie uznać jego zeznań za dowód. Ale podejrzewam, że zechce się z nimi zapoznać. Mahoney spróbował ukryć rozczarowanie. - Cóż, liczyłem na więcej. Trudno, to, co mamy, też się przyda. Wycisnęłaś go dokładnie? - Do ostatniej kropelki. - Cholera. - Nie poddawaj się, Ian. Może jeszcze znajdziesz dowód. Venloe twierdzi, że dał Sullamorze pewną radę. Nie z troski o zleceniodawcę, ale żeby mieć pewność w kwestii zapłaty, rozumiesz. Nakłaniał go do ostrożności, ale usłyszał, że Sullamora załatwił już sobie polisę ubezpieczeniową. - Której nigdy nie znajdziemy. Rada pewnie już dawno przeszukała majątki, sejfy i biura Tanza. Wybebeszyli wszystko i wzięli, co trzeba. - Nie dramatyzuj. Może opowiem ci żart. Alex przywiózł go właśnie z Hawkthora. - Nie, tylko nie to. Znam dowcipy Kilgoura, dziękuję. Tylko by mi się humor pogorszył. A jeśli zaczniesz, to chyba... Najgorsze, że emerytowany marszałek nie może postawić nikogo przed sądem polowym. Próba ustalenia, co właściwie robiła rada podczas meczu Rangersi - Błękitni , była może zadaniem trudnym, ale w miarę bezpiecznym. Dlatego Sten postanowił skorzystać z pomocy Haines. Przede wszystkim musieli znalezć stosowną wymówkę pozwalającą zadawać pytania na temat rady. I znalezli. Centralny obfitował w przestępstwa. Zdarzało się, że akurat w wieczór meczu zamordowano pewną kobietę. Przypuszczano, że zabójcą był jej partner, który zniknął. Nie tak dawno rozpoznano go w osobie podejrzanego o inne przestępstwo, popełnione na drugim końcu planety. Niestety, miał alibi. Pamiętnej nocy pracował jako barman. Obsługiwał prywatnych gości Lovetta. Haines porozmawiała z kim trzeba. Sten znów podziękował losowi, że dziewczyna powszechnie uchodziła za osobę dociekliwą. Jej pytania nikogo nie zdumiały. Lovett miał ciekawy sposób traktowania pracowników. Uznawał ich niemal za swoją własność, tak jak stadion czy apartament. Właściciel lokalu był praworządnym obywatelem i chętnie nawiązał współpracę z organami ścigania. Na początku obalił alibi podejrzanego. Nie zatrudnia amatorów. Gość mógłby pracować na samym stadionie, w zwykłym barze czy bufecie, ale nie u niego. Szczególnie tamtego wieczoru. Byli tylko długoletni pracownicy. - Jest pan pewien? - A jakże by inaczej? - odparł tamten. - Największy mecz od paru dekad, cała rada osobiście oglądała. Ale potrzebowali obsługi tylko dla sześciu osób. Nawet ochrony nie chcieli. Zostało więc nas tylko czterech. Ja, Mart nez i Rby za barem, Vance przy kuchni, gdyby chcieli jeść. Ale nie jedli. Nawet Kraa. Przepraszam, mam nadzieję, że ta ostatnia uwaga nie będzie nagrana. Haines zapewniła go, że usunie co trzeba. Mężczyzna dodał, że chętnie przyjdzie na rozprawę i zada kłam słowom mordercy. Haines odparła, że nie jest to konieczne, ponieważ mają już dość dowodów. Sprawdzała tylko wszystko dla porządku. - To fascynujące, służyć tak ważnym osobom - dodała cicho już po schowaniu rejestratora. - Nie tak bardzo - odparł gospodarz. - Lovett już wcześniej był kimś, więc przyjmował dostojnych gości. Nie tak często jak jego ojciec, ale zawsze. Teraz bardzo jest zajęty rządzeniem. Od śmierci imperatora zajrzał tu tylko raz czy dwa razy. Chociaż... może przesadzam, że obsługiwanie dostojników nie robi na mnie wrażenia. Niezupełnie tak. Ponadto jestem za uczciwy. - Co pan ma na myśli? - Gdybym był pozbawiony skrupułów, pewnie wiele zyskałbym tamtej nocy. Domyślam się, że mieli coś bardzo ważnego do załatwienia. Prawie w ogóle nie oglądali meczu. A po drinki sami podchodzili do baru. Ja zaś mogłem śledzić prawie cały mecz na ekranie w pokoju na tyłach. Bardzo dziwne. Zwykle, gdy pan Lovett zapraszał gości, to nie nadążałem z obsługą i dopiero następnego dnia puszczałem sobie nagranie. Haines uśmiechnęła się i wyprowadziła mężczyznę z biura. Potem zeszła kilka pięter, do małego gabinetu pana Brauna, który nie ustawał w daremnych wysiłkach dowiedzenia, że Rosemonta już dawno nie ma między żywymi. Sten zastanowił się nad informacją. - Załatwiali swoje interesy. Bez pomocników, obsługa została w kuchni. To było to spotkanie. - Brak jakichkolwiek świadków. I dokumentów. - Tego akurat nie byłbym taki pewien. Spotkanie w interesach, podkreślam, w interesach. Wyszli i każdy wziął co trzeba ze sobą. Ale nie czyścili lokalu. Od tamtej pory prawie nikt z niego nie korzystał. Liso, przyjaciółko mej młodości. Czy znasz kogoś, kto dopuści się dla ciebie drobnego przestępstwa i będzie potem trzymał język za zębami? Musi być czysty, żebyś nie miała kłopotów. Jeśli nie, to ściągnę moich. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|