,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
każdy człowiek, mógł więc sam wykryć nadciągający kataklizm. Co teraz zrobisz? Muszę tu zostać i zanim przybędzie hrabia Ulric, strzec tego durnia Numidora przed jakąś fatalną omyłką. Gwiazdy ukazały mi, że Ulric dotrze tu za trzy dni. Jestem jednak znużony. Wezwanie duchów ziemi wyczerpało mnie. Nie będę w stanie rzucać żadnych zaklęć, dopóki nie nadejdzie pełnia księżyca . Błagam cię więc, wracaj natychmiast! powiedziało prosząco wyobrażenie Alciny. Ulric z pewnością przybędzie, zanim buntownicy zdołają pokonać skarpę, a ja potrzebuję twej ochrony . Ochrony? A dlaczego? Jego robaczywa wysokość król ciągle namawia mnie, żebym uczestniczyła w różnych plugawych zabawach. Boję się . Do czego zmusza cię ta chodząca sterta nawozu? Jego zachcianki nie dadzą się wprost opisać, mistrzu. Na twe rozkazy przespałam się z kilkoma mężczyznami i kilku zabiłam. Tego jednak nie zrobię . Na Seta i Kali! krzyknął męski głos. Kiedy dostanę Numedidesa w swoje ręce, to zapragnie schronić się na samym dnie piekła. Wyruszam do Tarancji jutro o świcie . Uważaj, żebyś nie wpadł po drodze w ręce buntowników! Doniesiono mi, że na Drodze Królów grasują bandy rebeliantów. Męski głos zachichotał cicho: Nie obawiaj się o mnie, moja droga Alcino. Nawet teraz, gdy jestem osłabiony, potrafię z małej odległości zabić każdego śmiertelnika. %7łegnaj . Głosy ucichły i wizja zniknęła. Conan otrząsnął się jak ktoś budzący się z koszmarnego snu, wyjazd Thulandry dawał szansę zniszczenia armii Numidora przed przybyciem Ulrica z posiłkami. Pozostawało tylko dostać się na płaskowyż& Musiał uporządkować rozbiegane myśli. W namiocie zrobiło się duszno. Cymmerianin wstał więc i wyszedł ze swej ciasnej kwatery. Na zewnątrz wartownicy przyzwyczajeni do jego nocnych wędrówek pomyśleli, że idzie na kolejny obchód straży. Conan skierował się jednak na skraj obozu i dalej w uśpiony las. Barbarzyńca pomyślał z rozbawieniem, że Prospero znów będzie niepocieszony, gdy dowie się, że jego natchnienie kolejny raz wymknęło się straży. Sięgnął do kieszeni po gwizdek z kości, który dał mu Gola, wyjął go i obrócił w palcach. Po krótkim namyśle przyłożył piszczałkę do ust i dmuchnął. Nic się nie stało. Dla pewności gwizdnął jeszcze raz. Być może resztki satyrzego plemienia odeszły w bezpieczniejsze miejsce. Jeśli zaś usłyszeli gwizd, to potrzebowali czasu, aby tu dotrzeć. Conan znieruchomiał i czekał z czujną cierpliwością pantery, czyhającej na zdobycz. Barbarzyńca wsłuchiwał się w brzęczenie i świergotanie owadów oraz szelest wiatru w gałęziach drzew. Co jakiś czas przykładał gwizdek do ust i znów dmuchał. W końcu spostrzegł ruch w zaroślach. Kto twoja dmuchać gwizdek, wołać satyr? zapytał łamaną Aquilońszczyzną stłumiony wysoki głos. Gola? Nie, ja Zudik, wódz. Kto ty? Krzewy rozsunęły się. Conan Cymmerianin. Znasz Golę? Barbarzyńca dostrzegł starego, przygarbionego satyra, którego sierść poprzetykana była siwizną. Tak odpowiedział wódz satyrów. Jego mówić o twoja. Ocalić jego i cztery inne. Czego chcesz? %7łebyście pomogli nam zabić ludzi na szczycie urwiska. Jak Zudik pomagać zabić wielkie ludzie jak twoja? Potrzebujemy ścieżki prowadzącej na szczyt powiedział Conan. Szczerba Olbrzyma została zawalona skałami. Znacie jakąś inną drogę? Noc śpiewała rozbrzmiewającymi wśród ciszy odgłosami owadów. Zudik odpowiedział po chwili: Być mały ścieżka do tamtędy. Wskazał na wschód. Jak daleko? Satyr odpowiedział w ich własnym języku, brzmiącym jak krakanie wron. Zdezorientowany Conan zapytał: Damy radę dotrzeć tam w ciągu dnia? Mocno iść. Może. Wskażesz nam drogę? Tak. Gotowie się, zanim słońce wzejść. Conan odnalazł pózniej Publiusa i oznajmił: Wyruszamy o świcie. Satyr wskaże nam ścieżkę na urwisko, za wąską dla wozów. Odprowadzisz tabory z powrotem do Pedassy, a stamtąd ruszysz w stronę Khorotasu. Jeżeli dołączymy do was na drodze do Tarancji, będzie to, znaczyło, że pokonaliśmy Numidora. Jeżeli nie& Conan przeciągnął palcem po gardle to dalej martwcie się sami. Szczelina w skarpie była o wiele węższa niż Szczerba Olbrzyma. Z dołu była niewidoczna, ukryta przez bujną roślinność i zasłaniające ją skały. Jezdzcy musieli pieszo prowadzić swe wierzchowce wzdłuż potoku, który spływał dnem skalnej rozpadliny. Co trochę zdarzało się, że konie przerażone stromymi ścianami wąwozu rżały, kwiczały, stawały dęba i tarasowały innym drogę. Piesi, maszerujący dwójkami z trudem przeciskali się między skałami. Gdy zmierzch uczynił ścieżkę bardziej złowieszczą, Conan rozkazał żołnierzom chwytać się pasów idących przed nimi i brnąć dalej nie bacząc na nic. Przed nadejściem poranka wszyscy pokonali wąwóz. W czasie, gdy armia powstańcza wypoczywała po marszu i męczącej wspinaczce, Conan wysłał zwiadowców, by obejrzeli pozycje Numidora. Po powrocie ich dowódca zameldował: Numidor rozbił obóz cofnąwszy się o kilka mil od Szczerby. Jest położony w lesie, po obu stronach traktu. Conan rzucił pytające spojrzenie swym oficerom. Pallantides syknął: Co to ma znaczyć? Nawet jeśli Numidor jest głupi, nigdy nie zdarzyło mi się słyszeć, że jest tchórzem! [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|