, Dołęga Mostowicz Tadeusz Bracia Dalcz i S ka tom II 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stało się tak, jak przewidział: baron Colberg sam zjawił się u niego. Ponieważ był to również
człowiek interesów, rozmowa trwała krótko: Colberg otrzymał zamówienia, a Paweł Dalcz
znaczny pakiet akcyj huty  Letycja .
Po  Letycji przyszła kolej na przędzalnię Waksberga w Aodzi, na naftowe towarzystwo
 Oleum w Borysławiu, na  Spółkę Akcyjną Sachs i Synowie w Mysłowicach, na kopalnię
 Nobel ,  Bałtyckie Towarzystwo Transportowe , na  Eksport Drzewny Dawid Koń i Spół-
ka , cementownię  Lasocice itd.
W początkach grudnia Paweł był już członkiem zarządu dwudziestu kilku spółek akcyj-
nych, a w niektórych, bardziej od niego uzależnionych, został wybrany na prezesa.
Nie było to zresztą z najmniejszą szkodą owych towarzystw.
Nie mówiąc już o zamówieniach dla Centrali Eksportowej, dawało to im możność korzy-
stania z nazwiska Pawła Dalcza, które wystarczało we wszystkich bankach za najlepszą firmę.
Nadto w wielu wypadkach Paweł zabierał się do uporządkowania interesów danego przedsię-
biorstwa, a to, dzięki jego zdolnościom, dzięki znajomości ludzi i interesów, prawie zawsze
dawało duże korzyści.
Z dnia na dzień, niemal z godziny na godzinę rósł majątek Pawła i rosło jego znaczenie w
świecie. Z tym wszystkim jednak coraz bardziej brakowało mu dnia.
Na dobitek wszystkiego przyjechała jego matka. Pobyt na wsi nie tylko jej nie zaszkodził,
lecz zdawało się, odmłodził ją. Wynudzona na odludziu, a zwabiona do Warszawy sławą
Pawła, wprost nie dawała sobie wytłumaczyć, że jego czas jest od świtu do nocy zajęty.
Chciała z nim  nagadać się i wiele go trudu kosztowało, zanim zdołał się jej pozbyć.
Zaczęło się od tego, iż zjechała z walizami, kuframi i pakami wprost na Ujazdowską wcze-
snym rankiem. Wiadomość, że połowa mieszkania zajęta jest przez Krzysztofa, przyjęta zo-
stała przez nią z oburzeniem. Uważała, że mieszkanie stanowi jej własność i że sprowadzenie
się doń syna pani Teresy było grubą samowolą. Pawłowi o tym wszystkim doniósł telefonicz-
nie lokaj, dodając, iż jaśnie pani kazała przestawić meble itd.
Przewidując wypadki, Paweł musiał przerwać konferencję i wrócić do domu, by poskro-
mić reformatorskie zapędy pani Józefiny. W rezultacie zdołał ją przekonać, że powinna za-
mieszkać u Jachimowskich. Ci jednak nie chcieli się na to zgodzić, wymawiając się ciasnotą
swojej willi. Wreszcie pertraktacje prowadzone przy poparciu Nity odniosły ten skutek, że
pani Józefina miała zięciowi i córce płacić miesięcznie pięćset złotych, które szły oczywiście
z kieszeni Pawła. Nadto Paweł zobowiązał się urządzić gdzieś Jachimowskiego, pozostające-
go bez bliżej określonego zajęcia od czasu rozstania się z fabryką Dalczów,
Obecność pani Józefiny w Warszawie, a zwłaszcza w kontakcie z Jachimowskimi, groziła
wprawdzie Pawłowi jej gadatliwością, dzięki której mogły wyjść na jaw okoliczności, w ja-
kich powrócił on do Warszawy. Nie byłoby to na rękę Pawłowi, lecz tym niemniej nie wyda-
wało się o tyle grozne, by się miał z tym poważnie liczyć. Na wszelki wypadek zalecił matce
powściągnięcie wielomówności do możliwych granic, nie łudził się jednak, że granice te przy
temperamencie pani Józefiny i tak będą bardzo szerokie.
Bądz co bądz stanowił obecnie temat licznych i częstych rozmów nie tylko w bankach, na
giełdzie, wśród ludzi interesu i w biurach rządowych, lecz także na  fajfach i rautach, na
dancingach i balach. Informacje o jego działalności były tam towarem równie pożądanym, jak
i anegdotki o jego sposobie bycia.
Wprost należało do dobrego tonu móc powiedzieć, co sądzi o tym, a co o tamtym Paweł
Dalcz, sam Paweł Dalcz.
Oczywiście pani Józefina w tej atmosferze czuła się wyśmienicie. Oblegano ją ze wszyst-
kich stron, zapraszano nieustannie, czy to po prostu dla snobizmu posiadania takiej ozdoby
salonu, jak matka Dalcza, czy w nadziei dotarcia przez nią pod wszechpotężne opiekuńcze
skrzydła milionera, celem uszczknięcia z nich bodaj jednego piórka dla siebie.
59
A Paweł z tygodnia na tydzień stawał się mniej dostępny, coraz mniej dosięgalny. Poza-
wierane początkowo stosunki towarzyskie, które miały mu służyć ułatwieniem w interesach,
likwidował jedne po drugich. Najkrótsza wizyta bowiem zabierała przynajmniej dziesięć mi-
nut czasu, a dziesięć minut równało się nieraz dziesięciu tysiącom zysku lub straty.
Im mniej mógł się udzielać bliznim, tym więcej było takich, którzy doń dotrzeć chcieli.
Przypominali go sobie koledzy z pierwszych klas gimnazjalnych, ba, nawet chłopcy, z który-
mi bawił się w koniki, gdy miał lat pięć czy sześć. Co gorsza, przychodzili nawet tacy, któ-
rych nigdy nie znał i nie widział. Nieraz uszu jego dochodziły wiadomości, że taki pan czy
inny utrzymuje, iż jest jego serdecznym przyjacielem od dziesiątków lat.
Otóż do tego pięknie przyczyniła się pani Józefina. Każdy, kto tylko chciał, a nie było ta-
kich, którzy by nie chcieli, mógł usłyszeć od niej, jakim to anielskim i mądrym dzieckiem był
Paweł już w pieluszkach. Jako chłopak mały odznaczał się niebywałą pilnością w naukach, a
wiedza jego, gdy miał lat piętnaście, wprawiała w oszołomienie najuczeńszych profesorów
uniwersytetu. Ba, jego rodzony ojciec, świętej pamięci pan Wilhelm Dalcz, nieraz przerywał
małemu Pawełkowi zabawę w chowanego i radził się go, jak ma postąpić w różnych skompli-
kowanych interesach. Ilekroć zaś poszedł za jego radą, zawsze wychodził na tym świetnie.
Już wtedy było wiadomo, że będzie to geniusz finansowy.
Pani Józefina wzdychała i wymownie kiwała głową:
 I gdyby mój nieboszczyk mąż nadal słuchał Pawła, nigdy by nie doszło do tej tragicznej
śmierci.
Opowiadała dalej, jak Paweł zawsze był uosobieniem wszelkich cnót: odważny, uczciwy,
szlachetny, najlepszy syn, jaki kiedykolwiek istniał pod słońcem. Kłamstwo nigdy nie skalało
jego ust, a uczciwość miał zawsze tak bezkompromisową, że nawet członkom rodziny nie
wybaczał pod tym względem najmniejszych uchybień. Natomiast jeżeli wyświadczył komuś
jakieś dobro, a było to zawsze jego pasją, przede wszystkim zastrzegał absolutną dyskrecję,
nie lubił bowiem rozgłosu swoich miłosiernych czynów. Takie i podobne wiadomości roz-
chodziły się następnie w najfantastyczniejszych wersjach wśród ludzi, urabiając Pawłowi opi- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl