, Tom 23 Biały ślub Palmer Diana 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wywołali skandal.
- Tak myślisz? - Poczuła jego ciepłe wargi na czole i uśmiechnęła się sennie.
- Pamiętasz, co ci powiedziałem tamtej nocy?
- Mówiłeś mi ró\ne rzeczy.
- Powiedziałem, \e kiedy będziesz dostatecznie dorosła, nauczę cię wszystkiego, co
powinnaś wiedzieć o mę\czyznach. - Zwolnił krok i przytulił ją mocniej. - Jesteś ju\
dostatecznie dorosła, Nat. Czujesz, co ze mną robisz...?
- Przestań - wyszeptała.
- Przepraszam. Ale to nie działa w ten sposób. Pomógłby mi zimny prysznic, ale tutaj
jest to raczej niemo\liwe. Nat... Zawiezmy Vivian i jej profesora do domu...
- A potem?
- Moglibyśmy robić to, co robiliśmy tamtej nocy.
- Proszę cię, przestań... - Czuła, \e ma nogi jak z waty.
- Nie da się zatrzymać lawiny słowami - szeptał. - Opętałaś mnie, Nat. To jest nie do
wytrzymania.
- To po\ądanie - odparła. - Co z nami będzie, kiedy je zaspokoisz?
- Tego się nie da zaspokoić raz na zawsze. Nie wiesz, jak to jest. Lubisz moje
pocałunki, pieszczoty, ale nie wiesz, czym jest prawdziwe po\ądanie.
- To ty się zawsze wycofujesz.
- Muszę. - Zacisnął dłoń na jej talii. - Nie masz pojęcia, co by było, gdybym się nie
wycofał.
- Ja mam dwadzieścia dwa lata, Mack. Prawie dwadzieścia trzy. W tym wieku ka\da
normalna kobieta, nawet z małego miasteczka, powinna mieć jakieś pojęcie o stosunkach z
mę\czyznami...
- Ja mówię o stosunkach fizycznych. To nie jest coś, co mo\na mieć raz, a pózniej o
tym zapomnieć. To nałóg. - Słysząc, \e muzyka cichnie, zaczerpnął głęboko powietrza. -
Niebezpieczny nałóg. Z tobą to byłoby coś zupełnie innego.
- Nie rozumiem.
- Wiem. I tym mnie właśnie dobijasz!
- To irracjonalne - mruknęła pod nosem. Przycisnął ją do siebie szybkim ruchem i ze
złośliwą satysfakcją patrzył, jak pąsowieje.
- A to, co teraz czujesz, jest racjonalne?
- Nie. Ale wcią\ starasz się mnie uchronić przed czymś, co musi się kiedyś wydarzyć.
- Być mo\e. - Zacisnął jeszcze mocniej szczęki. - Ale mówiłem ci, \e nie nadaję się do
mał\eństwa. Dlatego musiałbym najpierw stracić rozum, \eby wziąć cię do łó\ka.
- Dave by nie musiał. Whit raczej te\ nie... - Zerknęła na partnera Vivian, który patrzył
na nią z takim samym zainteresowaniem jak na swoją dziewczynę.
- Radzę ci z nim nie zaczynać - wycedził Mack przez zęby, zaciskając kurczowo rękę
na jej talii. - Vivian nigdy by ci nie wybaczyła. Ja te\ nie.
- śartowałam.
- Ale ja nie \artuję.
- Traktujesz mnie jak dziecko, a potem nagle masz pretensję, \e cię prowokuję!
Przecie\ to ty masz doświadczenie.
- Jesteś dla mnie za młoda. - Uwolnił ją raptownie z uścisku i odsunął się.
- Jestem tylko o sześć lat młodsza od ciebie.
- Powiedz, czego ty ode mnie oczekujesz? - spytał aroganckim tonem.
- Chcę, \ebyś był moim przyjacielem - odpowiedziała po długiej chwili.
- Jestem nim.
- Więc nie rozumiem, w czym problem.
- Przed chwilą to czułaś.
- Mack!
Chwycił ją za rękę i poprowadził do ich stolika.
Natalie była rozdygotana i wściekła na Macka, \e igrał z nią w ten sposób. Wiedząc,
\e ma rozpalone policzki, starała się uniknąć wzroku Vivian.
- Nie siadaj. - Whit złapał ją za rękę, zanim podeszła do krzesła. - Ten taniec jest mój.
Zaciągnął ją na parkiet, ku jawnemu niezadowoleniu rodzeństwa McKillainów, i kiedy
zaczął się wolny taniec, porwał ją zachłannie w objęcia.
- Mo\esz mnie tak nie ściskać? - zapytała z furią w głosie.
- Przepraszam. - Odsunął się i spojrzał na nią z ironicznym uśmiechem. - Wielki brat
tańczył z tobą w ten sposób. Ale on to prawie twój krewny, nieprawda\? Podobno
chodziłyście z Vivian do tej samej szkoły.
- Tak. Przyjaznimy się od dawna.
- Ona jest o ciebie zazdrosna.
- Bzdura! - Natalie roześmiała się głośno. - Ona jest piękna i ma tego świadomość.
- Nie o to mi chodziło. Vivian zazdrości ci dobrego charakteru i inteligencji. Jej
brakuje jednego i drugiego. - Dziwny sposób rozmawiania o dziewczynie, na której ci
podobno zale\y.
- Bardzo lubię Vivian. Ale ona jest taka jak mnóstwo innych - zapatrzona w siebie,
rozpuszczona, \ądająca od \ycia wszystkiego, na co przyjdzie jej ochota. Zało\ę się, \e nie
trafiła jeszcze na faceta, który powiedziałby jej  nie .
- Myślę, \e nikt jej tego nie powie - odparła Natalie z uśmiechem. - Jest bardzo ładna i
sympatyczna, a wady mają wszyscy.
- Jest ładna i bogata. Większości mę\czyzn to wystarczy. Kiedy zaczynasz uczyć?
- Na jesieni. Jeśli zdałam egzaminy.
- Nie wolałabyś się gdzieś przenieść? Przeglądałem w Internecie oferty dla
nauczycieli. Mnóstwo wakatów jest w północnym Teksasie, najwięcej w Dallas. Mnie zawsze
ciągnęło do Teksasu.
- Nie chciałabym mieszkać tak daleko od domu.
- Ale ty nie masz tu rodziny, prawda? Vivian mi mówiła, \e straciłaś rodziców w
dzieciństwie.
- Tutaj urodziła się moja mama, babcia i prababcia. Tu są moje korzenie.
- Oby nie stały się pułapką, jak to bywa z poduszkami bezpieczeństwa. Naprawdę
chcesz spędzić resztę \ycia w takiej dziurze?
- Dziwne pytanie jak na kogoś, kto przyjechał do tej dziury z Los Angeles.
- Z Newady - powiedział, nie patrząc jej w oczy. - Miałem dosyć wyścigu szczurów.
Szukałem jakiegoś spokojnego miejsca, ale to jest trochę za spokojne.
- Lubisz uczyć?
- Nie za bardzo. Szczerze mówiąc, miałem większe ambicje. Marzyło mi się
budowanie domów i zarabianie pieniędzy, ale nie dostałem się na architekturę.
- To przykre.
- Więc uczę angielskiego - dodał z gorzkim uśmiechem.
- Vivian mówi, \e jesteś bardzo dobrym nauczycielem.
- Nie stać mnie na porządny garnitur. Kiedy sobie przypomnę, jak kiedyś \yłem,
skręcam się ze złości.
- Co robiłeś, zanim zostałeś nauczycielem?
- Handlowałem nieruchomościami. To bardzo lukratywany interes.
- Nie mógłbyś postarać się o licencję tutaj, w Montanie, i wrócić do tego zajęcia?
- Dzisiaj nikt nie kupuje ziemi w Montanie.
- Chyba nie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl