,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na to ochoty. - Jak w takim razie zostałeś prywatnym detektywem? Byłeś w wojsku, potem zajmowałeś się firmą ojca... Bu- dowlaną, prawda? - Tak. Gdybym mógł rzeczywiście coś budować, może byłoby inaczej. Lubię pracę fizyczną. Ale musiałem tym wszystkim zarządzać. Nie znosiłem tego. - Staram się wyobrazić sobie ciebie w garniturze, pod- pisującego kontrakty, ale jakoś mi nie wychodzi. Więc to cię skłoniło do zmiany pracy? - Nie, ale sprawiło, że zacząłem przyjeżdżać tutaj tak często, jak tylko mogłem, i spotykałem się z Martinem. Kie- dy wreszcie udało mi się zatrudnić kogoś do prowadzenia firmy w imieniu Stelli, Martin namówił mnie do wstąpienia do policji. Tego też nie znosiłem. Nie samej pracy, ale ko- nieczności działania w zespole. - Jesteś typem samotnika. - W stu procentach. Lubię zawsze robić wszystko po swojemu. - Jak gdyby niechcący złapał ją za rękę, a potem pogładził kciukiem wnętrze jej dłoni. Czyżby robił to ce- lowo? A czy to ważne? - Flynn... - przystanęła i odwróciła się do niego. I jego oczy dały jej przynajmniej jedną odpowiedz. W jego ru- chach nie było nic przypadkowego. - W domu jest twoja siostra - wyszeptała. S R - Ale my nie jesteśmy w domu. - Znowu pogładził jej dłoń. Powoli i jak najbardziej celowo. - Chcesz spróbować? Spróbować? To brzmiało zarazem głupio, słodko i pod- niecająco. Uwolniła swoją rękę z jego uścisku i położyła mu ją na piersi. - Czyżbyś zmienił zdanie? - Nie, ja... - przygładził włosy. Niesforny kosmyk zno- wu opadł mu na czoło. - Masz rację. Nie powinienem... to, co dzieje się między nami, kiedy cię dotykam, jest zbyt potężne, by z tym igrać. - Nie o to mi chodziło. Aż do teraz bałam się o siebie. Bałam się o dziecko. Ale w tym śnie... koszmarze, który mnie obudził... - Nie - przerwał jej. - Nie przypominaj sobie tego. - Ty też w nim byłeś. I on... cię zabił! - Na nowo po- czuła ból... i wstyd. - A ja tylko tam stałam. Czy czasami w snach zdarza ci się jak gdyby wrosnąć w ziemię? Chcia- łam krzyczeć, ale nie mogłam wydać z siebie żadnego dzwięku^ nie mogłam nawet poruszyć ręką, tak byłam prze- rażona. Leżałeś o moich stóp, bez ruchu, cały zalany krwią. I to wszystko przeze mnie. Przeze mnie! - Cicho! - Ujął ją dłońmi za ramiona. - Wiem, że uwa- żasz Shawa za nieprzeciętnego fachowca, ale ja też nie je- stem ostatnim patałachem. Jej palce zacisnęły się na jego koszuli. - Po prostu nagle uświadomiłam sobie, że boję się też o ciebie, i że to jest wyczerpujące. Męczy mnie ten ogrom- ny strach. - O mnie nie musisz się bać - powiedział, potwierdzając to pocałunkiem. Dotyk jego ust, ich smak przynosiły Emmie ulgę, usu- S R wając strach w cień. Jego skóra była chłodna, jednak usta wydawały się gorące. Dotknęła pokrytego lekkim zarostem policzka. Jutro wydawało się niezwykle odległe. Flynn jęknął cicho i przytulił ją mocniej. Cienka koszula i szlafrok nie stanowiły żadnej bariery, a gdy odnalazł drogę do jej piersi, jego dłoń okazała się rozkosznie ciepła. Emma wymruczała coś cicho, przyciskając się do niego. Wyczuła jego rosnące podniecenie. Przyjemność zamieniła się w po- trzebę. I strach. Nie, nie podda się strachowi. Pomiędzy nimi dwojgiem nie może być dla niego miejsca. Emma uniosła się na pal- cach, żeby poczuć każdy centymetr jego ciała, ale to nie wystarczyło. Jego usta robiły się coraz bardziej drapieżne, żarłoczne. Dostała gęsiej skórki, uda jej drżały. To jeszcze nie wystarczało. Przeszkadzały jego ubra- nia. I jej. Pożądanie sprawiło, że zaczęła rozpinać jego koszulę. Poczuła pod palcami pięknie ukształtowane mięśnie. Wciąż nie wystarczy. Jęknęła zdesperowana. - Emmo... - Jego głos był lekko zachrypnięty. - Em- mo, ja... - Nagle wyprostował się i przycisnął jej głowę do swego ramienia. Przez chwilę nie mógł złapać tchu. - Poniosło mnie. Nie chciałem... za chwilę się uspokoję. Miał zamiar przestać? Przestać, kiedy jej aż kręciło się w głowie od niespełnionych pragnień? Przestać, kiedy pra- wie udało jej się pokonać strach? - Flynn - powiedziała cicho. - Ja tego chcę. Wyraznie zadrżał. - Emmo - powtórzył, jakby nie był w stanie powie- dzieć nic więcej. Potem jego dłoń ześliznęła się na jej bio- dro. S R I zaczęła unosić kwiecisty materiał koszuli, wsuwać się w przestrzeń między udami. - Otwórz się dla mnie - poprosił, szukając jej ust swoi- mi. - Otwórz się dla mnie, Emmo. Pozwól mi dać ci radość. Złapała go za ramiona, bojąc się przewrócić. - Pozwól mi. Emma spojrzała w jego twarz i zobaczyła silnego męż- czyznę. Upartego, władczego mężczyznę, który bez mrug- nięcia okiem stanie pomiędzy nią a niebezpieczeństwem. Ujrzała w jego twarzy namiętność i głód równy jej włas- nemu. Zobaczyła jego samego. I zapragnęła go. Rozsunęła no- gi, by mógł dotknąć ją tam, gdzie chciała być dotykana... i zrobił to. Poczuła narastającą rozkosz. A jego palce poruszyły się. Podtrzymał ją drugą ręką i zaczął całować. Czule i długo. Jego palce nie przestawały jej pieścić, póki nie uczuła, że unosi się w powietrzu. S R ROZDZIAA DZIEWITY Flynn nie był w stanie się uśmiechnąć, nawet gdyby od tego zależało jego życie. Był tak spięty, że bolały go wszy- stkie mięśnie. Szczególnie jedna część jego ciała pulsowała, jak gdyby wewnątrz ukryta była bomba zegarowa, jednak eksplozja nie miała mieć miejsca. Mimo to był równie zadowolony, jak podniecony. Emma leżała oparta o jego pierś. Już się nie bała. Przestała się martwić swoim koszmarem, zapomniała na chwilę o Ste- venie Shaw. - Czuję się jak makaron - szepnęła. A jednak był w stanie się roześmiać. - Jak makaron? - No, wiesz, taka miękka, bez czucia, bez sił, ale... - Ale co? - pozwolił sobie na pogłaskanie jej włosów spływających po ramionach. - Ale wydaje mi się, że o czymś zapomniałeś. - Wierz mi, nie zapomniałem - przesunął dłonią po jej plecach - ale to nie jest właściwy moment ani miejsce. A on nie był właściwym facetem. Nie dla Emmy. Nie powinien był jej dotykać. Ale nie był w stanie się powstrzymać. Emma wyprostowała się i z uśmiechem zarzuciła mu rę- ce na szyję. S R - Moje szare komórki nie działają w tej chwili najlepiej. I nie jestem zarozumiała, więc łatwo dojść do wniosku, że nie chcesz zadawać się z kobietą, której brzuch sterczy dalej niż jej biust... - Przecież wiesz, że tak nie jest. - Wiem - odpowiedziała, przesuwając dłoń w dół, gdzie znalazła dobitny dowód. Zadrżał. - Ostrożnie - powiedział i odsunął jej dłoń. Rzuciła mu zaintrygowane spojrzenie. Jęknął. Jej zainteresowanie sprawiło, że ta najbardziej niezależna część jego ciała zaczęła żyć własnym życiem i wypełniać jego nieco nazbyt obcisłe dżinsy. - Już wystar- czy. Lepiej wróćmy do domu. - Gdzie przynajmniej jedno z nich mogłoby się trochę przespać. Objął ją i ruszyli równym krokiem. Emma wyglądała na bardzo zadowoloną z dotychczasowego rozwoju wypad- ków... i gotową na więcej. Milczała, za co był jej wdzięczny. Miał wrażenie, że byli jedynymi żywymi istotami pod rozgwieżdżonym firmamen- tem. Jej kobiecy, intymny zapach doprowadzał Flynna do szaleństwa. Kolejnym problemem były jej palce. Najpierw obejmo- wała go w pasie, ale po jakimś czasie jej dłoń zawędrowała pod jego koszulę. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|