,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mówisz serio, prawda? - Jasne, że tak. To nie jest gra, Adrianie. Nie tracę czasu na zabawy, gdy chodzi o ważne sprawy w moim życiu. - I ja jestem& ? - Jesteś w moim życiu najważniejszy - przyznała szczerze. Adrian przyglądał jej się w milczeniu. Sara miała wrażenie, że szuka właściwych słów. - Jestem bardzo zły, Saro - powiedział wreszcie. - Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłem taki zły. - Wiem - szepnęła. - I przepraszam, ale& - Ale się mnie nie boisz, prawda? - Chyba żartujesz?! Cały czas trzymam kciuki, żebyś mnie przypadkiem nie pożarł. - Nie boisz się mnie, prawda? - powtórzył. - Nie tak jak myślisz. W pokoju nie zrobiło się zimniej. Odczułam to tylko jeden, jedyny raz, kiedy wróciłeś, żeby mnie uratować z łap Vaughna. I już wtedy wiedziałam, że jesteś wyjątkowym, wspaniałym mężczyzną i że nie powinnam się bać. Kocham cię i ty kochasz mnie. Jak mogłabym się ciebie bać? Przejechał ręką po włosach i odwrócił się do okna. - Byłem śmiertelnie przerażony - przyznał. - Tym, że mnie pokochasz? - Nie. Tym, że wiedząc, kim jestem, nie potrafisz mnie pokochać. Sara podeszła do niego powoli. - Kocham cię, Adrianie. Kocham cię tak bardzo, że zrobię wszystko, żeby być z tobą. Wiem o tobie to, co jest najważniejsze. Przecież przeczytałam Fantoma . Och, Adrianie! - zawołała, przytulając się do niego. - Zostań ze mną. Nie mogłabym znieść rozstania. - Masz skłonności do przesady, prawda? Przecież się nie rozstawaliśmy. Spotykałem się z tobą przez cały zeszły miesiąc. - To była próba, a ja nie cierpię prób. Ufam ci, Adrianie, i chciałabym, abyś i ty mi zaufał. - Albo zmusisz mnie do małżeństwa? - Już ci mówiłam, że zrobię wszystko, żeby cię przy sobie zatrzymać. Pogładził ją po głowie, wplątując palce w złotobrązowe pasma. - Wierzę ci, skarbie. Muszę przyznać, że nie szukasz sposobu, aby się wycofać. Myślałem jednak, że powinienem ci ofiarować szansę wycofania się z tej sytuacji. - Dziękuję, nie skorzystam. - Kocham cię, Saro. - I ja ciebie - powiedziała, spoglądając na niego błyszczącymi oczyma. Uśmiechnął się i mocniej przygarnął ją do siebie. - Czy możemy teraz wrócić do domu? - Tak. - W drodze do Waszyngtonu moglibyśmy zatrzymać się w Las Vegas - zaproponował. - Naprawdę się ze mną ożenisz? - Nie mam innego wyjścia. - To prawda. Gdy parę minut pózniej wchodzili do mieszkania Sary, zadzwonił telefon. Adrian podniósł słuchawkę. - To na pewno Lowell - rzekł. Sara spojrzała na niego ze zdumieniem. - Cześć, Lowell - powiedział do słuchawki. - Możesz się już nie denerwować. - Wiedziałem, że sobie poradzisz, gdy już znajdziesz się na miejscu - westchnął z satysfakcją Kincaid. - Co dalej? - Wezmiemy ślub w Las Vegas, w drodze do Waszyngtonu. - Jeszcze czego! Czyj to pomysł? - Sara mnie szantażuje - wyjaśnił Adrian, nie spuszczając z niej oczu. - Szantaż, powiadasz. Zawsze twierdziłem, że macie dużo wspólnego. Oboje wiecie, co jest w życiu ważne, i oboje zrobicie wszystko, żeby to osiągnąć. Ty masz tylko trochę inne podejście. - Uhm. - Ale to nie znaczy, że zgadzam się na ślub w Las Vegas. Przez wiele lat czekałem, aż Sara znajdzie odpowiedniego mężczyznę. %7łądam prawdziwego ślubu. I chcę na nim być. - Lowell przerwał na chwilę, po czym dodał z zadowoleniem: - W dodatku nie muszę się martwić o prezent, bo już go wam dałem. Oczekuję listu z podziękowaniem - zakończył i odłożył słuchawkę. - Twój wuj chce dostać list z podziękowaniem - poinformował Sarę Adrian. - Nie przejmuj się, napiszę i mu podziękuję. - I żąda prawdziwego ślubu. Nie zgadza się na Las Vegas. - Szuka pretekstu, żeby włożyć jedną z tych strasznych hawajskich koszul. - Lowell zawsze lubił przyjęcia. - Cóż, być może będziemy musieli ustąpić, choć bardzo mi się to nie podoba. Z drugiej strony, mam wobec niego dług wdzięczności. I nie z powodu mapy. - Wiem, co masz na myśli. Czuję dokładnie to samo. - Adrian podszedł i wziął ją w objęcia. - Jesteś prawdziwym skarbem, Saro. Nigdy cię nie opuszczę. - Wiem. Ja też zawsze będę przy tobie. Znacznie, znacznie pózniej Adrian przeciągnął się na łóżku Sary i przypomniał sobie, że chciał ją o coś zapytać. Pieszczotliwie pogładził ją po plecach. - Saro? - Uhm. Sara szybko sobie przyswoiła jego charakterystyczne mruknięcie. - Co mówiłaś tym wszystkim facetom, nim przyjechałem do hotelu? Jak ci się udało ich zniechęcić? - Powiedziałam, że wymagam jednej, bardzo ważnej rzeczy. - Jakiej? - Właściwy kandydat musi być wegetarianinem. Zapadła cisza. Sara odwróciła się na plecy i spostrzegła wesołe ogniki w oczach Adriana. Po chwili, nie mogąc się opanować, Adrian wybuchnął głośnym śmiechem, jakiego Sara jeszcze u niego nie słyszała. Pomyślała, że śmiejący się Wilk to czarujący widok i postanowiła na przyszłość zapewnić mu wiele powodów do śmiechu. Przyjęcie weselne, które odbywało się w domu rodziców Sary, było bardzo udane. Państwo Frazerowie polubili zięcia, nie mając pojęcia o jego przeszłości. Uważali, że Adrian ma doskonały wpływ na ich ukochaną, choć impulsywną córkę. Z powątpiewaniem natomiast odnieśli się do pomysłu, aby drużbą został Lowell Kincaid. - Wiedziałam, że włoży coś dziwnego - stwierdziła zrezygnowanym tonem pani Frazer. - Spójrz tylko na tę idiotyczną koszulę. Wszyscy mężczyzni są w garniturach. Powinnam z punktu zaprotestować i zgodzić się na jego udział w uroczystości pod warunkiem, że się przyzwoicie ubierze. - Obawiam, że niewiele byś zdziałała, mamo - powiedziała ze śmiechem Sara. - To pan młody wybiera drużbę, a nie ty. - Bardzo kocham mojego brata, ale on jest trochę& no& - Napij się, mamo. Sara sięgnęła po szklankę, żeby nalać matce czerwonego ponczu. - Właśnie - stwierdziła pani Frazer, marszcząc brwi. - Nie wydaje ci się, że ten poncz ma dziwny smak? - Jest w nim dużo alkoholu - przyznała wesoło Sara. Obserwowała swego męża, zatopionego w poważnej dyskusji z teściem. - Wiedziałam! - wykrzyknęła pani Frazer. - Godzinę temu Lowell się tu ciągle kręcił. Mało mu było szampana! - Przepraszam, mamo, ale muszę pójść i ratować Adriana, nim ojciec namówi go, aby włożył wszystkie pieniądze w jakieś długoterminowe inwestycje. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|