,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wreszcie poczuła, że ogarnia ją sen. Padła na łóżko i natychmiast zasnęła. Obudziła się koło południa. Pospiesznie zeszła na lunch. - Słyszałem, że byłaś przy narodzinach zrebaka - zagadnął ją Jack, kiedy podano posiłek - Tak, to było cudowne - odpowiedziała z uśmiechem. Elizabeth i Marie planowały wycieczkę na zakupy. Bridget pomyślała, że sama 91 RS nieprędko będzie musiała wybrać się do sklepów, bo po ostatniej wizycie szafa jej się nie domykała. Poza tym umówiła się z Mo. Kiedy wszyscy wstali od stołu i zaczęli się rozchodzić do swoich zajęć, Elizabeth podeszła do Bridget. - Jeśli łudzisz się, że podlizując się rodzinie Raszida, cokolwiek zyskasz, to jesteś w błędzie. Nie masz szans, by zostać jego żoną. Zapomnij o tym. Czytanie babci czy zabawianie synka wcale ci nie pomoże. Bridget zamurowało na chwilę, jednak szybko się opanowała. - Och, Elizabeth, czyżbyś snuła swe przypuszczenia na podstawie własnych doświadczeń? - nie mogła powstrzymać się od kąśliwej riposty. - Jeśli jednak koniecznie musisz wiedzieć, to wcale nie mam takich planów. Bardzo polubiłam Mo i panią Salinę al Besoud i dlatego spędzam z nimi czas. Jednak niedługo wracam do San Francisco, do swojego życia, i pewnie nikt o mnie już tu nie usłyszy. - To świetnie. Wprawdzie Raszid od kilku lat jest wdowcem, lecz wcale nie wygląda na to, by zamierzał zmieniać stan. %7ładen flirt tu nie pomoże. Bridget wzruszyła ramionami. - Ty wciąż swoje - powiedziała znudzonym tonem. - Lubimy się, to prawda, ale ani ja nie jestem w jego typie, ani on w moim. - Nie podobasz mu się? - Elizabeth nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Bridget roześmiała się beztrosko. - Szukasz nie tam, gdzie powinnaś. Już ci mówiłam, po prostu się przyjaznimy, jak to na wakacjach, ale nie iskrzy między nami. Gdyby było inaczej, już bym ci wydrapała oczy za próbę odepchnięcia mnie od 92 RS ukochanego. - Mrugnęła do niej. - Wiesz, jak to między nami dziewczętami. Elizabeth wreszcie się uśmiechnęła, zaraz jednak spoważniała. - Wiesz o nim więcej niż ja - powiedziała cicho. -Zdradz mi, w jakich kobietach gustuje. Bridget miała już szczerze dosyć tej idiotycznej rozmowy. Nie cierpiała fałszywych uśmiechów i kłamstw, a tak między Bogiem a prawdą, z dziką rozkoszą wydrapałaby Elizabeth oczy. Zdusiła jednak w sobie agresję. To, że całowała się z Raszidem, nie dawało jej do niego żad- nych praw. Wakacyjny flirt, nic więcej. Bolesna prawda była taka, że szejk potrzebował nie jakiejś tam Bridget Rossi, bibliotekarki z San Francisco, tylko całkiem innej kobiety. Wyznała więc szczerze: - Raszid pragnie kobiety pięknej, eleganckiej, obytej w wielkim świecie, która byłaby perfekcyjną żoną księcia. Potrafiłaby urządzać wspaniałe przyjęcia, reprezentować męża w świecie biznesu i polityki. Umiałaby stworzyć godny jego pozycji dom, a przy tym być lojalna i posłuszna. Ty, Marie czy Franceska odpowiadacie temu wizerunkowi, należycie do świata szejka. Ja nie. Jestem tu gościem,świetnie się bawię, cieszę się, że Raszid darzy mnie sympatią. Bo dlaczego miałabym się nie cieszyć? Szejk jest bardzo gościnny, uprzejmy i szarmancki, miło nam się rozmawia, ale to wszystko. Elizabeth przez chwilę zastanawiała się głęboko. Na jej twarzy pojawił się wyraz nieufności. Z doświadczenia wiedziała, że kobieta nigdy nie powinna ufać innej kobiecie, szczególnie gdy w grę wchodził atrakcyjny i bogaty mężczyzna. 93 RS - Cóż, muszę przyznać, że cuchnąca stajnia to jak na mój gust niezbyt wyszukana sceneria dla romantycznej nocy - skomentowała z, przekąsem. - Skoro twierdzisz, że nie masz żadnych planów względem Raszida, to dlaczego zabiegasz o względy Saliny, seniorki rodu? - Już ci mówiłam, polubiłam ją. Czytamy amerykański kryminał, dyskutujemy o języku angielskim. Nie wiem, do czego zmierzasz i skąd w ogóle masz takie pomysły, ale uwierz, że nic nie knuję. Jestem tu tylko gościem. - Do niczego nie zmierzam. Ot, po prostu daję ci przyjacielską radę - odparła Elizabeth, po czym skierowała się w stronę swojego pokoju. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|