,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chnęła się do niego, a jej niebieskie oczy przepełniała miłość i czułość. Na szyi miała zawiązaną białą wstążkę, we włosy wpięte pączki białych róż. Wyglądała jak prawdziwy anioł. Jego wzrok powędrował niżej i zatrzymał się na chwilę na jej lekko wypukłym brzuchu. Radość przepełniła mu serce, kiedy zdał sobie sprawę, że Portiajest w ciąży - nosi w sobie ich dziecko. Podniósł głowę i napotkał wzrok Adriana. Brat patrzył na niego z dumą. Obok niego stała Caroline, trzymając na ramieniu małą Eloisę. Julian puścił do niej oczko, a dziewczynka zaklaskała w pulchne rączki. - Wujek Jules! Wujek Jules! Wesoły śmiech Portii rozległ się jak dzwięczny dzwonek. Objął ją mocno i zanim ją czułe pocałował, jeszcze chwilę cieszył wzrok urodą swojej oblubienicy. Kiedy Portia otworzyła niepewnie oczy, z początku była przekonana, że śni. To pewnie znów był jeden z tysiąca tych poranków, kiedy się budziła, wyobrażając sobie, że otaczają ją ramiona Juliana. Leżał wyciągnięty obok niej, oczy miał zamknięte, a jedną nogę przerzucił przez jej nogi, jakby chciał się upewnić, że nigdzie nie ucieknie. W perłowym świetle poranka wyglądał jak uosobienie męskiej urody - wysoki, szczupły, doskonale umięśniony. Odwróciła się na bok i przyglądała mu się z przyjemnością, zadowolona, że tym razem sen trwa dłużej niż zwykle. Kosmyk włosów opadł Julianowi na czoło. Chociaż miała wielką ochotę odsunąć go na bok, powstrzymała się, nie chcąc mu zakłócać spokojnego snu, którym na pewno cieszył się dość rzadko. Najego kształtnych wargach pojawił się lekki uśmiech, upodobniając jego twarz do pięknej rzezby. Wzrok Portii powędrował niżej. Syciła się widokiem jego szerokiej piersi, wąskich bioder, smużek dymu unoszących się z jego skóry. Wyskoczyła szybko z łóżka, momentalnie przytomniejąc. Spojrzała w okno. Wpadały przez nie pierwsze promienie słońca i już docierały do nóg łóżka. Działając instynktownie, mocno pchnęła Juliana, dzięki czemu udało jej się zrzucić go z łóżka. Wylądował na podłodze z głośnym hukiem. - Co u diabła...? Przez kilka sekund w panice szukała koca. Chociaż na szybach w oknie wykwitły lodowe kwiaty, koc w nocy wcale nie był im obojgu potrzebny. W końcu znalazła go. Leżał zwinięty u wezgłowia, razem ze strzępami jej halki. Jeszcze raz spojrzała z rozpaczą w okno. Słońce wznosiło się coraz wyżej nad horyzont, złotymi palcami malując niebo na różo wo. Nie zwracając uwagi na przekleństwa Juliana, narzuciła na niego koc. Usiadł, ale zanim zdążył się odkryć i wystawić się na mordercze promienie, rzuciła się na niego, powalając go z powrotem na podłogę. Niespodziewanie zamarł w bezruchu. Dopiero kiedy spo strzegła tuż przed swoim nosem wystającą spod koca nagą stopę, zrozumiała, że usiadła mu na głowie. - Byłoby to dla nas obojga o wiele przyjemniejsze, gdy byśmy mogli obyć się bez koca - odezwał się w końcu. Jego głos tłumiła wełniana tkanina. Wstała, odwróciła się w odpowiednim tym razem kierun ku i wsunęła głowę pod koc. Patrzył na nią groznie, jak wielki, rozzłoszczony kot, któremu przerwano drzemkę. - Zaspaliśmy i nie zauważyliśmy świtu! Słońce już wschodzi. Zaczynałeś się dymić! Tym razem zaklął o wiele soczyściej i mocniej. Bez ostrzeżenia przetoczył się na bok i zniknął pod łóżkiem, ciągnąc za sobą koc. Zawahała się na chwilę, nie wiedząc, co dalej robić, ale wsunęła głowę pod łóżko i rozejrzała się. Julian nadal patrzył na nią nieprzyjaznie, a na jego włosach osiadł kurz. Na szczęście łóżko było na tyle wysokie, że zmieścił się pod nim bez problemu. - Miną długie godziny, zanim słońce zajdzie i będziemy mogli ruszyć w drogę - stwierdziła. Było jej żal Juliana. - Co mam zrobić? Chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Za gniewany grymas ustąpił miejsca kuszącemu uśmiechowi. - Dotrzymaj mi towarzystwa. W świetle księżyca Portia wkładała jedwabne pończochy, przysiadłszy na skraju łóżka. - Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że te nieprzyzwoite rysunki, które znalazłam w bibliotece, były twoje, a nie Adriana. Julian uniósł jej włosy i pocałował ją w kark, od czego przebiegł ją dreszcz na nowo budzącego się pożądania. - Dlaczego miałbym ci o tym mówić, skoro mogłem ci to pokazać, co było o wiele bardziej interesujące? Kupiłem je na pierwszym roku studiów w Oxfordzie, od starszego stu denta. Oglądałem je kiedyś, zastanawiając się, gdzie jest góra, a gdzie dół, aż tu nagle usłyszałem, że Adrian wchodzi po schodach. Włożyłem je między kartki pierwszej lepszej książki, której udało mi się dosięgnąć, i szybko zapomniałem o całym zdarzeniu. Dopóki ty mi nie przypomniałaś w taki miły sposób o ich istnieniu. - Owszem, zapomniałeś, gdzie je schowałeś, ale najwy razniej dobrze zapamiętałeś, co na nich było. - Włożyła pantofelki z cienkiej, kozlej skóry. Wspięła się na palce i czerwieniąc się, szepnęła mu do ucha: - Wątpiłam, czy niektóre z tych rzeczy leżą w ludzkich możliwościach. Z uśmiechem pogładził ją po zaróżowionym policzku. - Nie zapominaj, że nie jestem człowiekiem. W towarzystwie Juliana dzień upłynął jej bardzo szybko. Gdy tylko ognista kula słońca skryła się za horyzontem, Julian przyniósł trochę drewna, więc mogła rozpalić ogień w kamiennym kominku. W piwniczce domostwa znalazł też kilka zapomnianych ziemniaków. Kiedy poszedł po wodę do [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|