, Richards Emilie Niebezpieczne Związki Romans z nieznajomą01 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ucieszył się z tego maleńkiego zwycięstwa.
- Nie masz ochoty usłyszeć swojego prawdziwego imienia i nazwiska?
- Gdy ostatnio je usłyszałam, facet usiłował mnie zabić.
- Bobby?
- Tak.
- Więc rzeczywiście nie uważasz go za przypadkowego napastnika. Sądzisz, że chodziło
mu właśnie o ciebie?
- Prawie zawsze tak myślę.
- Prawie zawsze?
- Gdy uciekasz, trudno zachować obiektywizm. Wydawało mi się, że Bobby wymówił
moje imię, ale nie jestem pewna. W chwili zagrożenia percepcja czasem kuleje, instynkt
zawodzi.
- Twój zawiódł cię wtedy w Paryżu.
- Nie chcę rozmawiać o Paryżu.
- Czy w ten sposób przyznajesz, że byłaś Marie St. Germaine?
- Nie.
Norbert ledwie powstrzymał się od gniewnej odpowiedzi. Zanadto naciskał. Jeśli Celie
miała powiedzieć mu coś o sobie, to niech zrobi to w dowolnym tempie i w taki sposób, jaki jej
najbardziej odpowiada.
- Przepraszam. Mów to, co uznasz za stosowne. Uważnie popatrzyła mu prosto w oczy,
on zaś bez trudu domyślił się jej wątpliwości. Zastanawiała się, ile może ujawnić. Jak dalece
mu zaufać.
- Widziałam, jak popełniono morderstwo - oznajmiła i czekała na jego reakcję, lecz on
postarał się nawet nie mrugnąć okiem. - Zabity mężczyzna był... - wzięła głęboki oddech -
moim kochankiem.
- Boisz się, że morderca chce zabić również ciebie?
- Na pewno usiłują to zrobić.
- Oni?
- To tylko takie sformułowanie.
- Czyli nie wiesz, kim jest zabójca?
- Nie.
- Rozumiem. - Nieprawda. Nic nie rozumiał. Ta historia niewątpliwie zawierała więcej
niewiadomych, niż początkowo sądził.
- Ten ktoś myśli, że znam jego tożsamość i chce się mnie pozbyć.
Norbert zauważył, że teraz użyła liczby pojedynczej. Czyżby celowo starała się
wprowadzić go w błąd?
- Nie lepiej zgłosić się na policję i zażądać ochrony?
- Naprawdę wierzysz, że policja jest w stanie ją zapewnić?
- Chyba nie.
- No właśnie. Dlatego uciekłam.
- Skąd? - spytał, a ona natychmiast zacisnęła usta. - Celie, mam powody, aby
podejrzewać, że jesteś Amerykanką. Nie możesz powiedzieć mi chociaż tyle? Stany to wielki
kraj, zamieszkany przez ćwierć miliarda ludzi. Nie pytam cię o adres i numer ubezpieczenia.
- Dla dobra nas obojga powinieneś wiedzieć jak najmniej.
- Dlaczego? Ponieważ chcę cię chronić? Czy dlatego, że nadal mi nie ufasz?
- Nie ufam nikomu.
- A co planujesz? Do końca życia zmieniać tożsamość i przenosić się z kraju do kraju?
Jak to organizujesz? Załatwiasz fałszywe paszporty i metryki osób zmarłych lub takich, którzy
nie funkcjonują w normalnym społeczeństwie?
- Nic więcej ci nie powiem.
Zastanawiał się, czy to, co wyznała, jest prawdą. Jeśli tak, to musiała rozwiać jedną
ważną wątpliwość.
- Jesteś współwinna tej zbrodni? Uciekasz przed wymiarem sprawiedliwości?
- Nie!
Odpowiedz padła tak szybko i zabrzmiała tak szczerze, że w nią uwierzył. Owszem, Celie
Sherwood była wspaniałą aktorką i równie utalentowaną kłamczuchą, lecz tym razem chyba
mówiła szczerze.
- Dlaczego zamierzałeś puścić Bobby'ego?
- Jak to... puścić?
- Wtedy, gdy go pokonałeś. Chciałeś go puścić i to ja walnęłam go kamieniem.
- A co według ciebie miałem uczynić? Poderżnąć mu gardło? Oddać w ręce policji? Niby
jak? Sam? Ty na pewno zaraz byś zwiała, więc mogłem albo go zabić, albo zostawić. Nie widzę
się w roli mordercy ani kata wymierzającego sprawiedliwość.
- Może znałeś Bobby'ego.
- Sugerujesz, że razem dybaliśmy na twoje życie? %7łe znałem jego plany względem
ciebie?
Celie wzruszyła ramionami.
- Chyba całkiem ci odbiło. Niby skąd wiedziałbym, że z tego punktu naprawczego
pobiegniesz do tego atlety? Nawet gdybyśmy obaj byli w zmowie, to nie moglibyśmy zgadnąć,
co zrobisz, prawda?
Nie odpowiedziała.
- Twierdzisz, że ktoś usiłuje cię zabić. Ja miałem do tego wiele okazji, od kiedy
znalazłem cię w tamtym zaułku, ale nic ci nie zrobiłem. Przeciwnie, przywiozłem cię tutaj, żeby
zapewnić ci bezpieczeństwo. Czy to nic dla ciebie nie znaczy?
- Już sama się w tym gubię - mruknęła. - Wystarczy, że komuś zaufam, że przestanę
oglądać się za siebie i już...
- Bobby nie był pierwszym zamachowcem, który cię zaatakował, prawda?
- Nie.
- Ile razy cię to spotkało?
- Sporo.
Sposób, w jaki powiedziała to jedno krótkie słowo, mówił dużo więcej niż ono samo.
Celie Sherwood chyba w każdej chwili spodziewała się śmierci. Była tak znużona długotrwałą
ucieczką, tak bardzo udręczona wiszącym nad jej głową niebezpieczeństwem, że obecnie
akceptowała swoją sytuację, chociaż nie zamierzała się poddać.
- Celie. - Norbert pokręcił głową. - Nie jestem w stanie nawet sobie wyobrazić, co
przeżywasz.
- Traktuję to jak śmiertelną chorobę. Nie mam żadnych objawów, ale śmierć czeka na
mnie za rogiem. Tyle tylko, że w moim przypadku kostucha rzuci się na mnie znienacka i
nigdy się nie dowiem, kto mnie załatwił.
- Naprawdę tak sądzisz?
- W zasadzie tak, chociaż... gdzieś w głębi duszy kołacze się odrobina nadziei, że zdołam
wyjść z tego cało. %7łe pokonam przeciwnika i kiedyś, w przyszłości, już nie będę musiała
uciekać.
- Jak możesz pokonać kogoś nieznanego?
- Po troszeczku. Tak, jak wymykając się z rąk Bobby'ego... Jak radząc sobie z tym... -
Wskazała na zraniony bark.
- I znów zmieniając nazwisko, aby pojawić się na Fidżi lub na australijskiej prowincji?
- W Kangurowie, stary? Co mogłaby tam zdziałać taka dziewuszka, jak ja?
Norbert z podziwem słuchał, gdy gładko przeszła na australijski akcent i slang.
- Wygląda na to, że już tam byłaś.
- W dzieciństwie zawsze marzyłam o dalekich podróżach. Moje przyjaciółki pragnęły
zostać tancerkami lub lekarkami, a ja chciałam wędrować po Antarktydzie i zdobywać Mont
Everest. Niekoniecznie naraz - dokończyła z uśmiechem.
- Chyba zrealizowałaś część tych marzeń.
- Może.
- Ale nie tak, jak zamierzałaś. - Przysunął się bliżej, a na jej twarzy natychmiast pojawił
się wyraz czujności. - Pozwól, że ci pomogę.
- Niby jak?
- Mam szerokie koneksje. Jestem w stanie zapewnić ci bezpieczeństwo. I ustalić, kto cię
prześladuje.
- Podróżuję w pojedynkę.
- Gdybyś w tamtym zaułku podróżowała w pojedynkę, już leżałabyś dwa metry pod
ziemią.
- A kto mi zaręczy, że wkrótce tam nie wyląduję?
- Nikt. Ale będziesz miała większe szanse przetrwać, jeśli ktoś cię wesprze. To twoje
życie, Celie. A ja jestem kimś obcym. Nie winię cię za brak zaufania do mnie. Twoja sytuacja
uczyniła z ciebie paranoiczkę...
- Nie jestem paranoiczką! Nie wymyśliłam tego wszystkiego. %7łyję w bezustannym
zagrożeniu i ono jest bardzo realne!
Patrzył na nią, świadomy tego, że wystarczyło jedno słowo, aby porzuciła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl