,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oprowadzić ich po całej galerii. - Zrobiłbym to z przyjemnością, ale nie wiem, czy pani pamięta, że umówiliśmy się dziś na partię szachów. - Możemy zagrać pózniej - oświadczyła starsza pani. - Doskonale - powiedział Malz. - No to jak, chłopcy, chcecie obejrzeć skarby? - Jasne - odparł Jupiter. - Moi wujostwo zwiedzili muzeum kilka lat temu, kiedy jeszcze żył pan Mosby. Ciotka do dziś wspomina tę wyprawę. Malz popatrzył na Letycję. - Poszłabyś z nami? - spytał. - Dziękuję za zaproszenie, ale nie mam ochoty. Byłam w muzeum co najmniej z milion razy. - Wobec tego wychodzimy - powiedział Malz, ignorując niezbyt grzeczną odpowiedz Letycji. Poprowadził chłopców do pozbawionego okien budynku, w którym zgromadzono wspaniałą kolekcję dzieł sztuki. - Niewiele bankowych skarbców jest tak bezpiecznych jak ten gmach - oznajmił z dumą Malz. Nacisnął przycisk dzwonka przy wejściu i strażnik wpuścił ich do środka. Znalezli się w kwadratowym holu, pustym, jeśli nie liczyć kilku gablotek ekspozycyjnych i starego gobelinu przedstawiającego pannę czytającą książkę na łące pełnej kwiatów. - Wszystkie urządzenia w tym budynku służą zwiększeniu bezpieczeństwa dzieł sztuki - powiedział Malz. - Zauważyliście pewnie, że nie ma tu okien. System alarmowy został skonstruowany specjalnie z myślą o tym gmachu. W ciągu dnia wynajmujemy strażników, gdyż do muzeum przychodzą zwiedzający. Sztuczne oświetlenie jest tak zaaranżowane, by lampy nie rzucały cienia i nie dawały nadmiaru ciepła, które mogłoby prowadzić do płowienia bądz pękania starych płócien. Wilgotność pomieszczeń jest kontrolowana, a temperatura taka sama przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wymarzone miejsce dla kustosza dzieł sztuki. Malz poprowadził chłopców przez niezwykłe sale budynku. Na dole zauważyli pokoje wyłożone drewnem przywiezionym z europejskich zamków. Znajdowały się tam gablotki wypełnione srebrem, rzadkimi okazami starego szkła i pięknie ilustrowanymi rękopisami. - A gdzie są te sławne malowidła? - dopytywał się Jupiter. - Na górze - odparł Gerhart Malz. Zaprowadził chłopców na klatkę schodową, która kończyła się dziwnie pochyloną ścianą. Na jednym z dwóch podestów stał ogromny, tykający zegar szafkowy. W górnym holu ustawiono pod ścianami stoły z marmurowymi blatami, na których leżały dziwne i wspaniałe przedmioty. - Popatrzcie na to. - Malz zatrzymał się obok jednego ze stołów. - Dochodzi druga. Obserwujcie teraz kryształki zwieszające się z kandelabra. Chłopcy zapatrzyli się na olbrzymi srebrny kandelabr, stojący na stole. Zegar w holu zaczął wybijać godzinę i wtedy kryształki zadrgały. - Lubię ten dzwięk - powiedział Gerhart Malz. - Kryształki są tak delikatnie przymocowane, że wibrują, kiedy stary zegar zaczyna tykać. Kandelabr jest nowym nabytkiem. Kupiłem go w zeszłym roku, oczywiście za zgodą zarządu. Kustosz ruszył dalej, a chłopcy za nim. Weszli do pokoju, w którym stało niewielkie biurko wykonane z jasnego drewna i delikatnie rzezbione krzesełko. Wisiał tu jeden obraz. - Do licha - powiedział Pete. Obraz był oryginałem, którego kopię widzieli na ścianie w bawialni pani Chumley. - Niby taki sam, a jednak inny - zauważył Bob, studiując portret kobiety z różą. - Różnica polega na tym, że ten obraz malował sam Vermeer - powiedział Malz. - Kopia jest znakomita, ale to tylko kopia. Brakuje w niej ręki mistrza. Chłopcy milczeli przez chwilę. - Oryginał wygląda jak nowy - przerwał ciszę Bob. W jego głosie brzmiało zdziwienie. - Przecież Vermeer żył wiele lat temu, prawda? - Ponad trzysta - potwierdził Malz. - Ten obraz został prawdopodobnie namalowany około tysiąc sześćset sześćdziesiątego szóstego roku. Kiedy pan Mosby go nabył, był pokryty kilkoma starymi warstwami werniksu i miał zdecydowanie brązowy odcień. Zdjąłem werniks, pod którym kryły się wspaniałe, świeże kolory. - Czy to było trudne zadanie? - spytał Pete. - Czyszczenie obrazów jest sztuką niełatwą, choć niewątpliwie wdzięczną. W sąsiednim pokoju mamy kilka Rembrandtów. Niegdyś były brązowożółte, z głębokimi czarnymi plamami. Pracowałem nad nimi i dzięki temu są teraz kolorowe i pełne życia. Chodzcie za mną, coś wam pokażę. Kiedy znalezli się w holu, Jupiter wciągnął powietrze w płuca. - Pachnie olejem - zauważył. - Skąd ten zapach? - To farba olejna lub rozpuszczalnik, którego używam do przecierania obrazów - powiedział Malz. - Moja pracownia mieści się na drugim piętrze. Jest zamknięta dla zwiedzających, nawet dla tak specjalnych gości jak wy. Tam również znajduje się moje mieszkanie. Bob rozejrzał się dokoła. - Musi pan czuć się bardzo osamotniony. Panuje tu taka straszna cisza. - Czasem tak - przyznał Malz. - Wynajmuję mieszkanie w Santa Monica, dokąd udaję się zawsze wtedy, gdy przygnębia mnie spokój tego domu. Jednakże na co dzień w zupełności wystarcza mi moje własne towarzystwo. Malz ruszył dziarsko w stronę galerii, znajdującej się obok pokoju z Vermeerem, gdzie chłopcy mogli obejrzeć odnowione przez kustosza i historyka sztuki w jednej osobie obrazy Rembrandta: krajobraz i portret starszej kobiety. Chłopcy przechodzili z jednej sali do drugiej. Wisiały w nich dzieła Rubensa, van Dycka i innych, mniej znanych artystów. Minęło więcej niż pół godziny, gdy Malz oznajmił, że wycieczka skończona, i sprowadził chłopców na dół. Strażnika nie było już w holu głównym, więc Malz zamknął za sobą ciężkie drzwi, a potem innym kluczem uruchomił system alarmowy i wraz z chłopcami ruszył w stronę domu Radforda. Kiedy uszli połowę drogi, usłyszeli krzyk, burzący spokój tego letniego popołudnia. Ostry i przenikliwy, narastał z każdą chwilą. - O nie, dość tego! - zawołał Pete i zaczął biec. ROZDZIAA 9 Tajemniczy obserwator Pete i Bob galopem przemknęli przez trawnik i po kamiennych schodkach wbiegli na taras. - To znowu Letycja - odezwał się Malz znużonym głosem. On i Jupiter poruszali się dużo wolniej. Letycja Radford w mokrym kostiumie kąpielowym i z bosymi nogami stała obok [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|