,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyniosła. A ty się obnosisz ze swoim udawaniem, że jesteś zwykłym człowiekiem, takim jak ja. I dlatego ubierasz się jak włóczęga? %7łeby reszta z nas, przeciętniaków, nie wkopała ci za to, że masz czelność nas pouczać? Kendall zamrugała powiekami, bo oczy jej zaszły łzami. Chyba trochę przesadziła. Przecież ledwo go zna. Do licha, znowu będzie musiała przepraszać. Ale Hud wybuchnął śmiechem. Tak głośnym i żywiołowym, że odrzucił głowę do tyłu, a Kendall mogła się dokładnie przyjrzeć jego opalonej i muskularnej szyi. Ogarnęła ją fala gorąca. I gdzie tu kontrola nad uczuciami? Znów skrzyżowała ramiona i poruszała palcami u nóg, by móc szybko wstać, a potem wyjść stąd, nie trzęsąc się czy, co gorsza, nie utykając. Zmiech Huda przerodził się w wymuszony grymas. - Naprawdę uważasz, że wyglądam jak włóczęga? - Tak - wypaliła, szczypiąc się jednocześnie w rękę, by nie posunąć się za daleko. - Te dżinsy są starsze od twojego domu. Koszulki dziurawe. A szkiełko twojego zegarka tak podrapane, że pewnie nie widzisz, która jest godzina. - A jak powinienem się ubierać? - W jego głosie brzmiała nutka rozbawienia. - Jeżeli chcesz, żeby cię zawiezć na zakupy do Melbourne, to powiedz. Bentley ciotki Fay musi gdzieś tu być. Mielibyśmy samochód do dyspozycji. My? - Nie, nie to miałam na myśli. Po prostu nigdy nie znałam faceta, któremu tak na niczym by nie zależało jak tobie. Roześmiał się, a ona poczuła, że się odpręża. Szkoda, że nie jest facetem S R stąd, trochę mniej przystojnym, a za to bardziej przeciętnym. Mógłby mniej mieć w sobie z bohatera filmu akcji. Gdyby był bardziej stateczny, mogłaby pójść na całość, tak jak podpowiadało jej serce. - Zależy mi na wielu rzeczach, chociaż może nie na tych samych co tobie. - Na przykład? - Czy to trafi do książki? - Zmarszczył brwi. - Nie - odparła, uświadamiając sobie, że długo już o niej nie myślała. - Chciałabym wiedzieć. Kiwnął głową, unosząc przy tym w uśmiechu kąciki ust, Usiadł wygodniej, opierając obydwie stopy na podłodze, oparł łokcie na kolanach i złożył razem dłonie. - Staram się podróżować z jak najmniejszym bagażem, ale muszę chronić aparat przed zmianami pogody, mieć ubranie na ekstremalne temperatury, pamiętać o barierach językowych, zawirowaniach politycznych i od czasu do czasu jestem świadkiem sytuacji, które mogą złamać najbardziej zatwardziałe serce. Kendall stłumiła w sobie westchnienie. Oskarżała go o cynizm i lenistwo, podczas gdy on miał wrażliwą duszę artysty Czy mógł być jeszcze bardziej pociągający? Spojrzał w jej stronę i przez chwilę miała wrażenie, że zapomniał o niej. - Chyba powinniśmy trzymać się naszej umowy. Ty dyktujesz, ja piszę, potem pływam, i tak codziennie. Otrząsnął się i spojrzał na nią z taką intensywnością, że zrobiło się jej gorąco. - Panno York - powiedział - to najrozsądniejsza rzecz, jaką dziś usłyszałem. Hud opowiadał grzecznie o swojej pracy. Jak sprzedał swoje pierwsze zdjęcie Wiadomościom Północy", gazecie dla której teraz pracowała. Był najmłodszym fotografikiem który dostał zlecenie na wyłączność od Agencji Podróżnik, A potem mówił o beztroskich początkach wyprawy do Valle del Cauca w Kolumbii. Kiedy kończyła pisać zdanie, przygryzała dolną wargę. Był to jeden z drobnych tików, które obserwował z fascynacją. Podobała mu się też podwójna pionowa zmarszczka między brwiami, która pojawiała się, kiedy Kendall nie mo- S R gła nadążyć. Ciche, pełne zadowolenia westchnienie przy zakończeniu jakiejś sceny. Był zdziwiony, że mimo ciągłego patrzenia na jej usta potrafił formułować zrozumiałe zdania. Zrozumiałe. Ale to jeszcze za mało na książkę, za którą czytelnik ma zapłacić trzydzieści dolców, lub na pół miliona, które jedno z angielskich wydawnictw zaproponowało mu, gdy jeszcze leżał w szpitalu pod kroplówką. Kilka razy przerwała pisanie, by zerknąć na niego, jak gdyby podejrzewała, że stara się coś pominąć. Zastanawiał się, czy gdyby w jej ogromnych oczach pojawiło się żądanie całkowitej szczerości, to zdołałby im odmówić. Po bitych dwóch godzinach Kendall wyciągnęła przed siebie dłonie i rozprostowała palce. - Mówisz dobrze po hiszpańsku, prawda? - Tak. Trochę po francusku i po rosyjsku. Niezle po włosku. Daję sobie radę w wielu miejscach. - Godne podziwu. - Nie takiego jak cytowanie Szekspira. Zawsze mi się wydawało, że dziewięćdziesiąt dziewięć procent to brednie. - Nie. - Podwójna zmarszczka jeszcze się pogłębiła. - Jak możesz tak myśleć. - Mogę. Kiedy uczyłem się tego w szkole, miałem jeden mętlik w głowie. W oczach Kendall zapalił się ogień. - Poezję trzeba odkryć. To przychodzi z czasem. Wsłuchaj się w rytm i pozwól słowom płynąć. Nie zmuszaj się do niczego, wszystko przyjdzie samo. Wspaniałe, śmieszne, wzruszające i cudowne. Spróbuję kolumbijskiej kawy, jeżeli obiecasz, że dasz Williamowi szansę. - Obiecuję - rzekł z uśmiechem. - Zwietnie. Teraz moja kolej: kiedy zobaczę zdjęcia towarzyszące twojej historii? - Zdjęcia? - Tak, twoje zdjęcia. Na pewno będziesz chciał zamieścić jakieś fotografie. - Tak, oczywiście. - Masz tu jakieś, które mogłabym zobaczyć? Z Salento i z plantacji, albo zdjęcia rodziny Salinas? Członków twojej ekipy? Wyobrażam sobie Granta jako S R dużego misiowatego faceta i chciałabym się przekonać, czy mam rację. Jej prośba tchnęła prostolinijnością, ale jemu trudno było udzielić odpowiedzi. Czasopismo miało kopie zdjęć z Kolumbii, ale on sam nie miał ochoty ich oglądać. Obrazy, jakie wryły mu się w pamięć, były wystarczająco wyrazne i nie potrzebował fotograficznych dowodów. - Obawiam się, że nie mam żadnych zdjęć. Ile mamy stron? Zamrugała zdziwiona nagłą zmianą tematu i nacisnęła kilka klawiszy. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|