,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szych przyjaciółek leży w łóżku, z bandażem na głowie. Nie pójdę. - Lizzie Morrow - skarciła ją Flea. - Już o tym rozmawiałyśmy. Pój dziesz i tyle. Poza tym wyglądasz zbyt pięknie, żeby zostać w domu. - Tak, Lizzie - poparła ją Holly. Lizzie miała na sobie długą, granatową suknię z jedwabiu, z dużym kwiatem przyszytym do jednego z ramią- czek. - A ja nie mogę się nadziwić, jak ty pięknie wyglądasz, Holly - powie działa Lizzie. - Ta suknia jest jak komunikat: Jake'u Boone, nie ode rwiesz ode mnie wzroku!" - Lizzie! - wykrzyknęła Holly zaczerwieniona po uszy. - Wcale nie chcę, żeby Jake na mnie patrzył! Zresztą wcale mu się nie podobam. Wręcz przeciwnie. - On cię nie pociąga - oznajmiła Lizzie. - Ani trochę. - Nie - odparła Holly. - Ani trochę. - Kłamczucha! - zanuciła kuzynka. - Dobrze cię znam, Holly Morrow. Umiem rozpoznać, kiedy jesteś zainteresowana mężczyzną. 79 Holly miała nadzieję, że nie każdy potrafi czytać w niej jak w otwartej księdze. Czy Jake wie, że jej się podoba? Nie zorientował się, kiedy byli nastolatkami, więc chyba jednak nie była całkiem przejrzysta. - Widziałam, jak na niego patrzyłaś, kiedy przyszedł w tym tygodniu przesłuchać Fleę - oznajmiła Lizzie. - Już w szkole średniej wiedziałam, że jesteś w nim zakochana. Holly była czerwona jak burak. - Wcale na niego nie patrzyłam - skłamała. W rzeczywistości nie mogła oderwać od niego wzroku. Był taki przy stojny, taki... męski. Taki... Zamknęła oczy i wyobraziła sobie jego twarz oraz szerokie ramiona. - Och, tak, patrzyłaś. - Lizzie się uśmiechnęła. - I wiem, że kochałaś go w szkole średniej. Walczyłaś z tym uczuciem, bo nie chciałaś, żeby zatrzymało cię w Troutville. Kochałaś go jednak. Myślisz, że mogłabyś ukryć coś takiego przed kuzynką? Wiedziałam wszystko, Hol. - Ja też - dodała Flea z łóżka. -I Gayle. Holly zagryzła wargę. -Ja... - My to rozumiemy - zapewniła Lizzie. - Desperacko chciałaś wyje chać z Troutville. Marzyłaś o tym. Gdybyś poddała się uczuciu do Ja ke'a, może wcale byś nie wyjechała. - Bardzo dobrze się stało, że usłyszał tamte słowa w wieczór balu, Holly - rzuciła Flea. - Inaczej wyjechałby za tobą, a bardzo chciał zostać w Troutville i udowodnić wszystkim, że się co do niego mylili. - Pojechałby za mną? - zapytała Holly. - Dlaczego miałby to zrobić? - Bo się w tobie kochał - wyjaśniła Flea. - Do szaleństwa. - Co?! - krzyknęła Holly. - Jake Boone kochał się we mnie? Lizzie kiwnęła głową. - Wszyscy to widzieli. - Oprócz mnie - szepnęła Holly. - Czasami widzimy tylko to, co chcemy widzieć - powiedziała Flea. Gdybyś dopuściła do świadomości jego uczucia i swoje, oboje zaprzepa ścilibyście swoje marzenia. - Ale ich prawdziwym, największym marzeniem było być razem - za uważyła Lizzie. - Nie? - Wtedy chciałam tylko wyjechać - przyznała Holly. - Teraz mi tego wstyd, ale wtedy, w wieku osiemnastu lat, nie myślałam o niczym in nym. - Cóż, teraz oboje jesteście dorośli. A tamto nieporozumienie było daw no temu - stwierdziła Lizzie. 80 - On mnie nienawidzi -jąknęła Holly. - Znienawidził mnie w wieczór tamtego balu i nienawidzi do dziś. - To nieprawda! - zaprzeczyła Lizzie. - Tak, Fleo? Byłaś tam wtedy. Czy w jego oczach widziałaś nienawiść? Czy raczej cierpienie? Holly zerknęła na Fleę, która zawsze mówiła prawdę, nawet najbar dziej bolesną. Flea milczała. - Fleo? - zapytała Holly. .- Nie wiem... Bardzo się wtedy rozgniewał. Ale był taki młody... Holly odetchnęła głęboko i przejrzała się w lustrze. - Chyba jednak się przebiorę. Wygodniej mi będzie w kostiumie. - Pójdziesz w tej sukni, czy ci się to podoba, czy nie - zadecydowała Lizzie. -Nawet jeśli będę musiała pomazać ci marynarkę różową szmin ką! - Nie zrobisz tego! - obruszyła się Holly. - Och, nawet się nie zawaham! - odparła Lizzie z szatańskim uśmie chem. - W końcu byś mi wybaczyła, bo zrobiłabym to w słusznej spra wie, dla miłości twojego życia. - Pomachała szminką i wycelowała ją w Holly. - To jak będzie? Holly ustąpiła. - Wygrałaś. - Szkoda, że nie ma czasu, żeby zrobić ci pedikiur, Holly - powiedziała Flea. - W tych butach powinnaś mieć czerwone paznokcie. Holly się uśmiechnęła. - Dziewięciocentymetrowe szpilki i pedikiur? To za dużo jak na jeden wieczór. Panna Ellie na pewno ucieszyłaby się, widząc Holly w takich butach. A Jake? - zastanawiała się. O czym ja myślę? Ten człowiek nie chce nawet pracować ze mną nad naszą wspólną sprawą; ani trochę nie interesuję go jako kobieta. Może kiedyś mnie kochał, jak twierdzą Lizzie i Flea. Ale teraz już nie. Wiem to, bo prawie na mnie nie patrzy. Zadawała sobie pytanie, z jakiego to tajemniczego powodu on nie chce z nią współpracować. Jeśli nie chodzi o przeszłość, to o co? Jestem teraz detektywem amatorem, powiedziała sobie. I mam całą noc, żeby rozgryzć tę łamigłówkę. Jeśli nie przewrócę się w tych szpilkach. 81 Rozdział 7 ake obserwował tłum gości w sali balowej hotelu Plaza. Ostatnie dni Jspędził na zbieraniu informacji o swoich dawnych kolegach z klasy, zwłaszcza tych, którzy wciąż mieszkali w Troutville. Spośród dwustu dziewiętnastu uczniów z ich rocznika siedemdziesięcioro sześcioro zo stało w mieście. Z łatwością wybrał z tej grupy osoby, które miały coś wspólnego z Liz zie lub Dylanem. Interesowały go dawne związki, sympatie i antypatie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|