,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ryńskich legionach i zginął w potyczce z barbarzyńcami. Miałem wtedy trzy lata, zbyt mało, żeby go zapamiętać. Z tego co o nim mówiono, pozostawił po sobie wspomnienie dobrego żołnierza i porządnego człowieka. Czyli był tak zwyczajny, jak to tylko moż- liwe. Przeszliśmy kawałek dalej i znalezliśmy się przy bardzo wyso- kim cippusie, pokrytym reliefami i inskrypcjami w starszej mowie. 193 Verena stanęła przed nim i w milczeniu wpatrywała się w wyrytą na pomniku twarz. Twarz osoby której nienawidziła. Kwintus Armerus. Mag. Położyłem czerwoną różę i stanąłem obok Vereny. Wuj Kwin- tus, brat mojej matki, czarodziej z wieży Irrum, od dzieciństwa uczył mnie zaklęć i był dla mnie jak prawdziwy ojciec. Niemal codziennie wydeptywałem ścieżkę łączącą Ersen z wieżą Irrum. Tam zresztą przyszedłem na świat, gdy pewnej burzowej nocy moją matkę chwyciły bóle... Kto wie, co by się stało, gdyby akurat nie była wtedy w wieży. Może to zdecydowało o moim losie? Bo ile osób może o sobie powiedzieć, że urodziły się w magicznej wieży... Wuj umarł, a jego następca nie był już tak uprzejmy. Przeszedłem w milczeniu obok wysokiego nagrobka z napisem Mag Elaurus . Był rezydentem wieży przez siedem lat. Dobrze, że zmarł w odpowiednim czasie i udało mi się przejąć po nim wieżę. Uważałem to zresztą za jego największe osiągnięcie ży- ciowe. Weszliśmy z Vereną do kolumbarium, gdzie pochowano członków jej rodziny. W prostokątnym, klaustrofobicznym po- mieszczeniu wypełnionym urnami zmarłych nie czułem się najle- piej. Zapaliłem pochodnię u wejścia i wyciągnąłem z bukietu kwiat. Dla Julii, matki Vereny. Medyczka w milczeniu podeszła do nisz z urnami. Położyła róże przy płytach dalszych krewnych i zatrzymała się dłużej przy grobie matki. Lubiłem Julię. W przeciwieństwie do ojca Vereny zawsze była radosna i nigdy nie okazywała mi niechęci. Nazywała mnie naj- lepszym przyjacielem córki , uśmiechając się przy tym tajemni- czo. Znaczenie tego uśmiechu odkryłem dopiero po latach. 194 Jej śmierć była wielką tragedią. Niepotrzebnym wypadkiem, sprokurowanym przez Kwintusa. Nieostrożnie rzucone zaklęcie na zawsze zmieniło życie wielu osób. Verena znienawidziła magię, podobnie jak jej ojciec, który stał się jeszcze chłodniejszy. Kwin- tus załamał się i niedługo potem zmarł. A ja musiałem od tej pory ukrywać przed Vereną swoje zdolności. Wyszliśmy na zewnątrz, co przyjąłem z ulgą. Poczułem cmen- tarne powietrze, wypełnione zapachem kwiatów, wonnych olej- ków i wina. Było przyjemniejsze niż ciężki, kamienny odór gro- bowca. Kolejna stela stała niemal na wprost kolumbarium. Dziadek Lunas, ostatni z rodu Armerusów. Zawsze jawił mi się jako po- marszczony starzec z wielgachną brodą i imponującym zanikiem pamięci. Mieszkaliśmy z nim aż do jego śmierci. Potem matka sprzedała dom i podzieliła pieniądze po połowie. Dostałem akurat tyle, by móc skończyć studia w Triwerii. A matka? Cóż, zaraz po pogrzebie wyjechała do siostry mieszkającej samotnie w dalekim Kaf. Nie miałem o to pretensji. Wiedziałem, że nigdy nie była tak szczęśliwa jak w domu szalonej siostrzyczki. Stanęliśmy z Vereną przed wejściem do ogromnego grobowca, przypominającego małą świątynię. Grobowiec Aurelusów. Od setek lat rządzili okolicami Ersen. Weszliśmy do środka, minęliśmy małą kapliczkę i bogato rzezbiony ołtarz i znalezliśmy się w sali wypełnionej sarkofagami. Wzdrygnąłem się. To miejsce zawsze przyprawiało mnie o dresz- cze. Verena położyła kwiat na grobie Mariany, żony senatora Lettu- lusa. Nie znaliśmy jej dobrze, ale dzięki niej przeżyliśmy największą 195 przygodę w swoim życiu. To ona poprosiła świeżo upieczonego studenta uniwersytetu w Triwerii i jego przyjaciół o pomoc, gdy jej syn Amurius zaginął w dzikich krajach południowego zachodu. Wyprawa do Eber zmieniła moje rozumienie świata. Wycho- wany na opowieściach, nigdy wcześniej nie brałem w nich udzia- łu. Nie wiedziałem, jak bardzo jest to niebezpieczne i męczące. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|