,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dobrze rozumiem. W głosie Lee słychać było satysfakcję. Kochasz ją, ale ona nienawidzi mę\czyzny, którym myśli, \e jesteś. W dodatku jedyną osobą, której nie cierpi jeszcze bardziej, jesteś ty sam. Uszczypnęła go w policzek. Mylisz się, kochanie. To najśmieszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam. Taggart popatrzył na nią z niesmakiem. Jesteś wiedzmą bez serca, Lee. Tak, skarbie. Wzięła go za ręce. A mo\e jesteś po prostu zły, \e nie udało ci się zaciągnąć tej wiejskiej gąski do łó\ka, i wy\ywasz się teraz na mnie? Moim zdaniem to tylko chwilowe zauroczenie. W ten sposób radzisz sobie z bólem po naszym rozstaniu. To nic nie znaczy. Za miesiąc sam się o tym przekonasz i razem będziemy się z tego śmiać. Nie wierzył własnym uszom. Dlaczego miałbym odczuwać ból po naszym rozstaniu? Przecie\ to ja z tobą zerwałem! Lee wzruszyła ramionami. Najwyrazniej nie myślisz w tej chwili logicznie, kotku ciągnęła niczym niezra\ona. Nic cię z tą dziewczyną nie łączy. Ona urodziła się w wiosce, o której nikt nigdy nie słyszał, ty pochodzisz z du\ego miasta. Pewnie nawet nie skończyła szkoły średniej. Ty skończyłeś studia na Uniwersytecie Harvarda z pierwszą lokatą. Ona jest biedna i... Przestań! krzyknął Taggart. Miłość nie przejmuje się takimi ró\nicami. Nawet gdyby nie potrafiła napisać własnego nazwiska, nic by mnie to nie obchodziło. Kocham ją! Wcią\ zachwycał się brzmieniem tych słów. Od pierwszej chwili, gdy ujrzał Mary, próbował zdusić w sobie to uczucie. W jego \yciu nie było miejsca na miłość. Wystarczała mu pamięć o Annalisie. Ale nie potrafił zapomnieć o Mary. Kiełkujące uczucie z ka\dym dniem rosło w siłę, a\ stało się silniejsze od jego woli. Ostatnich kilka lat spędził, wspominając ka\dy gest Annalisy, ka\de jej słowo. Annalisa \yła dla innych. Ratowała \ycie chorych. Była najmniej samolubną osobą, jaką kiedykolwiek spotkał. śyczyłaby sobie jego szczęścia. Teraz musiał się uporać z du\o większym problemem. Mary nigdy nie mo\e się dowiedzieć, kim on naprawdę jest ani co do niej czuje. Z powodu kłamstwa, do którego nakłonił go Bonner, spędzi resztę \ycia w samotności. Wiem, co cię jeszcze bardziej rozbawi powiedział do Lee. Z powodu tej maskarady nigdy nie będę mógł jej wyjawić, co do niej czuję. Przynajmniej teraz rozumujesz logicznie. Lee objęła go w pasie. W tym ruchu było coś zaborczego. Od razu du\o lepiej się poczułam. Jednak bez względu na to, co Mary do mnie czuje, niezmienny pozostaje fakt, \e nie kocham ciebie. Cicho. Lee przyło\yła mu palec do ust. Mamy jeszcze du\o czasu, by porozmawiać o tym, kto kogo kocha i na czym polega szczęśliwy związek Taggart nic nie odpowiedział. Nie miał ochoty wdawać się w dyskusje. Za drzewami widział ju\ zarys łąki, na którą dotarł pierwszego dnia swojego pobytu w Wittering. Jeszcze tylko kilka kroków. Po drugiej stronie strumienia, pośród łanów błękitnych i fioletowych kwiatów, Mary rozkładała właśnie koc. Widzę, \e Matylda ju\ wszystko przygotowała. Taggart nie zaszczycił Lee nawet przelotnym spojrzeniem, ale wiedział, \e pewnie uśmiecha się do siebie pod nosem. Mo\e to i dobrze, \e wzięliśmy ze sobą słu\ącą. Spróbuj jeszcze raz pomylić jej imię, a przysięgam, \e zrzucę cię z urwiska! Mary starała się ich ignorować, ale dzwięczny śmiech Lee słychać było daleko. Czuła się jak słu\ąca, na którą nie warto zwracać uwagi. Westchnęła głośno i zaczęła wyjmować z koszyka przygotowane przez Pauline jedzenie. Wszystko wyglądało pysznie. Pieczony kurczak, sałatka ziemniaczana, świe\e pieczywo, masło czosnkowe, lemoniada i babeczki z czekoladą. Mary wiedziała, \e pikniki Pauline to mistrzostwo świata, ale jakoś nie miała apetytu. Cześć, cześć! zawołała Lee, machając do niej z daleka i pokazując zęby w niezbyt naturalnym uśmiechu. Najwyrazniej wydarzyło się coś, co poprawiło jej nastrój. Mary nie chciała się nad tym zastanawiać. To bardzo miłe z twojej strony, \e ju\ się wszystkim zajęłaś. Lee usiadła pośrodku koca. Nie wiem, jak wy, ludzie z gór, radzicie sobie z tym rozrzedzonym powietrzem dodała. Je\eli nie macie nic przeciwko, najchętniej wróciłabym do domu. Boli mnie głowa... Nie wygłupiaj się. Lee wyciągnęła rękę w jej stronę. Chyba nie spodziewała się, \e Mary ją uściśnie? Przyłącz się do nas. Proszę cię, Mary odezwał się Bonner. Zostań. Mary musiała przyznać, \e świetnie kłamał. Nie miał sobie pod tym względem równych. Pewnie bardzo mu zale\ało, \eby Miz Witty nie zmieniła treści testamentu. Sympatia Mary mogła okazać się w tej kwestii wielce pomocna. Proszę, Mary, zrób to dla mnie. I Mary zgodziła się. Nie miała wyboru. Nie mogła odmówić Miz Witty. Dobrze, ale tylko na chwilę wyszeptała. Wspaniale! Lee nie kryła satysfakcji. To świetna okazja, by się bli\ej poznać. Na myśl o bli\szym poznaniu \ Lee Mary przeszył dreszcz zgrozy. Usiądz, usiądz Lee zwróciła się do Bonnera. Mary starała się na niego nie patrzeć, gdy zajął miejsce naprzeciwko niej. W koszyku znajdziecie talerze, serwetki i sztućce. Czy mógłbyś je rozdać, Bonn? Ale choć Pauline przygotowała mnóstwo pyszności, zarówno Mary, jak i Lee zjadły bardzo niewiele. Jedynie Bonner spałaszował cały posiłek. Mary starała się nie brać udziału w rozmowie, o ile nie zwracano się do niej bezpośrednio. Gdy ju\ nie miała wyboru, odpowiadała monosylabami, więc z czasem Bonner i Lee przestali się do niej odzywać. Ona chciała jedynie, by piknik dobiegł końca. Na co tak się gapisz, Bonn? spytała w pewnej chwili Lee. Mary odruchowo spojrzała na siedzącego naprzeciwko mę\czyznę. Spoglądał w dal. Na [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Odnośniki
|